Parlament Europejski dokonał wolty w sprawie wyłączenia kierowców spod przepisów o delegowaniu pracowników. Poparła ją Solidarność.
Związkowcom udało się przekonać europosłów do ponownego przemyślenia sprawy niestosowania przepisów o delegowaniu pracowników do transportu drogowego. Apel Europejskiej Federacji Pracowników Transportu poparła NSZZ „Solidarność”. Poskutkowało. Europejscy socjaldemokraci złożyli wniosek i w zeszłotygodniowym głosowaniu europarlament odrzucił wcześniej wynegocjowane, korzystne dla polskich przewoźników, stanowisko komisji transportu.
Parlament Europejski zajmie się projektem dotyczącym zatrudnienia kierowców na posiedzeniu w dniach 11–14 lipca. Będą wówczas głosowane poprawki złożone przez eurodeputowanych. W ten sposób powracamy do punktu wyjścia, którym był projekt Komisji Europejskiej. Proponowano w nim, by kierowca ciężarówki był uznawany za pracownika delegowanego po spędzeniu trzech dni w danym kraju w skali miesiąca. Po przekroczeniu tego czasu pracodawca musiałby wypłacić kierowcy wynagrodzenie równe pensji minimalnej obowiązującej w danym państwie. Polscy przewoźnicy obawiają się tych rozwiązań. Znacznie podwyższyłoby to koszty i wprowadziło biurokratyczny zamęt.
Solidarność nie ma jednak wątpliwości, że niezastosowanie przepisów dotyczących delegowania do transportu drogowego to dyskryminacja płacowa, która utrudnia podejmowanie działań na rzecz wzrostu wynagrodzeń kierowców z Europy Środkowej. W stanowisku rozesłanym do polskich eurodeputowanych związek zawodowy uznał również, że komisja transportu zaproponowała nierealistyczne podejście dotyczące odpoczynku kierowcy.
Inaczej niż w przypadku samej dyrektywy o pracownikach delegowanych, w pracach nad pakietem mobilności Polska może liczyć na znacznie większe grono sojuszników. Zainteresowane są tym również inne państwa z Europy Środkowej, jak Bułgaria czy Rumunia. Gdy ważyły się losy dyrektywy o pracownikach delegowanych, spośród krajów naszego regionu przeciwne były jedynie Węgry i kraje bałtyckie, reszta została przekonana przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona do poparcia dyrektywy. Z transportem Macron nie będzie mieć tak łatwo, ponieważ przeciwne są również kraje położone na krańcach kontynentu, jak Irlandia, Portugalia czy Hiszpania. Jeżeli zostałby – jak proponowała pierwotnie Komisja Europejska – wprowadzony zapis, że kierowcy podlegają przepisom o delegowaniu pracowników po spędzeniu trzech dni w danym kraju w skali miesiąca, to dyskwalifikowałoby to również ciężarówki z odległych krajów, które odbywają trasy dużo dłuższe niż np. tiry francuskie czy niemieckie.
Reklama
Zapowiada się zaciekła walka w Radzie UE między krajami członkowskimi. Czuwać nad nimi będzie Austria, która obejmie 1 lipca prezydencję. Według unijnego źródła Wiedeń również nie jest zadowolony z propozycji Komisji Europejskiej. I może być naszym sojusznikiem.
Dla Europejskiej Federacji Pracowników Transportu trwałe wyłączenie kierowców ciężarówek spod przepisów o delegowaniu pracowników to legalizacja dumpingu społecznego i dyskryminacji płacowej w Europie.
W tym sporze polskiemu rządowi nie sprzyja stanowisko Solidarności. Ale rozczarowana stanowiskiem związku zawodowego jest również opozycja. Według europosłanki PO Elżbiety Łukacijewskiej deputowani do PE ulegli „dyktatowi związków zawodowych, nie patrząc na konsumentów, miejsca pracy, swobodę przepływu osób i towarów oraz na jednolity rynek”. – Żałuję, że Solidarność przyczyniła się do odrzucenia korzystnych dla Polski rozwiązań – powiedziała. Według niej w podporządkowaniu transportu drogowego przepisom o delegowaniu pracowników nie chodzi tak naprawdę o polepszenie warunków pracy kierowców, ale o „bezczelną walkę z konkurencją”. Na rozwiązaniach osłabiających polskie firmy skorzystaliby obecnie dużo mniej konkurencyjni przewoźnicy z krajów zachodnich.