Choć intensywny napływ imigrantów, nasilony w 2015 i 2016 r., już ustępuje, to Europa kończy obecny rok wciąż nieprzygotowana na kolejną falę migracji. W tym samym czasie sytuacja uchodźców jest coraz gorsza.

Jak pisze Leonid Bershidsky na serwisie Bloomberg, w mijającym roku liczba wniosków o przyznanie statusu uchodźcy w Niemczech zmniejszyła się do poziomu z roku 2014 r. Grecja i Włochy, które w Europie mierzą się z największą ilością migrantów przybyłych przez Morze Śródziemne, również mogły nieco odetchnąć.

Częściowo można to wytłumaczyć schyłkiem wojny w Syrii, a częściowo – z powodu uszczelnienia szlaków, przez które przebyła większość osób ubiegających się o azyl w 2015 i 2016 r. Trasa turecka została skutecznie zamknięta w wyniku umowy pomiędzy Unią Europejską a Turcją, wskutek której odsyłano nieudokumentowanych migrantów. Wzniesiono płoty w krajach Europy Środkowej, by powstrzymać ludzi przed pieszym przekraczaniem granic. Przez niedawne wysiłki zainicjowane przez Włochy, Unia Europejska zdołała zmniejszyć liczbę osób, które – głównie z powodu hektycznej sytuacji w Libii – podejmują niebezpieczną podróż przez Morze Śródziemne.

Według ONZ, 83 proc. imigrujących do Europy we wrześniu, pochodzi z Syrii, Iraku i Afganistanu. Większość tych, którzy mogli i chcieli uciec, już opuścili te kraje. Jeśli wybuchnie nowa wojna na Bliskim Wschodzie, sprawy mogą przybrać o wiele gorszy obrót. Liban już jest przeludniony z powodu syryjskich uchodźców, a rywalizacja między Arabią Saudyjską i Iranem nabiera tempa. Nowa fala migracji mogłaby łatwo nadwyrężyć słabe bariery, które udało się zbudować Europie. Ani Turcja, której relacje z Europą wciąż należą do chłodnych, ani Libia nie byłyby w stanie powstrzymać kolejnej powodzi.

Europa nie jest na to gotowa. Program relokacji uchodźców, który został opracowany w 2015 roku, nie działa: w ciągu ponad dwóch lat z Grecji i Włoch przeniesiono jedynie 32 000 osób. Na greckiej wyspie Lesbos, w obiekcie zbudowanym z myślą o 1400 lokatorów, mieszka ponad 5000 migrantów. We włoskiej miejscowości Ventimiglia, przy granicy francuskiej, 600 osób ubiegających się o azyl doprowadziło do tak napiętej sytuacji, że tamtejszy burmistrz zwrócił się do UE o pomoc.

Reklama

>>> Czytaj też: 100 tys. osób w Kanadzie może wyjść z ubóstwa. Quebec chce wprowadzić dochód gwarantowany

Inne narody europejskie nie chcą przyjąć imigrantów. Trzy z czterech krajów Grupy Wyszehradzkiej – Polska, Czechy i Węgry – są szczególnie nieugięte, co stanowi obecnie być może najważniejszy podział w UE. Próby zawstydzenia ich rządów nie powiodły się, więc Komisja Europejska pozywa te trzy kraje, by zmusić je do przyjęcia obowiązkowej relokacji.

W ubiegłym tygodniu przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk – jak pisze Bershidsky „Polak, ale silny przeciwnik nacjonalistycznego rządu Polski” – przesłał do unijnych przywódców notatkę o tym, że system przesiedleń był działaniem niewykonalnym. Komisarz UE ds. Migracji Dimitris Avramopoulos uznał komunikat jako „antyeuropejski”, co nie zmienia faktu, że obecny system desperacko potrzebuje rewizji.

