Kiedy się pan ostatnio modlił?

Wczoraj, w polskim kościele. Było pełno ludzi. Jeden z księży mnie poprosił, bym odmówił modlitwę po aramejsku, w języku, którym mówił Jezus Chrystus. My w Maluli ciągle mówimy po aramejsku, w tym samym dialekcie, w którym dwa tysiące lat temu mówił Jezus. Zacząłem odmawiać „Ojcze nasz”, ludzie patrzyli i płakali.

Po co pan tu przyjechał?

Po to, żeby mówić światu, co się z nami dzieje. Nie przyjechałem do Polski robić politycznej propagandy, mówić o tym, jaki prezydent Asad jest wspaniały, nie mam żadnego politycznego umocowania. Jestem chrześcijaninem z Maluli, sam zapłaciłem za swój bilet, znalazłem najtańsze połączenie za 122 dolary. Na konferencji dotyczącej walki z terroryzmem, która odbywała się w Damaszku, poznałem Jana Bromskiego z Fundacji Aramejskiej działającej w Polsce. Zaprosił mnie do Polski na kilka dni. Jestem, spotykam się z ludźmi, mówię im o chrześcijanach w Syrii, o tym, co się tam dzieje. Moim celem jest to, żeby Europa dowiedziała się o Maluli, o tym, że chrześcijańskie dziedzictwo jest zagrożone, że my, chrześcijanie w Syrii, też jesteśmy zagrożeni i o tym, że nie uciekamy do Europy, tylko pilnujemy, żeby nikt tego dziedzictwa nie zniszczył. Niestety, jest bardzo zły przepływ informacji pomiędzy Bliskim Wschodem, tym, co się dzieje w Syrii, a światem zachodnim. Sporo manipulacji, oszustw, propagandy.

Reklama

Jak wielu jest chrześcijan w Syrii?

Przed wojną było nas 3,5 miliona.

Ilu zabito?

Tu liczba ma mniejsze znaczenie niż sposoby zabijania. Mam na myśli torturowanie, wyniszczanie, zgładzanie przez ekstremistyczne ugrupowania islamskie. I tu chodzi nie tylko o ludzi, ale też o całe chrześcijańskie dziedzictwo, naszą historię. To jest zagłada i naszych dusz, i tego, co w chrześcijaństwie materialne. Wszyscy Syryjczycy cierpią, jednak my, syryjscy chrześcijanie, cały czas jesteśmy na celowniku. Oczywiście ekstremiści zabijają wszystkich, również muzułmanów. Nie obchodzi ich ludzkie życie. Takie sytuacje mogły się wydarzyć w każdej grupie etnicznej, religijnej w Syrii, bo ci ludzie są żądni krwi i zabijają wszystkich, którzy nie przechodzą na ich stronę. Jeśli będziemy się ich bać, poddamy się im, stracimy swoje korzenie, swoje dziedzictwo. Albo jesteś ich niewolnikiem, albo im służysz, albo umierasz. To są zdrajcy naszego narodu i wszyscy, którzy się im przeciwstawiają, są wrogami.

Pan dowodził obroną cywilną Maluli.

Zaczęło się od tego, że palestyńsko-jordański wojownik samobójca wjechał ciężarówką z ładunkiem wybuchowym do naszego miasta, a zaraz potem ponad 400 uzbrojonych ekstremistów próbowało się przebić do Maluli, porwać nasze żony, dzieci. Broniliśmy się do momentu, kiedy oni zadzwonili po pomoc, i znaleźl iśmy się w sytuacji, w której mieliśmy naprzeciwko siebie nie setki, a tysiące uzbrojonych przeciwników.

A was ilu?

Stu, a może nawet nie. Pierwszego dnia, kiedy nas zaatakowali, nie mieliśmy się czym bronić. Niektórzy mieli tylko jakieś łowieckie prymitywne strzelby. To było istne wariactwo. Otoczyli nas. Na szczęście w tym czasie udało się kobietom i dzieciom przeczołgać za tzw. linię śmierci. Potem znaleźliśmy dokumenty, że oni już się dzielili naszymi dziećmi i kobietami. Było w nich napisane np., że Joanna, Rita i Jan należą do Mohameda...

