Kryzys finansowy doprowadził do wzrostu nierówności także w rozwiniętych gospodarkach. Receptą na sprawiedliwą gospodarkę ma być m.in. dochód podstawowy, mikropłatności i mikroudziały.

Andrea Zorzetto na portalu WEF.com przywołuje anegdotę, jak pewnego ranka w 1914 roku Henry Ford ogłosił, że wstrząśnie Stanami Zjednoczonymi, jeśli nie całym światem. W czasach depresji przemysłowej, by zmniejszyć rotację pracowników i poprawić wydajność pracy, podwoił zarobki większości swoich pracowników – do 5 dolarów dziennie. Posunięcie to doprowadziło nie tylko do wyraźnego wzrostu produkcji, ale i miało wpływ na lojalność pracowników, ale także pozwoliło pracownikom Forda pozwolić sobie na samochody, które produkowali.

Amerykański biznesmen tą inicjatywą przyczynił się do ustalenia, że pracownicy powinni być również konsumentami. W ten sposób Henry Ford nie tylko dał początek przemysłowi samochodowemu – „przemysłowi przemysłów” – ale także gospodarce masowej konsumpcji w powojennych dekadach – złotej erze klasy średniej.

Te czasy już dawno minęły. Po kryzysie finansowym, Wielkiej Recesji i politycznych wstrząsach w 2017 r. rośnie nierówność w rozwiniętych gospodarkach.

Kluczowym wskaźnikiem jest wyraźny spadek wartości całkowitego dochodu, który trafia do płac, w porównaniu ze zwrotami z kapitału. Mówiąc prościej, bogactwo tworzone przez nasz system gospodarczy coraz częściej trafia do tych, którzy już je mają.

Reklama

>>> Czytaj też: Raport o europejskiej biedzie. W tych państwach ryzyko ubóstwa jest największe

Ceny różnych towarów i usług spadły - przykładowo coraz tańsze są komputery, ubrania, loty.

Zapominamy jednak o zasadniczej lekcji Forda: większość konsumentów, którzy napędzają wzrost gospodarczy, to także pracownicy. Utrata tego połączenia powoduje brak równowagi, nie tylko w gospodarce, ale także w społeczeństwie i polityce.

Na pierwszy rzut oka pogłębianie nierówności wydaje się nie do powstrzymania. Konsument jest królem, a konsument zawsze chętnie płaci mniej za ten sam towar lub usługę. Wobec zawziętej konkurencji w skali globalnej wydaje się naturalne, że firmy starają się obniżyć ceny, aby utrzymać lub zwiększyć swój udział w rynku. Aby utrzymać niskie ceny, decydują się na obniżenie płac lub zwolnienie pracowników i zastąpienie ich maszynami. To bardzo zły wybór.

Liberalizacja handlu i automatyzacja miejsc pracy, które są pod wieloma względami pozytywnymi zjawiskami, często są też postrzegane jako dwie główne przyczyny nierówności.

Jednak często zapominamy, że globalizacja i technologia to nie są nieuniknione, neutralne trendy. Zostały one ukształtowane przez politykę prowadzoną przez globalne centra władzy, takie jak Waszyngton, Londyn i Bruksela. Ponieważ światowy porządek został w dużej mierze ukształtowany przez demokratyczne rządy w ciągu 30 lat, między upadkiem ZSRR a powstaniem Chin, dzisiejszy świat jest wynikiem bardzo jasnego wyboru, który my, jako społeczeństwo, dokonaliśmy.

Jaki to wybór? Grupa miliarderów i laureatów nagrody Nobla, którzy krytykują naszą gospodarkę i nierównowagę wprowadzoną przez turbo-kapitalizm, jest duża i wciąż rośnie. W swojej ostatniej książce zatytułowanej „WTF?” guru technologii i futurysta Tim O'Reilly opisuje globalną ekonomię jako opartą na prostym algorytmie: wartość dla akcjonariuszy ponad wszystko inne, bez względu na koszty ludzkie.

Andrea Zorzetto zadaje pytania: czy rzeczywiście nie mamy innego wyjścia, jak opodatkować siłę roboczą bardziej niż kapitał; lub rozprawić się z związkami, a jednocześnie pozwolić bogatym ukrywać gotówkę na Panamie? Pozwolić bankierom odpowiedzialnym za katastrofę w 2008 roku wyjść z milionami, podczas gdy podatnicy zapłacą ich rachunek? Nawet we Francji, najbardziej socjalistycznej, zaawansowanej gospodarce na świecie, 1 proc. płaci stosunkowo mniejszy podatek niż najuboższa połowa społeczeństwa. W Stanach Zjednoczonych zyski przedsiębiorstw osiągają najwyższy poziom w historii. Podobnie jak długi studentów.

