W ciągu pięciu i pół miesiąca, które upłynęły od nominacji Jima Albaugha na szefa pionu samolotów komercyjnych, nastąpiły dwa pamiętne wydarzenia.
Zaczynając od końca: Boeing 747-4 – towarowa wersja odrzutowca „jumbo”, nareszcie odbył swój pierwszy lot. Jednak najbardziej pamiętny był 15 grudnia, gdy 787 Dreamliner – pierwszy samolot pasażerski, wyprodukowany z materiałów kompozytowych, wyruszył w swoją dziewiczą podróż.
Z powodu kosztownych opóźnień obu programów posypały się zwolnienia na najwyższym szczeblu i spisano w straty ponad 3 mld dolarów.
Między tymi dwoma dziewiczymi rejsami Jim Albaugh wykonał mniej nagłośnione, lecz ważne posunięcia. Zreformował kadrę kierowniczą, tworząc dwa zespoły, które mają szukać najlepszego sposobu zmodernizowania dojnej krowy koncernu, wąskokadłubowego Boeinga 737 średniego zasięgu i większego, długodystansowego 777.
Boeing i jego europejski rywal, Airbus, który zamierza zmodernizować bezpośredniego konkurenta 737, samolot A320, muszą podjąć decyzję, czy wyposażyć istniejące modele w nowe silniki o wyższej efektywności wykorzystania paliwa – czy raczej myśleć o zupełnie nowym samolocie.
Reklama
Na tych decyzjach zaważy m.in. potencjalna nowa konkurencja w tym segmencie, ponieważ inni producenci – kanadyjski koncern Bombardier, brazylijski Embraer i chiński Comac – także pracują nad nowymi odrzutowcami.
Mike Bair, były szef programu Dreamliner, będzie kierował zespołem 737, a Lars Anderson, emerytowany szef projektu 777, wróci do firmy i zajmie się analizą rozmaitych wariantów szerokokadłubowego odrzutowca.
W wywiadzie dla Financial Times Jim Albaugh powiedział, że Boeing i Airbus nie mogą liczyć na to, że ich duopol w segmencie wielkich cywilnych odrzutowców będzie trwał bez końca.
– Korzystamy z duopolu od siedmiu lat, ale w przyszłości będzie inaczej. Trzeba się liczyć z rywalizacją z czterema albo pięcioma spółkami: Airbusem, Bombardierem, Embraerem, Comakiem – a może i z Rosjanami.
Przyznaje, że rzeczywiste zagrożenie ze strony konkurencji może pojawić się dopiero za ładnych kilka lat, ale dodaje:
– Decyzje, które będą chronić spółkę za kilka lub kilkadziesiąt lat, trzeba podejmować dziś.
Nie przejmuje się szczególnie potencjalnie bliższym ryzykiem, jakim jest groźba Chin, że wprowadzą sankcje wobec amerykańskich koncernów, uczestniczących w kontrakcie wartości 6,4 mld dol. na sprzedaż broni Tajwanowi.