Rządowe wojska was wsparły?

Nie, miały kłopot, żeby dotrzeć do Maluli. Ekstremiści im to solidnie utrudniali, cały czas ostrzeliwując i atakując, więc tylko od nas zależało, czy przeżyjemy, czy miasto chociaż w części ocaleje. To były takie emocje, napięcie i koncentracja na ratowaniu innych, że nawet nie wiem, czy się wtedy bałem, co czułem. Koszmary mam nadal, budzę się przerażony. To był szok. Wiedzieliśmy, co oni robią z porwanymi, z dziećmi. Podjęliśmy decyzję, że lepiej stracić życie, niż być w niewoli i być torturowanymi, mieć obcinaną głowę. Byliśmy jak cyborgi, chodziło nam o to, by uratować słabszych, żeby ich wyprowadzić z oblężonego miasta. Podzieliliśmy się na grupy, każda grupa odpowiadała za część miasta. Walczyliśmy przez trzy dni. Wszystkie domy się paliły, wszystko było w strasznym pyle. Nie udało się ocalić wszystkich, zabili pięciu mieszkańców Maluli, sześciu porwali, a czterdziestu ranili. Mogliśmy przetrwać, bo trzymaliśmy się razem. I to, że przetrwaliśmy, zawdzięczamy chłopcom, którzy oddali życie za Chrystusa, bo tak naprawdę oni oddali życie za nas. Nazywamy ich męczennikami, według nas powinni zostać świętymi.

Czy zwierzchnicy Kościoła już o nich wiedzą?

Tak. Ich historia zaczyna być coraz bardziej znana. Zaraz po wybuchu ciężarówki bojownicy islamscy próbowali włamywać się do domów. Udało im się wejść do jednego z nich i w ciągu dziesięciu minut zabić trzy osoby. Najpierw strzelili do kobiety, gospodyni. Leżała w kałuży krwi, więc byli przekonani, że nie żyje. Żyła i była świadkiem tego, co się wydarzyło. Podeszli do Sarkiza, młodego chłopaka, 19-latka, który studiował informatykę w Damaszku. Na piersiach miał krzyżyk na łańcuszku. Chłopak mówi: „Nie mam broni, nie będę walczył”. A oni: „Jeśli teraz przejdziesz na islam, wyprzesz się Jezusa, będziesz żył”. A chłopak na to: „Jeśli chcecie mnie zabić dlatego, że wierzę w Jezusa, to zróbcie to, zabijajcie”. Po chwili już nie żył. Zabili go strzałem w głowę. Obok stał drugi chłopak, Anton, który widział, jak ginie jego kolega. Też mu zaproponowali, żeby wyparł się Jezusa, ale chłopak powiedział: „Żyłem jako chrześcijanin, to i umrę jako chrześcijanin”. Strzał w głowę i nie ma chłopaka. Był jeszcze trzeci mężczyzna, 55-letni piekarz z Maluli – Michael. Powiedział: „Zabijecie tylko moje ciało, a nie moją duszę”. Zabili. Ci zamordowani mężczyźni to męczennicy, są darem od Boga, uratowali nasze miasto.

Jak?

