W poniedziałek, w kolejnym dniu akcji protestacyjnej, która podzielona na etapy ma potrwać do czerwca, strajk "jest wciąż kontynuowany, ale jest jednak więcej pociągów" - wskazał Pepy. "Widzę, że Francja nie jest sparaliżowana" - zauważył szef SNCF. Zastrzegł przy tym, że za to "mocno zostali ukarani klienci" kolei.

Pepy zwrócił uwagę na szkody poniesione przez firmy korzystające z towarowego transportu kolejowego. "Nie wolno nam zapominać, że przedsiębiorstwa przemysłowe we Francji są również karane" - podkreślił. "Kiedy klienci korzystający z przewozów towarowych widzą, że dostawa ładunku nie jest wiarygodna (...), bardzo trudno jest ich odzyskać" - przyznał Pepy.

W czwartym dniu protestu, kiedy przystąpiło do niego 43 proc. personelu niezbędnego dla ruchu pociągów - maszynistów, konduktorów i zawiadowców stacji - akcja strajkowa pracowników nieznacznie osłabła w porównaniu z pierwszym etapem 3-4 kwietnia, kiedy strajkowało ich 48 proc. - zwraca uwagę AFP.

Według danych SNCF podczas gdy mobilizacja wśród maszynistów pociągów pozostawała w poniedziałek na nienaruszonym poziomie 74 proc., to w innych zawodach osłabła.

Reklama

Pracownicy kolei wyrażają sprzeciw wobec reform kolei państwowych SNCF, planowanych przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Reformy zakładają m.in. odebranie w przyszłości kolejarzom specjalnego statusu. Ta grupa zawodowa ma we Francji m.in. gwarancję zatrudnienia do końca życia, corocznej podwyżki płac oraz możliwość przejścia na emeryturę w wieku 57 lat (maszyniści w wieku 52), która dodatkowo jest wysoka. Rząd podkreśla, że specjalny status nie zostanie odebrany obecnym pracownikom, ale nie będzie już przyznawany zatrudnianym w przyszłości.

Zapoczątkowana w ubiegłym tygodniu akcja kolejarzy ma trwać przez trzy miesiące: kolejarze przez dwa dni będą strajkować, a potem na trzy dni będą wracać do pracy. (PAP)