Dystans w gospodarce ma znaczenie. Aby coś wytworzyć lub sprzedać, trzeba pokonać przecież jakąś odległość. Upowszechnienie się Internetu spowodowało już, że w przypadku usług koszty transportu stały się nieistotne. Wysłanie maila w przeciwieństwie do listu nic nie kosztuje. Usługi, przede wszystkim te informatyczne, mogą być świadczone praktycznie z każdego zakątka świata (najczęściej z Indii) przez 24 godziny na dobę, a ich dostarczanie do odbiorcy odbywa się przy praktycznie zerowym koszcie w porównaniu z wartością samej usługi czy pracy. Gwałtowny spadek kosztów transportu czeka też sferę dóbr materialnych za sprawą kilku technologii. To przyniesie poważne implikacje dla społeczeństw, jednostek i państw. Tak przynajmniej wynika z badań i prognoz firmy konsultingowej Bain&Company.

Te zmiany przyniesie udoskonalenie i upowszechnienie druku 3D, zaawansowana robotyka, drony dostawcze i nowa technologia logistyczna, autonomiczne pojazdy oraz satelity operujące na niskich orbitach (LEO).

Postęp w technologii druku 3D, oznaczający możliwości wydruku dowolnych przedmiotów, podważy dotychczasową organizację produkcji opartej na masowej skali – to fundamentalna zmiana od czasów rewolucji przemysłowej. Wytwórczość wielu dóbr będzie opierała się o znacznie mniejszą, lokalną działalność, a produkty będziemy mogli wytwarzać na żądanie w oparciu o zakupiony program czy algorytm. To z kolei wymusi nowe strategie biznesowe i wpłynie na sposób i miejsce wykonywania pracy. Jeśli taka będzie. Na pewno nastąpi dekoncentracja popytu na silę roboczą, bo nie będzie już wielkich zakładów czy fabryk. Tym samym zmniejszy się zapotrzebowanie na wielkie magazyny i centra logistyczne wzdłuż głównych dróg, a ceny gruntów spadną. Firma logistyczna UPS już oferuje możliwości druku 3D w 60 punktach na terenie USA, gdzie klienci mogą m.in. zaprojektować i wyprodukować obudowę do iPhone’a.
Aby produkcja na małą skalę była możliwa, szczególnie na obszarach o niskiej gęstości zaludnienia, potrzebny jest powszechny dostęp do szerokopasmowego Internetu, co stanie się możliwe dzięki satelitom operujących na niskich orbitach (LEO). To da impuls do rozwoju usług świadczonych na odległość, choćby diagnostyki medycznej (kliniki satelitarne). Dystans w dostępie do wielu usług i świadczeń w sensie geograficznym i ekonomicznym przestanie być przeszkodą.

Transport z kolei czeka rewolucja kosztów „ostatniej mili”. Ostatnia mila symbolizuje koszty dotarcia z autostrady do finalnego odbiorcy zlokalizowanego poza nią. Dotychczas to bardzo podraża koszt transportu i generuje bardzo dużą stratę czasu. Postęp w technologii logistycznej w wyniku zastosowania dronów dostawczych operujących na ostatniej mili miedzy transportem drogowym poruszającym się na autostradzie a odbiorcą znacznie przyspieszy dostawy do ostatecznego klienta i zmniejszy drastycznie ich koszty. Już obecnie dostawy dostarczane przez drony kosztują nawet do 80% mniej niż tradycyjny transport wraz z dostawą door-to-door. Firmy Google, Amazon, DHL czy agencja kosmiczna NASA dysponują już takimi rozwiązaniami, brakuje jednak odpowiednich regulacji prawnych. Eksperci spodziewają się pełnej certyfikacji tych pojazdów w ciągu najbliższych 4 lat.

Reklama

>>> Polecamy: Stanisław Lem miał rację? To właściciele robotów będą rządzić światem

Transport niedalekiej przyszłości będzie się więc składał się zasadniczo z 2 modułów: autonomiczne (bez kierowcy) ciężarówki będą poruszać się wyłącznie po autostradach i drogach głównych, z nich operować będą drony dostarczające produkty do ostatecznego odbiorcy w promieniu symbolicznej „ostatniej mili”. Oblicza się, że to rozwiązanie zmniejszy koszty transportu nawet 4-5-krotnie w stosunku do obecnego poziomu. Oznaczać to może jeszcze większą zachętę do zakupów online, co nie pozostanie bez wpływu na ilość punktów sieci detalicznej.

