14 tygodni po tym, jak Szwajcarski Bank Narodowy uwolnił kurs franka, konsumenci korzystają z zakupowych okazji, które otworzył przed nimi silny frank.

„Kolekcjonuje rzadkie egzemplarze komiksów i często zamawiam je on-line, ponieważ ciężko znaleźć je w sklepach” – mówi Raphael Gut, 40-letni projektant stron internetowych. Właśnie wychodzi z poczty w centrum Zurychu. „Kiedy euro zanurkowało, byłem w stanie zaoferować na aukcji wyższą cenę za komiks, na który polowałem od dłuższego czasu” – dodaje.

Gut i inny szwajcarscy konsumenci korzystają mocnego franka. Szwajcarska waluta od początku tego roku umocniła się względem euro o 15 proc. Sprawiła tym samym, że robienie zakupów za granicą stało się bardziej atrakcyjne. Szwajcarzy rzucili się więc na sklepy w sąsiedniej Austrii, Niemczech. Francji i Włoszech, gdzie ceny są znacząco niższe niż w Szwajcarii. Osłabia to jednak popyt wewnętrzny w kraju, który w ostatnich latach był jednym z najważniejszych filarów szwajcarskiej gospodarki.

Sprzedaż detaliczna w Szwajcarii spadła w lutym najmocniej od ponad dekady, a tempo wzrostu gospodarczego w tym roku będzie o połowę mniejsze niż w 2014 roku. Opublikowany w środę odczyt UBS Consumption Indicator co prawda wzrósł w marcu i odbił się z dwuletniego minimum, jednak – jak czytamy w raporcie – „postępujące pogarszanie się nastrojów konsumentów rzucają cień na prognozy prywatnej konsumpcji”.

Reklama

Decyzja SNB z 14 stycznia tego roku, zakładająca zniesienie sztywnego kursu franka ustalonego na poziomie 1,20 za euro oznacza, że ceny konsumpcyjne spadają. Silniejsza waluta obniża koszty importu, ale jednocześnie powoduje, że eksport staje się mniej konkurencyjny. Z prognoz szwajcarskiego banku centralnego wynika, że w 2015 roku ceny spadną o 1,1 proc., a inflacja będzie dodatnia dopiero w 2017 roku.

“Szwajcaria jest małą, otwartą gospodarką i szoki związane z aprecjacją franka nie zostaną w pełni zrekompensowane” - uważa David Marmet, ekonomista Zuercher Kantonalbank z Zurychu. „Popyt wewnętrzny skorzysta z tańszego importu” – uważa.

Szwajcarzy wykorzystują więc swoja nową siłę nabywczą i robią zakupy za granicą. “Po osłabieniu euro ogarnęły mnie dwa zakupowe szały – mówi Szwajcarka Sabrina Rohr, przebywająca obecnie w niemieckim Konstanz. „Nigdy wcześniej sobie na to nie pozwalałam”.

Z danych Urzędu Celnego w Loerrach na granicy z Szwajcarią wynika, że liczba deklaracji eksportowych, które pozwalają odzyskać VAT od towarów przewożonych do Szwajcarii , wzrosła w pierwszym kwartale tego roku o 27 proc. w porównaniu z poprzednim rokiem.

Zakupowe szaleństwo widać też w handlu internetowym. Według danych szwajcarskich urzędów pocztowych, liczba przesyłek z zagranicy zwiększyła się w tym roku o 10 proc. Szwajcarska Die Schweizerische Post już planuje zwiększenie mocy przerobowych, by sprostać rosnącemu popytowi na usługi.

Lokalny biznes próbuje zniechęcić Szwajcarów do robienia zakupów za granicą i obniża ceny swoich produktów oferowanych w kraju. Wiele sklepów wprowadziło już tzw. zniżki kursowe na niektóre produkty. Przykładowo, w luksusowym butiku odzieżowym Bongenie-Grieder w szwjcarskim Paradeplatz można liczyć na upusty sięgające 20 proc. od produktów takich marek, jak Burberry, Versace i Armani.

>>> Czytaj tez: Szwajcaria najszczęśliwszym krajem. Gdzie jest Polska?

“Siła nabywcza rośnie z powodu mocnej waluty” – mówi Roland Klaeger, ekonomista Raiffeisen Schweiz z Zurychu. „Konsumpcja nie zrekompensuje w całości słabości eksportu. Ale imigracja i niskie stopy procentowe są wsparciem dla popytu” – dodaje.

Dla Very Moser, 24-letniej pracownicy firmy ubezpieczeniowej, silniejszy frank oznacza możliwość częstych podróży. „Jeśli mówimy o większych sumach, takich jak wydatki na wakacje, mocny frank się opłaca. Myślę, że nie rezerwowałabym tak spontanicznie wyjazdów, gdyby były droższe” – mówi Vera Moser.

Nie wszyscy jednak cieszą się z zakupowej bonanzy. Krajowe przedsiębiorstwa, szczególnie te z sektora przemysłowego, cierpią z powodu spadającej marży zysku i wydłużają czas pracy swoich pracowników, by zrekompensować straty.

„Prawie nigdy nie kupuje rzeczy on-line” – mówi 56-letnia Judith Egloff. „Biorąc pod uwagę obecne warunki rynkowe dla lokalnych sklepów, tym bardziej ważne jest, by robić zakupy bezpośrednio u nich”.

>>> Polecamy: Efekt złotówki: Polskie miasta należą do najtańszych na świecie