Dali nam, cywilom, siłę do walki. Walczyliśmy trzy dni. Mamy ciągle nadzieję, że uda nam się jeszcze uratować porwanych młodych ludzi, zwrócić ich matkom i ojcom. Jesteśmy ostatnią aramejską społecznością na świecie i to, co się wydarzyło, nauczyło nas tego, że najważniejsi są ludzie. Nasze rodziny, w tym moja, mają ponad trzy tysiące lat historii. Proszę mi wierzyć, że nie mogę sobie pozwolić na to, żeby umrzeć. Wszyscy walczyliśmy po to, żeby żyć, nie żeby umrzeć. To było przewodnie hasło wszystkich obrońców Maluli. Mówiliśmy sobie, że nie ma co ryzykować życia dla kamienia, budynku, zabytku, kościoła. Mówiliśmy sobie, my jesteśmy Kościołem. Broniliśmy naszej zjednoczonej aramejskiej duszy. Nasze miasto zostało zniszczone. Dzięki Bogu przegrupowaliśmy się i wyszliśmy z miasta, bo nie chcę nawet myśleć, co by się stało, gdybyśmy zostali. Ale po czterech miesiącach wróciliśmy. I przez pierwsze trzy miesiące żyliśmy jak w epoce kamienia łupanego, bez prądu, wody.

Ktoś pomagał?

Rząd pomógł naprawić infrastrukturę. Natomiast ciągle domy są zniszczone, bo większość z nas to rolnicy, właściciele drobnych interesów, sklepikarze.

Pan był biznesmenem.

I wcześniej mieszkałem poza Malulą, w Dubaju. Jednak kiedy zaczął się konflikt w Syrii, zostawiłem interesy i przyjechałem do mojej rodziny, do rodzinnego miasta.

Kto z rodziny tam mieszka?

Większość ciotek, wujków, choć rodzice mieszkają teraz w Bejrucie. Malula leży 70 km od Bejrutu i 40 km od Damaszku.

A od Aleppo?

Daleko. 600 km. Przed kryzysem można było polecieć z Damaszku do Aleppo za 20 dol., a autobusem dostać się tam za 40 centów. Szpitale były całkowicie bezpłatne, nauka na uniwersytetach też.

Pan mówi, że przed kryzysem, przed wojną było wszystko w porządku.

Nie wszystko, żyliśmy normalnie. Ci ludzie, którzy podnieśli rękę na rząd, nie potrzebowali wolności, bo ta wolność była. Oni byli zainfekowani islamską nienawiścią. Katarowi, Arabii Saudyjskiej i Turcji chodziło o to, żeby zburzyć ten spokój.

Z taką narracją jest pan asadystą, dla większości Europejczyków Asad to zbrodniarz wojenny.

Wiem, tylko większość głównych mediów na Zachodzie zakłamuje sytuację w Syrii. Pokazywane są zdjęcia zmanipulowane. Widziałem, że karierę robi fotografia dziewczynki podpisana, że jest z Aleppo, że dziewczynka ucieka, a tymczasem to kadr z teledysku z aktorami. Są zdjęcia, na których to samo dziecko raz jest w domu dziecka, raz na ulicach, raz niesione przez rodziców. Jest też starsza kobieta, która pojawia się w kilkunastu filmach, raz w Aleppo, raz w Damaszku, w różnych strojach i makijażach. Na zdjęciach pojawiają się ludzie w białych kaskach, czyli z obrony cywilnej. Z tym, że liderzy tych „Białych Hełmów” to terroryści z Al-Kaidy, salafici i wahabici. I to nie jest żadna tajemnica.

Tak mówi Russia Today.

Nie, tak mówią Syryjczycy.

Nie obawia się pan, że będzie traktowany jak agent Asada, jak szaleniec, lobbysta rządu syryjskiego?

Wcześniej byłem opozycjonistą, zresztą możecie mnie nazywać, jak chcecie, nam chodzi o to, żeby był pokój w Syrii. Mnie obchodzi przyszłość mojego kraju. Teraz Asad to jest mój prezydent. Przecież od sześciu lat broni Syrii. Ta wojna trwa już dłużej niż II wojna światowa. Byłem w opozycji do Asada, teraz go wspieram, bo uważam, jak większość, że nie ma innego wyjścia, ponieważ kocham mój kraj. I widzę, kto jest wrogiem, że to, co się dzieje, jest sterowane zewnętrznie. A przecież przed kryzysem prezydent Turcji Erdogan mówił o Asadzie: „mój bracie”.

Teraz Putin jest bratem Asada.