Przełom w logistyce dostaw, oparty na gwałtownym spadku kosztu ostatniej mili da impuls do rozwoju nowej kategorii dóbr i usług. To zjawisko zostanie wsparte pojawieniem się tanich robotów, które będą pełnić rolę domowych asystentów, kelnerów i hotelowych recepcjonistów. Pierwszy taki robot w cenie do 30 tys. dol. pojawi się na rynku w połowie przyszłej dekady – tzn. jego koszt spadnie 10-krotnie w stosunku do stanu obecnego, a formą jego udostępniania może być tradycyjny leasing. Stąd restauracje czy punkty usługowe nie będą wymagały tylu klientów co obecnie, aby być zyskowne (roboty nie będą też raczej płacić ZUS-u) zatrudniając o 70% mniej personelu niż obecnie.

Skutek pozytywny – punkty usługowe będą mogły powstawać w lokalizacjach, w których do tej pory nie było to sensowne. To będzie też zachętą do przeprowadzki do mniejszych miejscowości. Z początkami takich rozwiązań mamy już do czynienia - Henn-na Hotel, w Nagasaki dysponuje robotami na stanowiskach recepcjonistów, kelnerów i concierge, a doba hotelowa w nim to zaledwie 80 dolarów. Podobne zmiany mogą czekać handel detaliczny i usługi, gdzie obsługa zostanie wyparta przez robosprzedawców. Aby to nastąpiło, prowadzone są obecnie prace nad udoskonaleniem robotów – chodzi o to, aby wyposażyć je w bliski ludzkiemu zmysł dotyku, orientację przestrzenną, umiejętność interakcji społecznych i percepcji oraz sprawność manualną.

Podsumowując, kapitał ucieleśniony w nowych rozwiązaniach zdecydowanie wygra z pracą ludzką. Jaki to może mieć wpływ na życie ludzi i społeczeństw poza spadkiem oferowanych miejsc pracy? Wskutek drastycznego spadku kosztów dystansu społeczeństwa będą mogły żyć w znacznie mniejszych skupiskach – powstaną nowe dzielnice mieszkaniowe znacznie bardziej oddalone od centrum, zamieszkałe przez mniejszą liczbę rezydentów. Mieszkańcy tych dzielnic będą cieszyć się takim samym dostępem do dóbr i usług, jak osoby zamieszkujące dzielnice centralne, których atrakcyjność spadnie przekładając się na niższe ceny nieruchomości.

>>> Polecamy: Hawking: Powstanie pełnej sztucznej inteligencji może zwiastować koniec ludzkości

Nadejdzie więc era post-urbanistyczna. Zmiany te zauważalne są już w USA. W ciągu ostatnich 10 lat udział amerykańskiej populacji żyjącej nie dalej niż 10 mil od centrum metropolii zmniejszył się z 49,7% do 45,7% i będzie dalej spadał przynajmniej o 6 punktów procentowych w ciągu najbliższej dekady. To może zapowiadać boom budowlany na amerykańskiej prowincji i dalekich przedmieściach, przynosząc wzrost popytu na niektóre kategorie usług, również te świadczone przez roboty. Trendy dezurbanizacyjne widać też w Europie – oddalanie się osadnictwa od centrów miast dotyczy przede wszystkim Sztokholmu i miast południa kontynentu. Zmiany te mogą przynieść korzyści o charakterze demograficznym – nowe domy i mieszkania, będą znacznie tańsze, a więc dysponowały będą większa powierzchnią, co teoretycznie może zachęcać do posiadania większej liczby dzieci. Być może też da to impuls do ożywienia rodzin wielopokoleniowych, a to z kolei znacząco może obniżyć społeczne koszty opieki nad seniorami. Ma szansę odżyć lokalna produkcja, częściowo oparta o druk 3D, ale w dużej mierze dostosowana też do lokalnych potrzeb, a tania siła robocza przestanie mieć znaczenie. Jeśli lokalna produkcja wsparta rozwiązaniami 3D stanie się normą model, rozwoju gospodarek oparty na eksporcie okaże się przestarzały. Innym negatywnym skutkiem ery posturbanistycznej będzie pojawienie się nowych rodzajów dolegliwości i chorób wynikających z zaniku ludzkiej aktywności i międzyludzkich kontaktów w różnych dziedzinach – to poważne wyzwanie, a może szansa dla szeroko pojętych animatorów życia społecznego.

Czy obraz przyszłości prezentowany przez firmę Bain&Company wydaje się realistyczny? Bill Gates stwierdził, że mamy skłonność do przeszacowywania zmian, które mogą nastąpić w ciągu 2 lat i niedoszacowywania tych, które przyjdą w ciągu 10. Brakuje jednak odpowiedzi na zasadnicze pytanie – czy będziemy dzięki nim bardziej szczęśliwi.

>>> Czytaj też: Roboty „idą” po naszą pracę. Polska wśród najbardziej zagrożonych państw