Rosjanie zapowiadając budowę trzeciej i czwartej linii Gazociągu Północnego, wpadają we własną pułapkę. Zwiększanie mocy przesyłowych do Europy przyniesie koncernowi same kłopoty.

Wraz z uruchomieniem drugiej nitki przepustowość Nord Streamu, którym rosyjski gaz płynie z Rosji do Niemiec dnem Bałtyku, wzrosła dwukrotnie do 55 mld m sześc. rocznie. Kreml cieszy się, że udało się spełnić skierowane do Ukrainy groźby – że rozbudowując infrastrukturę przesyłową omijającą ten kraj zmniejszy jego znaczenie w regionie. Teraz jednak ma problem ze znalezieniem kupców na gaz płynący nową rurą.

>>> Zobacz też: Nord Stream zagraża rozwojowi Polski

Jak wynika z obliczeń rosyjskiej gazety ,,RBC Daily”, w ciągu 11 miesięcy działania gazociągu pierwszą nicią o przepustowości 27,5 mld m sześc. gazu popłynęło go zaledwie 9 mld m sześc. A jak nieoficjalnie dowiedziała się rosyjska agencja analityczna Rus-Energy, tylko połowa surowca sprzedawana jest w ramach długoterminowych kontraktów. Reszta za pośrednictwem m.in. zarejestrowanej w Londynie firmy Gazprom Marketing & Trading trafia na europejskie rynki spotowe.

Reklama

– Po to, by zbyć surowiec, Gazprom gotów jest sprzedawać go za cenę dużo mniejszą od tej, za którą swój gaz upycha w ramach długoterminowych kontraktów. W ten sposób konkuruje sam ze sobą. To z kolei prowadzi do kanibalizacji części zysków – mówi DGP rosyjski analityk rynku energii Michaił Krutichin. Jeśli średnia cena zakontraktowanego rosyjskiego gazu wynosi 440 dol. za tysiąc m sześc., na rynku bieżących sprzedaży jest to ok. 360 dol.

W wyniku spadającej konsumpcji i większej konkurencji liczba nowych klientów nie rośnie. Przekonanie do Nord Streamu starych klientów również napotyka przeszkody, bo wymaga renegocjacji kontraktów. – Europejskie umowy Gazpromu wskazują, w jakich punktach klient ma odbierać gaz. Większość z nich mieści się przy granicy z Ukrainą i Białorusią – komentuje Krutichin.

Ale Kreml nie zważa na to i zapowiada budowę kolejnych nici. W I kwartale 2013 r. zostanie powołane nowe konsorcjum. Jak oblicza Michaił Korczemkin, szef East European Gas Analysis, obecnie i tak jest już przerost mocy przesyłowej nad zapotrzebowaniem na rosyjski surowiec w Europie (przepustowość infrastruktury to ok. 200 mld m sześc., gdy w 2011 r. eksport wyniósł 150 mld m sześc.). Trzecia i czwarta nić Nord Streamu powiększy gazpromowskie moce przesyłowe do 319 mld m sześc. rocznie. A zawarte kontrakty gwarantują eksport w latach 2020 – 2025 tylko 158 mld m sześc.

Na razie na wygranej pozycji jest tylko rząd w Berlinie. – To od początku był niemiecki projekt. Dzięki Nord Streamowi Niemcy utworzyły na swoim terytorium hub gazowy. Teraz wszystkie trzy gazociągi (Jamał – Europa, Braterstwo, Nord Stream) do Europy ze Wschodu prowadzą do Niemiec – zauważa Krutichin. Gaz popłynie przez niemieckie terytorium m.in. do Belgii, Holandii, Wielkiej Brytanii. Drogą przez Niemcy kupią też Czesi i Słowacja, która sprowadzała surowiec przez Ukrainę. Niemcy nie stracą, nawet jak Gazprom nie znajdzie kupców na gaz. Wynegocjowali warunki, zgodnie z którymi Rosjanie będą musieli płacić za transport nawet w przypadku, gdy rury będą puste.

>>> Czytaj też: Rosjanie nie mogą już nikomu grozić. Polacy mają szansę uderzyć w Gazprom