Islandia już od dawna postawiła na geotermię

Dzięki wpływom Prądu Zatokowego (Golfsztromu), Islandia posiada nieco cieplejszy klimat niż sugerowałoby to położenie geograficzne. Nie można jednak powiedzieć, że Wyspa Wulkanów rozpieszcza swoich mieszkańców wysokimi temperaturami. Przeciętna roczna temperatura w Reykjaviku to jedynie 4,3°C, podczas gdy porównywalny wynik dla Warszawy wynosi 7,8°C. Trzeba również wspomnieć, że w islandzkiej stolicy tylko przez dwa letnie miesiące średnia dobowa temperatura przekracza 10,0°C.

Jak tłumaczą eksperci portalu RynekPierwotny.pl przez wieki dla Islandczyków kluczowym problemem był niedobór drewna, czyli surowca służącego do budowy domów oraz ich ogrzewania. W czasach pierwszych osadników, brzozowe lasy pokrywały 25% powierzchni wyspy. Udział islandzkich lasów szybko jednak spadał (m.in. na wskutek wycinki, erupcji wulkanów oraz zmian klimatycznych). Już w XVIII - XIX wieku drewno było rzadkim surowcem. Dlatego mieszkańcy wulkanicznej wyspy wymyślili „ciepłe” domy z darni (oparte na drewnianym szkielecie). W XX wieku zaczęła już przeważać nowoczesna zabudowa, a potrzeby związane z ogrzewaniem zaspokajano poprzez import oleju opałowego. Uzależnienie od tego paliwa, spowodowało drastyczny wzrost islandzkiej inflacji po kryzysach naftowych (1973 r. i lata 1979 - 1982).

W odpowiedzi na drastyczny wzrost kosztów ogrzewania olejem opałowym, islandzki rząd zaczął mocno dotować technologię, z której rzadko korzystano od lat 30 - tych. Mowa o ogrzewaniu geotermalnym. Po ponad 30 latach inwestowania w geotermię, około 90% islandzkich mieszkań (tzn. lokali i domów) jest już ogrzewanych ciepłem pochodzącym z wnętrza ziemi. Obecnie olej lub gaz spalają tylko właściciele najbardziej izolowanych domostw. Warto wspomnieć, że islandzka geotermia generuje również 30% krajowej produkcji energii elektrycznej. Nadwyżki taniego prądu są wykorzystywane m.in. do obsługi potężnych serwerowni oraz wytopu aluminium.

Reklama

W Rosji do łask wróciły przedwojenne „burżujki”

Mieszkańcy wielu rosyjskich miast, z zazdrością mogą patrzeć na nowoczesne technologie wykorzystywane przez Islandczyków. Po nadejściu zimy i srogich mrozów, w niemal całej Rosji zaczyna uwidaczniać się problem związany z całą infrastrukturą grzewczą. Bardzo wiele sieci ciepłowniczych zbudowanych jeszcze w latach 60 - tych i 70 - tych, teraz domaga się kosztownego remontu albo całkowitej wymiany. Szacunki Rosyjskiego Związku Inżynierów wskazują, że około 70% sieci przesyłowych należałoby pilnie wymienić. Kolejną kwestią jest wysoka energochłonność starszych budynków z cegły i wielkiej płyty (popularnych „chruszowówek”).

>>> Czytaj te: Rynek mieszkaniowy w 2018 roku. To będzie ciekawy czas

Awarie rosyjskiej infrastruktury grzewczej zwykle są usuwane tanim kosztem, a lokalne władze czasem organizują prowizoryczną pomoc polegającą np. na wypożyczaniu przenośnych piecyków. Takie żeliwne piecyki (tzw. „burżujki”) z rurą wystawianą przez okno, uratowały już życie wielu mieszkańcom mniejszych miejscowości. Warto dodać, że około 10% rosyjskich mieszkań z miast, nie posiada nawet centralnego ogrzewania. Analogiczny wynik dotyczący wsi jest znacznie wyższy.

Katar wciąż zmaga się z niedoborem wody pitnej

Jak tłumaczy Andrzej Prajsnar, analityk portalu RynekPierwotny.pl, mieszkańcy takich krajów jak na przykład Katar, w przeciwieństwie do Rosjan oraz Islandczyków, nie mogą narzekać na brak ciepła. Wręcz przeciwnie - jednym z tamtejszych priorytetów stało się pozyskanie „czystej” energii elektrycznej, którą można wykorzystać do zasilania licznych klimatyzatorów. Dzięki kosztownym inwestycjom, Katar już w 2030 r. zamierza produkować jedną piątą energii elektrycznej przy pomocy paneli słonecznych.

Istnieje jeszcze jedna kwestia, którą Katarczycy traktują bardzo priorytetowo. Mowa o rezerwach wody pitnej. Pomimo inwestycji w kosztowne systemy odsalające, niedawno zapasy wody w Katarze wystarczały tylko na 2 dni normalnego zużycia. Taka sytuacja była oczywiście nieakceptowalna (również w kontekście planowanego mundialu). Właśnie dlatego rozpoczęto kolejne kosztowne projekty związane z odsalaniem wody. Zgodnie z założeniami, po ukończeniu nowych odsalarni Katarczycy będą posiadali tygodniowe zapasy wody pitnej dla całej społeczności. Zwiększenie rezerwuaru cennej cieczy to w praktyce bardzo kosztowne przedsięwzięcie. Wystarczy tylko wspomnieć, że cały projekt związany z powiększeniem zapasów katarskiej wody pitnej, będzie kosztował 5 mld USD, czyli około 3% krajowego PKB.

Pomimo trudności ze zgromadzeniem wody, mieszkańcy Kataru znajdują się w relatywnie dobrej sytuacji. Wpływy z eksportu węglowodorów, pozwalają bowiem Katarczykom na budowę kosztownych instalacji odsalających wodę morską. Takiego szczęścia nie ma około miliard ludzi, którzy są pozbawieni dostępu do czystej wody pitnej.

>>> Czytaj też: Od 50 tys. do 5,7 mln zł. Tyle kosztowały w 2017 roku mieszkania w Polsce