Prezydent Donald Trump zdecydował: Stany Zjednoczone wycofają się z Rady Praw Człowieka ONZ, organu pomocniczego Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych, który monitoruje państwa członkowskie.
Decyzja nie jest zaskoczeniem. Amerykańska prawica od dawna krytykowała tę międzynarodową instytucję. Trumpowska ambasadorka przy ONZ Nikki Haley oświadczyła, że rząd USA nie będzie dłużej wspierać swoim udziałem urzędu, który „stał się jednostronną platformą oskarżania Izraela” i w skład którego wchodzą kraje mające sobie za nic prawa człowieka, jak Chiny, Kuba czy Rosja.

USA wycofa się z WTO? Trump uważa, że organizacja niesprawiedliwie traktuje Stany

Decyzja Waszyngtonu jest następstwem bojkotowania przez Izrael ostatniej serii rekomendacji Rady w sprawie poprawy losu Palestyńczyków. Premier Benjamin Netanjahu przyjął – jak to nazwał – „odważny krok Ameryki” z wielką aprobatą. W sukurs przyszli mu inni tamtejsi politycy, od prawa do lewa. Liderom krajów członkowskich Unii Europejskiej jest raczej przykro, że Ameryka po raz kolejny izoluje się na arenie międzynarodowej. Wściekłe są walczące o prawa człowieka organizacje pozarządowe – w tym amerykańskie, jak American Civil Liberties Union. Ich zdaniem Rada jest skuteczną instytucją, która wielokrotnie doprowadziła do poprawy w przestrzeganiu praw człowieka zarówno w krajach autorytarnych, jak i w Europie czy USA.
Reklama
Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej