Wielu Koreańczyków doznało szoku, gdy zobaczyli swoją pierwszą wypłatę, odkąd w kraju skrócono tydzień pracy z maksymalnie 68 do 52 godzin, co dla części pracowników oznacza ograniczenie nadgodzin i mniejsze zarobki – podał we wtorek dziennik "Dzoson Ilbo".

Do niedawna mieszkańcy Korei Południowej należeli do najwięcej pracujących pośród zatrudnionych we wszystkich państwach rozwiniętych. Według statystyk Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) obejmujących 38 krajów świata w 2017 roku przeciętny Koreańczyk pracował rocznie przez 2024 godziny – o prawie 130 godzin więcej niż przeciętny Polak. Spośród państw ujętych w zestawieniu dłużej pracowało się tylko w Meksyku i Kostaryce.

Wiosną południowokoreański parlament przyjął jednak ustawę skracającą maksymalny tydzień pracy do 52 godzin, by poprawić jakość życia mieszkańców, zmniejszyć bezrobocie, a także powstrzymać spadek przyrostu naturalnego. W lipcu ograniczenie weszło w życie w firmach zatrudniających ponad 300 pracowników, a w kolejnych latach będzie stopniowo rozszerzane na mniejsze przedsiębiorstwa.

Choć większość pracowników wiedziała, że zmniejszy to ich wypłaty, część nie zdawała sobie sprawy, w jakim stopniu – pisze południowokoreańska gazeta "Dzoson Ilbo", dodając, że wielu wyraziło żal z tego powodu na stronie kancelarii prezydenta i na forach internetowych.

"Gdy zobaczyłam wypłatę męża za lipiec, popłakałam się. Dawniej pracował w każdą sobotę i co drugą niedzielę i zarabiał 3 mln wonów (10 tys. zł), a teraz zarabia tylko 2 mln wonów" - napisała koreańska internautka na forum internetowym gospodyń domowych w mieście Pohang, które słynie m.in. z produkcji stali.

Reklama

Dodała, że teraz całą wypłatę pochłania rata pożyczki i rachunki z kart kredytowych. "Jak możemy korzystać z (wolnych) wieczorów, gdy nie mamy już pieniędzy?" - zapytała.

Celem nowych przepisów było zapobieganie przepracowaniu takich właśnie osób jak mąż tej internautki, ale w niektórych przypadkach oznaczają one wpadanie z deszczu pod rynnę – ocenia "Dzoson Ilbo". Według części ekspertów ograniczenie doprowadzi do powiększenia różnicy płac między pracownikami największych konglomeratów a zatrudnionymi w średnich firmach, którzy muszą brać nadgodziny, by związać koniec z końcem.

Największe koncerny, w tym Samsung, Hyundai Motor i SK Telecom, przystały na warunki związków zawodowych i zgodziły się utrzymać obecne pensje pomimo skrócenia godzin pracy. Nie wszystkie firmy są jednak tak bogate, a nie wszyscy pracownicy tak dobrze chronieni przez potężne związki zawodowe – pisze południowokoreański dziennik.

"Robotnicy w małych i średnich przedsiębiorstwach zarabiają tylko 60 proc. tego, co dostają pracownicy największych konglomeratów biznesowych. W przyszłości ta różnica się powiększy" - ocenił cytowany przez tę gazetę urzędnik Koreańskiej Federacji Małych i Średnich Przedsiębiorstw, którego nazwiska nie podano.

Kolejnym celem zmiany przepisów było przekonanie pracodawców, by jeśli chcą zwiększyć produktywność, zatrudniali więcej osób. "Dzoson Ilbo" sugeruje jednak, że dla niektórych firm jest to raczej zachęta do automatyzacji procesu produkcji, co spowoduje likwidację części miejsc pracy.

W Polsce tygodniowy czas pracy włącznie z godzinami nadliczbowymi nie może w większości wypadków przekraczać przeciętnie 48 godzin w przyjętym okresie rozliczeniowym.

Andrzej Borowiak

>>> Czytaj także: Jeśli Turcja wpadnie w finansową przepaść, pociągnie inne kraje. Oto 7 kwestii, które trzeba brać pod uwagę