Jednak w przypadku inwestycji, korzyści nie zawsze są takie oczywiste. Decyzje zarówno konsumentów, jak i inwestorów zawsze obarczone są sporym ryzykiem, bowiem sytuacja na rynkach walutowych jest zmienna, a jej przewidywanie to niełatwa sztuka.

Choć wciąż narzekamy na wysokie ceny wielu towarów i usług, można znaleźć sporo przykładów na to, że taniejący od niemal dwóch lat dolar wyraźnie ulżył naszym kieszeniom. Oczywiście spadek jego kursu z różnych względów nie przekłada się na ceny w pełni proporcjonalnie. Ponadto oceny dotyczące tego czy jest tanio, czy drogo, są w znacznym stopniu subiektywne, pamięć bywa krótka, a dokonywanie porównań w przypadku wielu towarów niełatwe. Najprościej dokonać ich można biorąc pod lupę artykuły w miarę standardowe, a więc nie różniące się tak bardzo w zależności od marki, miejsca w którym dokonujemy zakupu czy innych specyficznych cech. Także takie, których cenę można uśrednić w taki sposób, by nie budzić kontrowersji i nie przywoływać dowcipu, w którym pies i jego pan mają średnio po trzy nogi. Jednym z takich towarów jest paliwo. Jeśli ktoś nie wierzy, że jest tańsze i nie wie, że powinien być zadowolony odjeżdżając spod dystrybutora, wystarczy przypomnieć, że dwa lata temu w kwietniu za litr benzyny 95 oktanowej trzeba było zapłacić średnio 5,85 zł. Dziś cena tego paliwa wynosi przeciętnie 5,3 zł., czyli jest o 9,5 proc. niższa. Notowania ropy naftowej na giełdach dwa lata temu ulegały akurat silnym wahaniom, ale średnio były niewiele wyższe niż obecnie. Bardziej odczuwalne są korzyści z taniego dolara w przypadku kosztów biletów lotniczych, czy zagranicznych wycieczek. Ze spadku kursu amerykańskiej waluty korzystamy też coraz częściej dokonując zakupów internetowych w zagranicznych sklepach. Według szacunków instytucji obsługujących tego typu płatności, w ciągu ostatniego roku zwiększyły się one od kilkunastu do nawet trzydziestu procent. Ich wzrost należy wiązać nie tylko z upowszechnianiem się tej formy zakupów, ale także z umocnieniem złotego.

Polski przemysł się rozpędza, ale wolniej od oczekiwań ekonomistów. Zobacz najnowsze dane GUS

Większość z nas interesuje jednak nie tyle historia, ile odpowiedź na pytanie, jak długo to dolarowe eldorado potrwa i czy kupować teraz, czy zaczekać, aż będzie jeszcze taniej. Nawet walutowi eksperci nie są w tej kwestii jednomyślni. Większość z nich przewiduje dalsze umocnienie złotego w tym roku. Nie będzie ono jednak zbyt duże i sięgnie najwyżej kilku procent. Ponadto nasza waluta ma szanse bardziej wzmocnić się wobec euro niż dolara. Za umocnieniem złotego przemawiają korzystne tendencja w naszej gospodarce. Nie brakuje jednak także argumentów, mówiących że złoty może się osłabić, szczególnie wobec dolara. Wpływ na to mogą mieć ewentualne niepokoje na rynkach finansowych oraz zbliżająca się zmiana polityki pieniężnej amerykańskiego banku centralnego, który w przyszłym roku zacznie podnosić stopy procentowe. Jednak ostatnie wydarzenia za naszą wschodnią granicą, choć niewątpliwie bardzo niepokojące, nie wpłynęły negatywnie na naszą walutę, zaś Rada Polityki Pieniężnej prawdopodobnie podniesie stopy wcześniej niż Amerykanie, co będzie sprzyjać umocnieniu złotego.

Reklama

Większy dylemat mają osoby planujące inwestycje w instrumenty, których notowania wyrażane są w dolarach, a więc na przykład w złoto i inne surowce lub w fundusze zagranicznych papierów wartościowych. W takim przypadku wskazana jest szczególna ostrożność. Jeśli złoty miałby się umocnić, zyski mogą okazać niższe niż wynikałoby to ze wzrostu cen wyrażonych w dolarach. Mechanizm ten łatwo zilustrować na przykładzie złota. Od początku roku jego notowania wzrosły z około 1200 dolarów za uncję do 1300 dolarów, czyli o nieco ponad 8 proc. W tym czasie kurs dolara do złotego niemal się nie zmienił, a więc zysk w złotych i w dolarach wynosi tyle samo. Jeśli jednak ktoś zainwestował w złoto w połowie ubiegłego roku, gdy uncja kosztowała 1400 dolarów, stracił nie 7 proc., wynikające ze spadku ceny złota, ale ponad 15 proc., gdyż dolar w tym czasie staniał z 3,3 do 3 zł., czyli o 9 proc. Licząc inaczej, na wymianę ówczesnych 1400 dolarów, za które kupił złoto, wydał 4620 zł, a z wymiany 1300 dolarów uzyskanych ze sprzedaży złota, otrzymał 3900 zł. Wybiegając w przyszłość, jeśli zakładamy 10 proc. zysk z inwestycji w złoto, a nasza waluta w czasie jej trwania umocni się do dolara o 5 proc., czyli dolar będzie kosztował 2,85 zł., cel osiągniemy dopiero wówczas, gdy cena kruszcu wyniesie 1505 dolarów, a więc z obecnego poziomu 1300 dolarów wzrośnie o prawie 16 proc. O tym, że złoty może być znacznie mocniejszy niż obecnie, możemy się przekonać przypominając sobie nie tak odległe czasy, gdy w kwietniu 2011 r. dolar kosztował 2,75 zł., by nie sięgać do lipca 2008 r., kiedy „zielonego” można było kupić już za 2 złote i kilka groszy. Zdarzało się także, że trzeba było za niego płacić niewiele mniej niż 4 zł.

W finansach publicznych zyskaliśmy trochę luzu. I nie musimy już podnosić stawek podatkowych - mówi w wywiadzie Ludwik Kotecki, główny ekonomista Ministerstwa Finansów. Czytaj cały wywiad z Ludwikiem Koteckim, głównym ekonomistą Ministerstwa Finansów.