Brytyjskie prawo rozwodowe jest jednym z najbardziej restrykcyjnych w Europie. Do dziś na Wyspach najłatwiej można się rozwieść poprzez udowodnienie winy partnera. Rozstanie bez orzekania to rzadkość. Aby strony mogły się rozstać, potrzeba dwóch lat separacji. Jeśli nie ma obopólnej zgody, ta musi trwać pięć lat. System rozwodowy jest tak skonstruowany, że w efekcie łatwiej jest rozwiązać małżeństwo przez konfrontację niż porozumienie.
Konfrontacyjne podejście do rozwodu ujawnia się również w stosunku brytyjskich negocjatorów do zakończenia 45-letniego małżeństwa z Unią Europejską, czego właśnie byliśmy świadkami na kolejnym brexitowym szczycie (17–18 października).
Brytyjczycy wychodzą ze Wspólnoty głównie dlatego, że uznali, iż płacą za wiele do wspólnej kasy i że związek wymagał przyjmowania zbyt dużej liczby gości – ostatnio głównie z Polski – którzy zadomowili się u nich na stałe. Inne aspekty małżeństwa, przede wszystkim nieograniczony dostęp do unijnego rynku czy możliwość spędzania emerytur na Lazurowym Wybrzeżu czy Majorce, Brytyjczykom się podobają i nie wyrażają ochoty na zrezygnowanie z nich. Rząd w Londynie podchodzi więc do negocjacji rozwodowych z UE jak do pudełka czekoladek, z którego można wybrać smakowitsze słodkości, a pozostałe wyrzucić do kosza.



Reklama