Nic z tego nie jest „nieuniknione”. Jak pisze Andrea Zorzetto, problem polega na tym, że nie możemy po prostu cofnąć czasu. Technologiczne fundamenty naszej gospodarki przechodzą transformację. Tak jak sukces Forda zapoczątkował erę opartą na masowej produkcji i konsumpcji, dziś Czwarta rewolucja przemysłowa rodzi nowy świat.

>>> Czytaj też: Beneficjenci wzrostu. Liczba ultrabogaczy rośnie w zawrotnym tempie

Wkrótce digitalizacja będzie miała wpływ na każdy sektor, od energii i transportu po opiekę zdrowotną i bankowość. Ci, którzy spoglądają wstecz na lata siedemdziesiąte z nostalgią, po prostu udowadniają, że – jak twierdzi Carlota Perez – instytucje i społeczeństwo zawsze pozostają w tyle za zmianami w „paradygmacie techniczno-ekonomicznym”.

To, co głosił XX wiek – że konsumenci są równi robotnikom – jest już nieaktualne. Co może go zastąpić? Najbardziej popularnym pomysłem jest powszechny dochód podstawowy (universal basic income, UBI), polegający na opodatkowaniu bogatych i robotów, aby zagwarantować wszystkim podstawowe kwoty.

Andrea Zorzetto nie jest przekonany. O'Reilly ma rację mówiąc, że byłaby to łata na zepsutym systemie. Zorzetto twierdzi, że UBI po prostu położyłoby kres nierównościom na dobre, pozwalając ludziom na kontynuowanie konsumpcji, ale zapomną przez to o swoich szansach na dotarcie do czołówki poprzez talent i ciężką pracę. Zamiast rozwiązania, UBI byłby dzwonem, który obwieszcza oficjalną śmierć Amerykańskiego Snu.

Jak wyglądałby wtedy Nowy Ład w erze cyfrowej? Nowa formuła społeczna powinna polegać na tym, że konsumenci są równymi właścicielami. Rozproszona produkcja i wzrost muszą zastąpić pełne zatrudnienie jako nową bazę dla dobrze prosperującej klasy średniej.

Zorzetto proponuje: powinniśmy otrzymywać mikropłatności, dzięki technologiom takim jak blockchain, za dane, które przekazujemy za darmowy dostęp do platform cyfrowych. Gospodarstwa domowe mogą posiadać panele słoneczne i drukarki 3D, zamiast kupować energię i podstawowe towary. A rosnące szeregi freelancerów gospodarki gigów mogą otrzymywać akcje jako rekompensaty, pracować w różnych firmach w elastyczny sposób, ale mając stały dochód.

Ta formuła podtrzymuje podstawową wolność własności prywatnej, ale pozwala uniknąć niezrównoważonej koncentracji bogactwa. Ani komunizm, ani plutokracja – raczej ratowanie kapitalizmu przed samym sobą.

Zorzetto powołuje się na analogię: nierówność jest jak cholesterol. Są dwa rodzaje cholesterolu: dobry i zły. To, co w nierównościach ma być dobre, polega na tym, by uzyskać odpowiednie zachęty: utalentowani i pracowici muszą być nagradzani hojnie za swoje kreacje, innowacje i odkrycia, które przynoszą korzyści całemu społeczeństwu. Złe jest to, co powszechnie dzisiaj widzimy: nieproporcjonalne zyski trafiające do elity, która stopniowo staje się wystarczająco potężna, aby zostać nową oligarchią.

Zorzetto zachęca: wyobraź sobie, że pewnego ranka w 2019 r. dyrektor generalny korporacji Uber wydaje zaskakujące oświadczenie. Pod polityczną presją, by zapobiec niestabilności spowodowanej przez rotację kierowców, Uber decyduje się na rozdanie mikro-akcji wszystkim swoim pracownikom. Oferuje im także pomoc finansową na zakup elektrycznego, samodzielnego pojazdu i wynajęcie go firmie.

Ta wizja nie jest niemożliwa, jeśli tylko politycy zdecydują się na konkretne naciski.

>>> Czytaj też: Woś: Co wy wiecie o biedzie [FELIETON]