Według Konwencji dublińskiej kraj, w którym ląduje osoba ubiegająca się o azyl, powinna roztoczyć nad nią opiekę podczas rozpatrywania wniosku. To niesprawiedliwe dla Grecji i Włoch, ale propozycje reform nie są dużo lepsze. Także pomysły Parlamentu Europejskiego na rozwiązanie problemu wyglądają podobnie.

Kraje Europy Wschodniej sygnalizowały, że są gotowe solidarnie zmierzyć się z migracją z innymi członkami UE, łożąc na wysiłki mające na celu powstrzymanie ubiegających się o azyl od przyjazdu do Europy. Grupa Wyszehradzka ogłosiła, że zainwestuje po 9 milionów euro (z każdego kraju), by wesprzeć włoską inwestycję umacniającą granicę libijską. To tylko niewielka część z 2 miliardów euro, które UE wydaje w Afryce, aby poprawić lokalne warunki i bezpieczeństwo – co jest raczej nieudanym projektem, biorąc pod uwagę, że Afrykanie, którzy biorą udział w pomocy rozwojowej, będą mieli więcej pieniędzy na podróż.

>>> Czytaj też: Brexit przestał być atrakcyjny? Większość Brytyjczyków chce pozostania w UE [SONDAŻ]

Bershidsky ocenia, że podjęcie ostatecznych decyzji ws. uchodźców nie jest możliwe, dopóki Niemcy nie utworzą stabilnego rządu. Paradoksalnie, nie ma go właśnie ze względu na kwestię migracji: kanclerz Angela Merkel, otwierając kraj dla osób ubiegających się o azyl, straciła poparcie swoich bardziej konserwatywnych wyborców, którzy zagłosowali na skrajnie prawicową Partię Alternatywa dla Niemiec. Socjaldemokraci, z którymi Merkel jest w trudnych rozmowach koalicyjnych, osiągnęli najgorszy wynik wyborów – po części dlatego, że są przyjaźnie nastawieni do imigrantów. Jeśli sojusz zostanie osiągnięty na początku przyszłego roku, jednym z jego celów będzie udowodnienie, że imigracja jest w sumie korzystna dla Niemiec. Jest to jednak trudniejsze zadanie niż przetwarzanie setek tysięcy wniosków o azyl.

European Network Against Racism (Europejska Sieć Przeciwko Rasizmowi) opublikowała wyniki ankiety dotyczącej niedawnej fali imigrantów w Europie, z większością badanych mieszkających w Niemczech. Nowo przybyli deklarują poziom zadowolenia z życia poniżej pięciu w dziesięciostopniowej skali i wysoki poziom dyskryminacji. Wielu spośród już zatrudnionych, w tym 55 proc. imigrantów arabskich, twierdzi, że jest zbyt wysoko wykwalifikowanych do swojej obecnej pracy. Tylko 33,4 proc. (w Niemczech: 51 proc.) zgłosiło udział w programach integracyjnych.

Z drugiej strony, niemieccy pracodawcy, z którymi Bershidsky rozmawiał, skarżą się na trudności związane z zatrudnianiem osób słabo władających językiem niemieckim i z umiejętnościami bez poświadczenia certyfikatami.

Unia Europejska i jej poszczególni członkowie pilnie potrzebują trzech koncepcji roboczych. Jeden miałby powstrzymać ludzi przed podróżą do Europy, drugi usprawniłby proces rozpatrywania wniosków o azyl, a trzeci pozwoliłby na uczestnictwo w intensywnych, skutecznych programach integracyjnych. Ponad dwa lata po rozpoczęciu głębokiego kryzysu migracyjnego żaden z trzech celów nie jest w zasięgu. Podczas gdy europejscy przywódcy wciąż się kłócą i uczą na błędach, możemy mieć tylko nadzieję, że w najbliższym czasie Bliski Wschód nie wybuchnie.

>>> Czytaj też: Sobolewski: Rumunia jest gospodarką niskich płac. Tak samo jak Polska