Gospodarczy aspekt ma decydujące znaczenie w stosunkach rosyjsko-węgierskich – uważają węgierscy eksperci. Rosyjski think tank Carnegie ocenia, że w relacjach tych nie brakuje problemów, a są one dla Węgier ważne głównie jako środek wpływu na USA.

Stosunki węgiersko-rosyjskie ocenił w rozmowie z PAP jako "bliskie, ale biznesowe relacje" ekspert od spraw rosyjskich Andras Deak z Instytutu Gospodarki Światowej Węgierskiej Akademii Nauk.

"To nie jest +love story+. Mamy wspólne sprawy, głównie w dziedzinie energetyki, a widzenie świata obu przywódców miejscami się pokrywa, co ułatwia stosunki – obaj mówią o zmierzchu Zachodu i wzroście znaczenia Wschodu i obaj potępiają liberalizm, ale potrafią sobie odmawiać, jeśli chodzi o sprawy merytoryczne" – powiedział Deak.

Także zajmujący się Rosją Gyoergy Ilyash uważa, że dobre stosunki z Rosją leżą przede wszystkim w gospodarczym interesie Węgier. Jak podkreślił w telewizji M1, Węgry są zależne energetycznie od Rosji i w najbliższej przyszłości to się nie zmieni, dlatego też istotne są relacje obliczalne.

Deak podkreśla, że na wtorkowym spotkaniu węgierskiego premiera Viktora Orbana z prezydentem Rosji Władimirem Putinem była mowa o rozbudowie elektrowni atomowej w Paksu na Węgrzech oraz o sprawach gazowych, ale obie strony zasadniczo nie mówią zbyt wiele o wynikach dwustronnych rozmów.

Reklama

"Jeśli chodzi o Paks, jest dużo spraw, które wymagają załatwienia. (...) Są to generalnie sprawy konfliktowe i nie przypadkiem porusza się je na tak wysokim szczeblu. Nie wiemy, jakie wyniki tu osiągnięto. Widzę, że są napięcia" – powiedział.

Wspomniał m.in., że pojawiały się wcześniej doniesienia, iż strona węgierska uznała stopę procentową rosyjskiego kredytu wysokości do 10 mld euro za zbyt wysoką, a Putin odmówił renegocjowania tej sprawy, na co Węgrzy zasugerowali rezygnację z kredytu. Ostatecznie jednak w listopadzie rozpoczęto jego wykorzystywanie.

"Poza tym jest dużo spraw technicznych, które mają wpływ na budżet. Chodzi o taką rosyjską elektrownię, jakiej jeszcze nigdy nigdzie nie budowano, a my musimy mieć siłownię, która odpowiada unijnym normom. Między normami rosyjskimi i unijnymi są znaczne różnice co do specyfikacji technicznej i prawdopodobnie także kosztów. Teraz trwają przepychanki o to, kto ma te koszty ponieść" – powiedział Deak.

Nawiązując do doniesień o opóźnianiu się grafiku inwestycji w Paksu, Deak ocenił: "Wydaje mi się, że strona węgierska chce grać na zwłokę, próbując uzyskać korzystne dla siebie rozwiązania, a Rosjanie nas poganiają". Zastrzegł jednak, że "w każdej inwestycji to normalne". "Moim zdaniem to jeszcze potrwa jakiś czas" - powiedział.

Jeśli zaś chodzi o sprawy gazowe, podczas wtorkowego spotkania Putin nie wykluczył podłączenia Węgier do powstającego gazociągu Turecki Potok (Turkish Stream) i zawarto porozumienie na dostawy gazu w 2020 r.

Deak podkreślił, że właśnie w sprawach gazowych są przykłady na to, że Węgry potrafią Rosji odmawiać. "Są takie sprawy, w których Węgry nie współpracowały z Rosją, np. na rynku gazowym" – powiedział, podając przykład udostępniania transgranicznych zdolności przesyłowych gazu na północnych granicach Węgier.

"Rosjanie budują Nord Stream 2 i tym gazociągiem chcą zaopatrywać Czechy, Słowację, Węgry i Austrię. Dlatego zależało im na długoterminowych porozumieniach – na 10, 15, 20 lat – udostępniających całą czeską, słowacką, węgierską i austriacką transgraniczną zdolność przesyłową, aby móc transportować gaz. Czesi i Słowacy zawarli takie porozumienia, ale Węgrzy powiedzieli, że będą organizować krótkoterminowe aukcje na zdolności przesyłowe" – zauważył Deak.

Według niego zamysł strony węgierskiej jest taki, że jeśli nie będzie innych chętnych na korzystanie z węgierskich zdolności przesyłowych na granicy z Austrią i Słowacją, to całość otrzymaliby Rosjanie, ale gdyby byli inni chętni, Rosjanie musieliby się z nimi dzielić. "Oczywiście chodzi o to, żeby móc sprowadzać także inny gaz, nie tylko kupowany od Rosjan" – dodał Deak, podkreślając, że w ten sposób Gazprom nie ma gwarancji, iż będzie mógł transportować tą trasą pożądaną ilość surowca.

Pytany o szanse na zredukowanie zależności Węgier od dostaw gazu rosyjskiego ekspert ocenił, że jest ono "jak najbardziej możliwe", w czym decydującą rolę odegrało pojawienie się na rynku gazu rumuńskiego.

