Funkcjonowanie gospodarki Białorusi pod rządami Aleksandra Łukaszenki zadziwiło już wielu ekspertów ekonomicznych w Europie Zachodniej. Ostatnio nawet premiera kraju, Andrieja Kobiakowa, który stwierdził, że nie ma pojęcia skąd w budżecie znalazła się nadwyżka w niektórych sektorach sięgająca 1,5 mld dol.

Zdziwienie premier Kobiakow wyraził podczas posiedzenia rady ministrów w połowie czerwca, kiedy okazało się, że od stycznia do kwietnia 2018 roku nadwyżka budżetu państwa wyniosła 2,53 mld białoruskich rubli (BYN, ok. 1,27 mld dol.), z czego w samym kwietniu wzrosła o 1,33 mld BYN (ok. 670 mln dol.). Nadwyżka w sektorze instytucji rządowych i samorządowych wyniosła 3,5 mld BYN (ok. 1,8 mld dol.), przy czym w kwietniu wzrosła o 1,9 mld BYN (ok. 1 mld dol.). Nadwyżkę, co interesujące, odnotowano nawet w budżecie Funduszu Świadczeń Socjalnych – 200 mln BYN (ok. 100 mln dol.).

Najważniejszą przyczyną pojawienia się dodatkowych wolnych środków jest wzrost dochodów budżetowych – od stycznia do kwietnia do poziomu 8,6 mld BYN, czyli o blisko 40 proc. rocznego planu. Wydatki w tym czasie osiągnęły poziom 5,6 mld BYN, 28 proc. planu rocznego

Istnieje jeszcze jeden powód tak optymistycznych wyników. Jak wskazuje Władimir Tarasow, ekspert finansowy specjalistycznego portalu „Belrinok”, w ostatnich latach rząd Białorusi wykorzystuje wygodny sposób prezentacji budżetu. Co roku przygotowywane są dwa scenariusze rozwoju gospodarki – podstawowy i docelowy. Pierwszy z nich jest pesymistyczny, uwzględniający zdarzenia wpływające negatywnie na finanse państwa, czyli na przykład spadek cen ropy naftowej. Drugi to scenariusz optymistyczny i to on zapewnia prawidłową realizację pięcioletniego planu rozwoju.

Nietrudno się domyślić, że do publicznej wiadomości podawany jest taki scenariusz, jaki aktualnie pasuje Łukaszence. Jeśli koniunktura nie jest dobra, publikuje się docelowy, aby nie zniechęcić inwestorów oraz aby wykorzystywać go jako narzędzie propagandowe. Obecnie, gdy Białoruś znów wkroczyła na ścieżkę wzrostu gospodarczego (ok. 3-proc. wzrost PKB), mamy do czynienia z operowaniem scenariuszem podstawowym, czyli pesymistycznym, stąd tak wysokie i nieprzewidziane wolne środki w budżecie – oficjalnie wypracowane przez sprawne zarządzanie, w rzeczywistości zależnego w największym stopniu od czynników zewnętrznych.

Reklama

Polski NIK podzieli się informacjami z białoruskim KDK, ale Mińsk wykorzystuję tę instytucję do represji opozycji

Białoruski sposób ratowania przedsiębiorstw

Jednym z pojawiających się od lat pomysłów na wykorzystanie nadwyżki budżetowej jest wsparcie nierentownych przedsiębiorstw państwowych. Problem jest poważny, ponieważ zgodnie z wydanym w ostatnich dniach raportem pt. „Stabilność finansowa Republiki Białorusi w 2017 roku”, aż 55 proc. państwowych firm jest nierentownych, a 75,8 proc. posiada zaległości w pokrywaniu należności.

Zgodnie z dekretem Prezydenta Republiki Białorusi, państwo wesprze 300 przedsiębiorstw rynku rolno-przemysłowego w spłacie zobowiązań wynikłych w efekcie dostaw sprzętu rolniczego w 2015 roku. Na pożyczki z oprocentowaniem w wysokości 1 proc. oraz terminem zapadalności przypadającym na 2021 rok przeznaczono 60 mln rubli.

Same zobowiązania również były wynikiem działań rządu. Maszyny rolnicze dostarczone zostały w myśl idei pobudzenia handlu wewnętrznego poprzez zakupy sprzętu u rodzimych przedsiębiorców. Firmy rolnicze nie miały zatem innego wyboru, jak przystać na więcej niż preferencyjne warunki zakupu: spłaty ratami przez 2-3 lata, pierwsza po pół roku w wysokości 25 proc. Nawet takie rozwiązania nie pomogły kołchozom, które nie były w stanie spłacić otrzymanych darów.

To jeden tylko z przykładów działań białoruskich władz w służbie ratowania krajowego biznesu. Wsparcie nierentownych przedsiębiorstw kolejnymi pożyczkami nie przyniesie efektu dopóty, dopóki nie zmieni się charakter ich działalności. Bez modernizacji sektora przemysłowego i wdrożenia nowoczesnych form zarządzania produkcją kolejne zobowiązania będą jedynie nasilały patologiczne zadłużenie i brak wypracowanych zysków.

Ingerencje prezydenta w działalność rynku również przynoszą więcej szkód niż pożytku. Można dojść do wniosku, że największym osiągnięciem biznesowym rządu jest reeksport produktów naftowych z zyskiem do Rosji.

