Powrót do silnych rządów jest najlepszym sposobem na ochronę klasy pracującej przed robotyzacją i globalizacją.

Znajdujemy się na skraju wielkiej socjoekonomicznej przemiany, która może sprawić, że wielu ludzi stanie się bezużytecznych na rynku pracy – pisze Quartz. Zagrożenie jakie niesie ze sobą automatyzacja pracy i globalizacja jest głębsze i bardziej trwałe niż to, z którym musiała się zmierzyć robotnicza społeczność u progu rewolucji przemysłowej.

Kiedy cały handel detaliczny zostanie przeniesiony do sieci, a wszystkie przesyłki będą dostarczane przez drony, gdy wszystkie fabryki, farmy oraz kopalnie będę w pełni zautomatyzowane, a żołnierze zostaną zastąpieni przez militarne roboty ̶ co stanie się z ludźmi, którzy wcześniej wykonywali zrobotyzowane prace? Oczywiste jest, że nie wszyscy zostaną przekwalifikowani na programistów, analityków danych, prawników czy lekarzy.

Według opublikowanego w 2013 roku przez McKinsey Global Institute (MGI) raportu do 2025 roku 25 proc. zadań wykonywanych przez pracowników z sektora produkcyjnego, budowlanego, konserwacyjnego oraz rolniczego będzie mogło zostać rentownie zautomatyzowanych. Ludzie pracujący w tych dziedzinach nie będą mieli na rynku pracy wielu nowych możliwości. Trend ten nasili się, wypychając coraz szersze rzesze nisko wykwalifikowanych pracowników poza system produkcyjny. Ze wspomnianego raportu wynika, że w 2030 roku na rynku pracy będzie 11-proc. nadwyżka robotników.

Kolejnym zjawiskiem uderzającym w ludzi pracy jest globalizacja, która drastycznie obniżyła koszty zatrudnienia. Miejsca pracy zostały przeniesione z takich krajów jak USA, Niemcy oraz Holandia do Chin, Hiszpanii czy Polski. W tym samym czasie miliony średnio- oraz wysoko wykwalifikowanych specjalistów zaczęło parać się za pośrednictwem Internetu freelancingiem. Postawiło to w marnym położeniu pracowników żyjących w wielkich, drogich miastach, którzy muszą pracować za takie same stawki co rezydenci z biedniejszych części świata.

Reklama

>>> Polecamy: Co dziś oznacza reindustrializacja? Eksperci: To nie powrót do sytuacji sprzed 30 lat

Rozwiązanie

Powyżej wskazane problemy zostały podniesione w politycznej debacie na całym świecie, między innymi podczas prezydenckich wyborów w USA. Zarówno Bernie Sanders po lewej, jak również Donald Trump po prawej stronie sceny politycznej, wyraźnie opowiedzieli się przeciwko umowom typu NAFTA oraz TTIP. Nawet jeśli Trump zacznie realizować izolacjonistyczną politykę gospodarczą (pomijając jej negatywne skutki), nie zmieni to jednak faktu, że robotyzacja pracy jest zjawiskiem nieuniknionym. Zresztą nieuwzględnionym w kampanii nowego prezydenta.

Smutną prawdą jest, że po raz pierwszy w historii większość pracowników fizycznych straci swoje ekonomiczne znaczenie. Poza tym rozwój technologii i postępująca robotyzacja będą stale podnosiły poprzeczkę dla średnio wykwalifikowanych specjalistów. Oznacza to, że spory odsetek społeczeństw straci ekonomiczną samodzielność, bowiem nie będzie miał pracy do sprzedania. Czy istnieje sposób na rozwiązanie tego palącego problemu?

Znajduje się ono w rękach rządów. Coraz szerzej aprobowanym rozwiązaniem jest wprowadzenie gwarantowanego dochodu podstawowego, którego wartość powinna plasować się w okolicach granicy ubóstwa. Poza tym rządy powinny wprowadzić powszechną darmową edukację na poziomie średnim oraz bezpłatny dostęp do technologii konsumenckich. Rozwiązałoby to problem masowego ubóstwa (który może powstać) oraz zwiększyło szanse wielu pracowników na skuteczne rywalizowanie na globalnym rynku zatrudnienia.

Biorąc pod uwagę liczbę Amerykanów w wieku produkcyjnym (192 mln osób, które skorzystałyby z dochodu podstawowego), całkowity koszt wprowadzenia gwarantowanego świadczenia dla każdego zamknąłby się rocznie w kwocie 2,26 bln dolarów. To ogromna kwota, zostałaby ona jednak pomniejszona o wartość aktualnie wypłacanych w wielu formach świadczeń dla najuboższych.

Skąd wziąć brakujące pieniądze? Od korporacji. Wiele z nich nie płaci w USA podatku (w wysokości 35 proc.). W 2014 roku Apple uiściło zaledwie 0,005 proc. efektywnego podatku dochodowego od zysków w Europie. Amerykańskie firmy miały za granicą w 2014 roku 2,1 bln dol. zysku, wobec czego powinny zapłacić 735 mld dol. podatku. To, w połączeniu ze zlikwidowaniem socjalnych świadczeń, niemalże wystarczyłoby na pokrycie kosztów wprowadzenia dochodu podstawowego w USA.

>>> Czytaj także: Co się dzieje z rynkiem Forex? Z Polski wycofują się kolejni brokerzy