"Zapotrzebowanie Węgier na gaz wynosi koło 9 mld metrów sześciennych rocznie, z czego 7,5 mld jest importowane (głównie z Rosji, ale pewna część z giełdy gazowej w Wiedniu – PAP), a 1,5 mld to produkcja krajowa. Plany są takie, żeby z Rumunii kupować 4 mld. To na tyle znacząca ilość, że Węgry mogłyby zawrzeć długoterminową umowę (z Rosją) na znacznie mniej gazu niż obecnie. W połowie lat 20. około połowy importu gazowego już może pochodzić z Rumunii" - zaznaczył Deak.

Eksperci zwracają przy tym uwagę na istotny geopolityczny aspekt stosunków węgiersko-rosyjskich, a przede wszystkim stosunków Budapesztu z Waszyngtonem.

Zdaniem Ilyasha historia Węgier pokazuje, że warto utrzymywać równowagę w stosunkach z Zachodem i Wschodem. Jak ocenia, Węgry chcą odgrywać rolę pomostu między nimi i inicjować dialog.

Deak widzi "pewną ambiwalencję" i taktykę ze strony Węgier w relacjach z Rosją. "Uważam, że jest pewien dystans, pewne obawy, zwłaszcza ze strony węgierskiej. Władze próbują nie dopuścić Rosjan zbyt blisko" - zaznaczył.

Jego zdaniem gdy pozycja kanclerz Niemiec Angeli Merkel osłabła, a na scenie światowej pojawił się prezydent USA Donald Trump, Orban "trochę oddalił się od Moskwy, licząc, że uda mu się przeprojektować linie sił".

"Jest w tym taki rys, że jak z innymi ośrodkami sił za bardzo nie idzie, to Węgry zwracają się w stronę Rosji, Turcji i Chin, a kiedy pojawia się ewentualność zbliżenia np. z USA, to trochę oddalają się od Rosji" – powiedział.

Think tank Carnegie uważa wręcz, że w stosunkach rosyjsko-węgierskich "zniknęła dawna bliskość" właśnie z uwagi na szansę poprawy stosunków węgiersko-amerykańskich.

"Życzliwość USA w połączeniu ze zbliżeniem Trumpa z Polską i Rumunią niezawodnie gwarantuje Orbanowi, że Rada UE nie osiągnie zgody wszystkich krajów UE na pozbawienie Węgier prawa głosu. W takich warunkach znika konieczność politycznego zbliżenia z Moskwą" – czytamy.

Według think tanku zbliżenie to było potrzebne Węgrom przede wszystkim po to, by uświadomić Stanom Zjednoczonym – które za administracji Baracka Obamy zarzucały Węgrom centralizację władzy, podporządkowywanie władzom wymiaru sprawiedliwości, mediów i społeczeństwa obywatelskiego - że "krytykując i izolując Węgry, szkodzą one same sobie, wpychając Węgry w objęcia geopolitycznych przeciwników".

Wśród gestów mających zaskarbić władzom Węgier zainteresowanie i sympatię Waszyngtonu think tank wymienia m.in. obietnicę zwiększenia wydatków na obronność z ok. 1 proc. PKB do 2 proc. oraz zwiększenia węgierskiego kontyngentu w Afganistanie (z 117 do 129 żołnierzy) i w Iraku (ze 167 do 200). Władze kraju zabiegają też o powstanie środkowoeuropejskiego dowództwa NATO na Węgrzech.

"Teraz nawet najbardziej prorosyjskie, jak by się wydawało, gesty Orbana – w rodzaju węgierskiego weta na współpracę Ukrainy z NATO – są skierowane wcale nie do Kremla, tylko do Waszyngtonu" – uważa Carnegie.

Zdaniem think tanku właśnie blokowanie przez Węgry współpracy z Ukrainą jest głównym środkiem nacisku, za pomocą którego Budapeszt chce doprowadzić do spotkania Orbana z Trumpem.

Think tank jest też zdania, że "prawie białoruska" częstotliwość spotkań Obrana i Putina świadczy nie tyle o głębokiej więzi dwustronnej, co o problemach w realizacji starych projektów.

Jak podkreśla Carnegie, duży wspólny projekt jest obecnie jeden – rozbudowa elektrowni w Paksu. Zgodnie z porozumieniem 40 proc. całkowitych kosztów inwestycji szacowanych na 12 mld euro ma zostać przeznaczone na zapłatę węgierskim firmom i Rosatom zaczął już ogłaszać przetargi. Ale gdy negocjują nie przywódcy krajów, ale firmy, "dużo trudniej kłaść nacisk na to, że Rosja umacnia swą międzynarodową pozycję, mogąc budować elektrownię atomową w UE".

Think tank zwraca też uwagę, że Węgier nie było wśród dziewięciu państw UE, które nie zdecydowały się wydalić rosyjskich dyplomatów po zamachu na byłego pułkownika GRU i współpracownika brytyjskiego wywiadu Siergieja Skripala, a podczas lipcowego szczytu NATO Orban nazwał Rosję zagrożeniem dla Sojuszu.

>>> Czytaj też: Rosyjskie MSZ: Sankcje USA grożą podważeniem globalnej stabilności