Choć i ten aspekt w krótkiej perspektywie czasu nie będzie przynosił takich dochodów, jak dotychczas. Spowodowane to jest wycofywaniem się Rosji z nakładania dodatkowego, 30 proc. podatku od paliw kopalnych na firmy wydobywcze, który pozwalał sprzedawać surowiec po preferencyjnych stawkach, na przykład na Białoruś. W efekcie, Łukaszenka próbując ratować sytuację finansową podniósł cła eksportowe na ropę i produkty naftowe wywożone poza obszar celny Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej ze 131,8 dol. do 139,1 dol. za tonę.

Rosja już nie chce dotować Białorusi

Jak zadłużać się bez końca

Eksperci oceniają, że podniesienie ceł nie przyniesie spodziewanych rezultatów, szczególnie w świetle ostatnich danych dotyczących wysokości długu publicznego Białorusi. Zgodnie z opublikowanym przez Ministerstwo Finansów raportem, wynosi on 42,5 mld BYN (ok. 22 mld dol.). W październiku 2017 r. dług publiczny wynosił 41,4 mld BYN, a zagraniczny 16,4 mld dol.

W tej perspektywie naturalnym ruchem byłoby przetransferowanie części zanotowanej nadwyżki na spłatę zobowiązań. Tym bardziej, że na obsługę zadłużenia zagranicznego Białoruś przeznacza już ponad 1,3 mld dol., a przewodniczący Komitetu Kontroli Państwowej, Aleksander Kurlypo otwarcie stwierdził, że wysokość całkowitego długu publicznego państwa już teraz paraliżuje system finansowy.

Tutaj pojawia się jeszcze jeden problem, a mianowicie sama forma spłaty. Nadwyżka generowana jest w znakomitej większości w białoruskich rublach, natomiast aż 92 proc. długu pozostaje w dolarach amerykańskich. Aby spłacić zadłużenie zagraniczne – planowane jest przeznaczenie na ten cel ok, 4,4 mld BYN (założenia budżetowe na rok 2018) – należy więc przewalutować tę kwotę, co nieuchronnie wpłynie negatywnie na kurs samego rubla, a w konsekwencji na wielkość pozostałej nadwyżki i możliwość jej rozporządzania.

Nie da się już ukryć faktu, że powodem zaciągania nowych długów jest konieczność spłaty poprzednich zobowiązań. Nie ma tu mowy o głębokich reformach strukturalnych, oprócz jednostkowych przypadków, które pozwolą w krótkim okresie uniknąć konfrontacji z międzynarodowymi instytucjami finansowymi, takimi jak MFW, i otrzymać dzięki temu kolejne środki.

Oprócz obsługi długu publicznego dobrym pomysłem byłoby skierowanie wolnych środków w stronę tworzenia lub realizacji programów społecznych. Niestety, o ile przyjęcie projektu budżetu wymaga umieszczenia punktu dotyczącego spłaty zadłużenia, to sfera społeczna nie jest już uwzględniana w stopniu choćby pozwalającym na utrzymanie poziomu życia Białorusinów na stałym poziomie. Zdaniem białoruskiego ekonomisty, Aleksandra Muchy, aby spłata dotychczasowych zobowiązań mogła przebiegać relatywnie sprawnie, konieczne będzie ograniczenie wydatków rządowych, w tym na cele socjalne.

Pomimo iż oficjalne statystyki podają, że liczba osób żyjących poniżej granicy ubóstwa, czyli za mniej niż 100 dol. miesięcznie zmalała z 5,8 proc. populacji do 5,6 proc., to jednocześnie wzrósł odsetek mieszkańców, których dochód rozporządzalny wynosi połowę tej kwoty – z 0,2 proc. do 0,3 proc. w skali kraju. Najgorsza sytuacja panuje w Homlu, gdzie 1,1 proc. musi utrzymywać się za mniej niż 50 dol. miesięcznie. Tylko w Mińsku i regionach grodzieńskim i brzeskim oficjalnie nie istnieje to zjawisko.

Teoretycznie praca na Białorusi jest. W ostatnim czasie na rynku pojawiła się rekordowa liczba ponad 70 tys. miejsc pracy. Nie wnikając w to, jaki charakter ma większość wakatów, to wynagrodzenie nie przekracza średnio 150 dol. miesięcznie. To ok. 300 rubli, a więc niespełna 100 rubli więcej niż wynosi granica ubóstwa. Ceny biletów na Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej w Rosji w dobrym miejscu na trybunach kosztowały ok. 300 dol. Przeciętny Białorusin na jeden bilet pracuje więc co najmniej dwa miesiące.

Państwo i urzędnicy nie widzą w tym nic złego, tłumacząc zazwyczaj, że ważne jest, aby pracować i lepsze takie wynagrodzenie niż żadne. Dodatkowo, przy działającym na Białorusi systemie kontraktów już zatrudnieni nie mogą z miejsca zmienić pracy. Międzynarodowa Organizacja Pracy dawno określiła ten model jako nowoczesną formę niewolnictwa.

Autor: Kamil Smogorzewski, analityk współpracujący z Zakładem Badań nad Konfliktami w Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie.