Warszawa, 12 czerwca. Aula Politechniki Warszawskiej wypełniona jest po brzegi studentami, przedsiębiorcami, twórcami start-upów. W sumie 400 osób. Na scenie pojawiają się Paul Bragiel, Jawed Karim i Mamoon Hamid. Większości osób nazwiska te nic nie mówią, ale studentom, którzy na co dzień uczą się programowania i myślą o uruchomieniu własnego biznesu internetowego, to postaci doskonale znane. Karim był jednym z założycieli YouTube’a oraz pisał linijki kodów do serwisu płatności elektronicznych PayPal. Hamid to do niedawna członek zarządu wycenianego na 1,2 mld dol. serwisu Yummer, a Bragiel – twórca inkubatora i/o Ventures w San Francisco.
Łączy ich jedno: po tym jak sami odnieśli sukces, dziś są inwestorami szukającymi ciekawych pomysłów. Łowcami start-upów. I właśnie przyjechali do Polski. Dla młodych przedsiębiorców marzących o stworzeniu firmy na miarę Facebooka, Google’a czy YouTube’a, którzy przyszli posłuchać, jak odnieść sukces, mieli zaskakująco prostą radę. – Od początku musicie myśleć o swoim biznesie globalnie. Polska to za mało. Inaczej nie macie co marzyć o podboju Doliny Krzemowej i pieniędzy tamtejszych inwestorów – podkreślał Jawed Karim, który dziś prowadzi fundusz Youniversity Ventures, a w jego portfolio znajduje się wyceniany na miliard dolarów serwis Airbnb, pośredniczący w wynajmie mieszkań na wakacje.
Marcin Beme, założyciel świetnie radzącego sobie w Polsce i wchodzącego właśnie na inne europejskie rynki serwisu Audioteka z audiobookami, który prowadził spotkanie z gośćmi z Doliny, zaskoczony był jeszcze jedną podpowiedzią. – By najpierw skoncentrować się na budowie dobrego produktu, zdobyciu użytkowników, a dopiero później myśleć, jak na tym zarabiać. U nas często jest odwrotnie. Projekt dopiero co rusza i już wszyscy chcą zarabiać miliony – dodaje.
Reklama

Rośnie scena start-upowa

Jeszcze dwa, trzy lata temu zainteresowanie Polską ze strony inwestorów z osławionej kalifornijskiej Doliny Krzemowej, gdzie powstały potęgi Apple’a, Google’a, YouTube’a czy Facebooka, było znikome, by nie powiedzieć: żadne. Z ich punktu widzenia na polskim rynku nie działo się nic, co mogłoby przyciągnąć ich uwagę.
– W ciągu ostatnich dwóch lat wiele się zmieniło. Polska scena start-upowa przeżywa rozkwit, choć wciąż wiele brakuje nam do poziomu innych krajów zachodniej Europy. Jednak inwestorzy, którzy kiedyś w ogóle do nas nie zaglądali, coraz częściej pytają o projekty, w które mogliby zainwestować. Wiedzą już, że mamy ogromny potencjał – mówi DGP Krzysztof Kowalczyk, partner zarządzający funduszu HardGamma Ventures, który w swoim portfolio ma takie projekty, jak Codility czy Filmaster.
Złożyło się na to kilka czynników. Jednym z nich były niewątpliwie fundusze unijne, które za pośrednictwem Krajowego Funduszu Kapitałowego popłynęły w formie kapitału do wielu funduszy venture wyspecjalizowanych w finansowaniu start-upów. Z drugiej strony pojawiły się także prywatne pieniędze. To podziałało niczym zapłon na młodych przedsiębiorców, programistów, projektantów, grafików i osoby zajmujące się marketingiem w branży IT. W pokazaniu się pomagają też imprezy takie jak StartupWeekendy, podczas których twórcy mogą się spotkać z inwestorami, coraz częściej również z zagranicy.
Zainteresowanie naszym rynkiem zaczęło powoli zmieniać się w zaangażowanie. Najświeższy przykład: na początku czerwca hiszpański fundusz Mola zainwestował 200 tys. dol. w rozwój PlaceChallenge, start-upu specjalizującego się w budowaniu gier miejskich na urządzenia mobilne, wykorzystujących usługę geolokalizacji. Choć projekt zdobył wyróżnienia na kilku branżowych imprezach w Polsce, żaden krajowy inwestor nie wierzył w niego na tyle, by zaryzykować pieniądze. Jednak założyciel Marcin Borecki nie dał za wygraną i pojechał do Doliny Krzemowej, by usłyszeć, co powiedzą na jego pomysł tamtejsi specjaliści. – I tu następuje niezwykły zwrot w tej historii. Po amerykańskim tournee do założycieli odezwał się fundusz Mola z propozycją objęcia udziałów. Negocjacje trwały zaledwie dwa dni, wszystkie rozmowy odbyły się przez telefon, e-mail i firmę kurierską, która dostarczyła umowy – opowiada Grzegorz Marczak, autor poświęconego nowym technologiom bloga Antyweb.pl, który śledzi polską scenę start-upową.
Branżę rozgrzała też informacja o inwestorach, których pozyskał Future Simple, firma, która stworzyła aplikację dla firm chcących zarządzać relacjami z klientami za pośrednictwem internetu na urządzeniach mobilnych. Założyli ją trzy lata temu Uzi Shmilovici, Bart Kiszala, Paweł Niżnik, Ela Madej i Agata Mazur. W maju Future Simple pozyskała aż 6,8 mln dol. – takiej kwoty nie dostał dotychczas żaden polski start-up – na dalszy rozwój od amerykańskich funduszy inwestycyjnych. I to nie byle jakich, bo wśród inwestorów są Index Ventures i S23P Mamoona Hamida. Ten pierwszy ma już udziały w takich gigantach, jak świadczący usługi w chmurze Dropbox, komunikator Skype, aplikacja SoundCloud.

Dolina Krzemowa nad Wisłą?

– Takich newsów potrzebujemy więcej, by skończyć z kompleksami i marudzeniem – podkreśla Grzegorz Marczak. I dodaje, że na liście polskich projektów, które mają szansę zrobić międzynarodową karierę, jest co najmniej kilka kolejnych: stworzone dla twórców stron internetowych UXPin, ułatwiająca pozycjonowanie stron w internecie Positionly, narzędzie pozwalające na monitoring internetu pod kątem tego, co pisze się w nim o markach i firmach – Brand24. A także pozwalający każdemu stworzyć własną aplikację telefoniczną Limtel czy iTaxi do zamawiania taksówek przez internet, którego pierwszym udziałowcem jest Łukasz Wejchert, były prezes Onetu.
By podbić globalne rynki, potrzebują finansowania z zagranicy, bo polscy inwestorzy generalnie nie są gotowi na taki wysiłek i ryzyko. – W Polsce fundusze mają kilka do kilkunastu milionów na wydanie (są oczywiście i większe, ale niezainteresowane projektami na wczesnej fazie rozwoju) – za granicą jest to poziom od kilkudziesięciu do kilkuset milionów. Różnica powoduje, że z dużo większą swobodą podejmuje się ryzyko inwestycyjne. Jest też dużo większa szansa, że z kilkudziesięciu firm, w które się zainwestowało, przynajmniej kilka odniesie sukces – tłumaczy Grzegorz Marczak.
W rozwijającej się, ale wciąż relatywnie niewielkiej polskiej branży twórców start-upów dyskusja, czy jesteśmy gotowi odnieść globalny sukces i dlaczego dotąd to się nie udało, to temat niemal każdej konferencji i kuluarowych debat. Po jednej stronie ustawiają się optymiści kibicujący kolejnym projektom, po drugiej pesymiści twierdzący, że nie mamy szans, bo brakuje nam innowacyjnych pomysłów i pieniędzy. Czy z takim podejściem polskie start-upy mają szanse podbić świat, a w Polsce powstać zagłębie na miarę amerykańskiej Doliny Krzemowej?



Najpierw trzeba sprawić, by przedstawiciele Doliny Krzemowej częściej zaglądali do Polski, tak jak obecnie odwiedzają inne miasta Europy Zachodniej. Krzysztof Kowalczyk, partner funduszy HardGamma Ventures, uważa, że Warszawa spokojnie może stać się takim miejscem na technologicznej mapie Europy Środkowo-Wschodniej, jakim już jest Berlin dla Europy Zachodniej, w którym odbywa się znana w branży konferencja Next.
– W tym roku po raz pierwszy jej organizatorzy umieścili w programie panel poświęcony Europie Środkowej i Wschodniej, bo zachodni inwestorzy coraz bardziej interesują się naszym regionem – mówi Kowalczyk. I dlatego w ubiegłym tygodniu zorganizował Bitspiration, kameralną pod względem liczby uczestników konferencję w Krakowie, która pod względem zaproszonych gości odpowiada standardom rozwiniętych rynków. Oprócz Jaweda Karima, Mamoona Hamida i Paula Bragiela pojawili się na niej John Draper (pierwszy telefoniczny haker), Natasha Starkell (blogerka i autorka TechCrunch Europe), Anastasia Leng, menedżer grupy New Business Development w Google czy Paul Jozefak (inwestor i partner w Liquid Labs). Wszyscy przyjechali rozmawiać o polskich start-upach. No i wyławiać perełki.
Kowalczyk twierdzi, że choć Warszawa jest centrum biznesowym kraju, to Kraków ma szanse stać się czymś na kształt polskiej Doliny Krzemowej. – Atmosfera miasta bardziej przypomina twórczy nastrój okolic San Francisco. Kraków jest też świetnie skomunikowany z Wiedniem, Pragą czy Berlinem. No i nie brakuje tu świetnych programistów, grafików i projektantów, jest zaplecze edukacyjne, a także biznesowe, bo swoje centra rozwojowe ma tu kilka globalnych firm, takich jak Google, Motorola, IBM – przekonuje DGP.
Obecny na Bitspiration David Bizer, łowca talentów w funduszu HackFwd, który w portfolio ma dwa polskie projekty – Filmaster i Substance – uważa jednak, że Polacy nie powinni budować Doliny Krzemowej na wzór amerykańskiej, bo to niemożliwe. – To środowisko, które kształtowało się przez 60 lat, i trudno powtórzyć ten sukces – tłumaczy. Zamiast tego jego zdaniem w Europie trzeba się skupić na przyczynach, dla których nie ma silnego ekosystemu przedsiębiorców technologicznych. – To przede wszystkim niewłaściwa edukacja. Nie wychowujemy naszych dzieci na przedsiębiorców, od małego wpajana jest im nieśmiałość, nie uczy się ich ryzykować, myśleć do przodu. Jeżeli od najmłodszych lat funkcjonuje się w takim środowisku, trudno potem się z niego wyrwać. Dlatego w Europie jest relatywnie mało dobrych przedsiębiorców w tej branży – uważa.

Nie ma kradzieży pomysłów

Z perspektywy inwestorów z Doliny Krzemowej projekt musi spełniać jeden podstawowy warunek, by mógł myśleć o ich pieniądzach i sukcesie. – Myśleć globalnie od pierwszego dnia, bo jeśli stracisz czas na testowanie produktu na lokalnym rynku, ktoś inny cię wyprzedzi – dodaje Bizer. A Paul Jozefak mówi, że największą wadą polskich projektów jest to, że większość z nich skupia się na rynku lokalnym. – Jest bardzo możliwe, że w Polsce jest sporo firm o dużym potencjale globalnym, ale nie widać ich za granicą – podkreśla.
Spotykam się z Paulem Bragielem, który wraz z bratem prowadzi w San Francisco inkubator i/o Ventures. Oprócz nich swoje pieniądze włożyli do niego prawdziwi krezusi Doliny Krzemowej: Aber Whitcomb, współtwórca MySpace, Ashwin Navin, twórca systemu wymiany plików BitTorrent (mającego obecnie 80 mln użytkowników na całym świecie), oraz Jim Yang, twórca serwisu randkowego HotOrNot (za 20 mln dol. kupiła go firma Avid Life Media). Z Polską braci Bragiel łączą nie tylko polskie korzenie (ich rodzice wyemigrowali do USA pod koniec lat 70.). Paul doradza także polskiemu producentowi gier Vivid Games, który planuje mocniej zaistnieć na amerykańskim rynku, a na początku czerwca wszedł na NewConnect (Bragiel pojawił się na jego debiucie).
Bragielowie znają w Dolinie wszystkich. Często wpadają do nich z odwiedzinami takie osobistości amerykańskiej branży internetowej, jak założyciele MySpace Josh Brennan i Chris De Wolf czy Michael Arrington, właściciel serwisu TechCrunch i inwestor. Rozmawiają o projektach, wymieniają się pomysłami.
– Właśnie takiej otwartości brakuje mi jeszcze w Polsce, a bez tego nie ma wymiany doświadczeń i ciekawych projektów. Ludzie boją się mówić o pomysłach, bo myślą, że ktoś im je ukradnie. Tymczasem pomysł jest wart tyle co nic. Skoro ty go masz, możesz być pewien, że podobny będzie miało co najmniej kilka innych osób. Wygrywa ten, kto pierwszy skutecznie wprowadzi go w życie. Proste – mówi.