Od czasu objęcia władzy w USA przez Donalda Trumpa w styczniu ub. roku, Arabia Saudyjska prawie potroiła w wydatki na lobbing w tym kraju. O ile w 2016 r. przeznaczyła na ten cel 10 milionów dolarów, w 2017 r. było to już 27 mln - podaje Center for International Policy.

Władze Arabii Saudyjskiej od razu po zwycięstwie Trumpa w wyborach prezydenckich w 2016 roku uznały, że jest to świetna okazja do naprawy stosunków ze Stanami Zjednoczonymi, które pogorszyły się za czasów demokratycznej administracji Baracka Obamy. Powodem tego było podpisane w 2015 r. porozumienie nuklearne z Iranem, będącym głównym rywalem Arabii Saudyjskiej na Bliskim Wschodzie. Zgodnie z jego postanowieniami w zamian za rezygnację przez Iran z prac nad bronią nuklearną i zgodę na przeprowadzanie międzynarodowych inspekcji Rada Bezpieczeństwa ONZ zniosła sankcje nałożone na ten kraj.

Trump podczas kampanii wyborczej wielokrotnie krytykował to porozumienie jako zbyt korzystne dla Iranu i zapowiedział, że jeśli zostanie wybrany na prezydenta, Stany Zjednoczone je wypowiedzą (i zrealizował tę obietnicę w maju tego roku).

Nic dziwnego, że po zaprzysiężeniu Trumpa Arabia Saudyjska, która nigdy nie szczędziła pieniędzy na zapewnianie sobie wpływów w Waszyngtonie, zintensyfikowała działania dyplomatyczne i zwiększyła nakłady na lobbing - wyjaśnia tygodnikowi "Time" dr Ben Freeman, twórca i dyrektor działającego w ramach niezależnego waszyngtońskiego think tanku Center for International Policy programu Inicjatywy Przejrzystości Obcych Wpływów (Foreign Influence Transparency Initiative).

Według Freemana, obecnie w Waszyngtonie Arabia Saudyjska korzysta z usług 15 firm lobbystycznych, które zgodnie z regulacjami federalnymi są zarejestrowane w ministerstwie skarbu jako „agenci obcego rządu”

Reklama

Zwraca on jednak uwagę, że Trump dzięki swoim kontaktom biznesowym z Saudyjczykami był pozytywnie nastawiony do tego kraju jeszcze przed objęciem urzędu, np. podczas wiecu wyborczego w Alabamie w roku 2015 chwalił się, że „ma doskonałe stosunki z Saudyjczykami”. "Oni kupują ode mnie apartamenty za 40-50 milionów dolarów. I co, ja mam nie lubić Saudyjczyków? Bardzo ich lubię!” – mówił wówczas.

Transakcje biznesowe Trumpa z Saudyjczykami mają zresztą długą historię - np. w 1991 r. sprzedał jednemu z saudyjskich książąt luksusowy jacht „Trump Princess”, a w 2001 r. całe piętro w nowojorskiej rezydencji Trump Tower rządowi Arabii Saudyjskiej.

Arabia Saudyjska była pierwszym krajem, który Trump odwiedził po objęciu urzędu prezydenta. Podpisał tam 10-letni kontrakt na dostawy broni.

Ale działania lobbingowe Arabii Saudyjskiej nie ograniczają się tylko do administracji Trumpa. Rijad zabiega też o poparcie wśród polityków obu partii.

Norm Coleman, były senator Partii Republikańskiej ze stanu Minnesota jest starszym radcą firmy lobbystycznej Hogan Lovells, która - jak wynika z danych Center for International Policy - w 2016 i 2017 r. otrzymała po milion dolarów od ambasady saudyjskiej. Joel Johnson, były doradca prezydenta Billa Clintona, założył dwie firmy lobbystyczne, Glover Park Group i Harbour Group, które działały na rzecz interesów Arabii Saudyjskiej, otrzymując za to ok. 100 tys. dolarów miesięcznie.

Obie firmy lobbystyczne Johnsona ponoć zerwały kontakty z Saudyjczykami w wyniku fali oburzenia po zaginięciu - i prawdopodobnie zamordowaniu - 2 października w saudyjskim konsulacie w Stambule krytycznego wobec władz dziennikarza Dżamala Chaszodżdżiego. Podobnie zachowały się władze większości waszyngtońskich think tanków, które otrzymywały hojne donacje od władz saudyjskich, np. centrowego Brookings Institution, który nawet zwrócił otrzymane pieniądze.

Firmy lobbystyczne i think tanki też jeszcze nie wyczerpują wszystkich sposobów, za pomocą których Rijad dba o swoje interesy. Jak poinformował we wtorek "The Wall Street Journal", Arabia Saudyjska jest największym pojedynczym inwestorem w nowe firmy, tzw. start-upy, powstające w kalifornijskiej Dolinie Krzemowej. Rządowy fundusz inwestycyjny Arabii Saudyjskiej, którym zarządza następca tronu książę Muhammad ibn Salman, główny podejrzany o doprowadzenie do „zaginięcia” Chaszodżdżiego, od 2016 r. zainwestował w nie 11 miliardów dolarów.

Arabia Saudyjska nie waha się używać rezerw finansowych jako mało subtelnego środka perswazji. Tego samego dnia, kiedy sekretarz stanu Mike Pompeo podczas spotkań z królem Salmanem i następcą tronu księciem Muhammadem starał się wyjaśnić sprawę Chaszodżdżiego, władze w Rijadzie przelały na konta rządu federalnego 100 milionów dolarów na działania zmierzające do stabilizacji w Syrii.

Brett McGurk, specjalny przedstawiciel Stanów Zjednoczonych w koalicji walczącej z Państwem Islamskim, przekonywał amerykańskie media, że pieniądze te Arabia Saudyjska obiecała przekazać jeszcze w sierpniu, a ich nadejście tego samego dnia, kiedy Pompeo rozmawiał w Rijadzie o zaginięciu Chaszodżdżiego, jest „przypadkowym zbiegiem okoliczności”.

Nic dziwnego, że zdaniem Freemana „sprawa Chaszodżdżiego” nie spowoduje, że Saudyjczycy przestaną „kupować wpływy” w Ameryce. Jak przypomina, kiedy okazało się, że 15 z 19 terrorystów, którzy przeprowadzili zamachy z 11 września 2001, miało obywatelstwo Arabii Saudyjskiej, władze królestwa nie zaniechały kupowania wpływów, ale wręcz podwoiły nakłady na to. „Nie zdziwiłbym się, gdyby teraz nawet więcej firm podpisało z nimi umowy” - powiedział ekspert waszyngtońskiego Center for International Policy.

>>> Czytaj też: USA czasowo wstrzymały import wieprzowiny z Polski. Powód? ASF