I chciałbym przekazać wiadomość panu Putinowi, że ostatnio jak ktoś nazywał Asada bratem, to okazywało się później, że mu wbija nóż w plecy. Król Arabii Saudyjskiej nazywał Asada swoim synem, a emir Kataru mówił, że Syryjczycy i Katarczycy są jednością, Jordanii dawaliśmy wodę za darmo. Wstydźcie się, Jordańczycy. Teraz my potrzebujemy wody w Damaszku. Przez dziesięć lat dawaliśmy prąd Libanowi. To jest lekcja dla naszego prezydenta i dla każdego innego. Syryjczycy nie zasługują na to, co się teraz dzieje, jak są traktowani.

Kto jest teraz wrogiem Syrii?

Aby zrozumieć złożoność wojny w Syrii, trzeba prześledzić finansowanie każdego ekstremistycznego ugrupowania. Terroryzm to jest wróg Syrii, ale jest turecki terroryzm, saudyjski, katarski. Przecież zawsze terroryzm jest powiązany z konkretnymi rządami. Byłem świadkiem zachowań terrorystów, zabijania, dobijania rannych, gwałtów, porwań. Potem się okazywało, że Amerykanie i państwa Europy nazywają ich rebeliantami. Jak to jest, że ci, co przychodzą i palą najstarszy kościół świata, zabijają, porywają, nazywani są rebeliantami? Palą domy tylko dlatego, że ich mieszkańcy mówią językiem Jezusa, a na ścianie wisi obraz Chrystusa albo Matki Boskiej – i nadal są rebeliantami. Czy pani sobie zdaje sprawę, że większość rodzin terrorystów mieszka w rejonach kontrolowanych przez rząd syryjski? Otrzymują żywność, są dobrze traktowani i bezpieczni i my na to płacimy podatki. A w tym czasie ich mężowie i ojcowie nas zabijają. I jeszcze jedno powiem, że jeżeli nasze przebaczenie miało być ceną za pokój w Maluli i całej Syrii, to my jesteśmy gotowi taką cenę zapłacić. Jednak dopóki nie będzie pokoju w Maluli, to nikomu, tym zdrajcom, w tym naszym muzułmańskim sąsiadom, nie wybaczę. To jest nasz jedyny warunek. Niczego nie chcemy, żadnych pieniędzy, interesuje nas pokój. Ludzie chcą spokoju i stabilizacji.

W Aleppo jest rzeź, zbrodnie wojenne, cywile są mordowani.

Ciekawi mnie, czy media w Polsce pokazywały, że wielu ludzi w tym mieście cieszy się, że mają wreszcie swoją narodową armię, a nie An-Nusrę, nie ISIS czy inne muzułmańskie gangi.

Armię Asada?

Nie, to nie jest armia Asada, to narodowa armia. Mówię również po arabsku i wiem, że ci ludzie świętują, składają hołd oficerom, chociaż tego nie widzicie w waszych telewizorach. Nie widzicie też, że An-Nusra kontrolowała i przetrzymywała w Aleppo pomoc medyczną. Ile razy pani słyszała w swoich mediach, że ostatni szpital w Aleppo został zbombardowany, przestał działać? Wielokrotnie, prawda? Podczas gdy w tym czasie szpitale działały. Nie, nie mówię, że nie było bombardowań, że jakieś szpitale nie zostały zbombardowane, że nie cierpią cywile, niewinni ludzie, mówię tylko o ważeniu proporcji, mówię o tym, że „rebelianci” to jest naprawdę złe słowo na nazywanie bezwzględnych islamskich bojowników. To, co się dzieje w Syrii, jest na rękę Erdoganowi, który mimo tego, co robi w swoim kraju, jak gnębi swój naród, jak łamie prawa człowieka, to i tak rozdaje karty w Europie. Przecież Erdogan twierdzi, że pół Cypru należy się Turcji, chciałby też pół Syrii, pół Iraku, dużą część Bułgarii, Gruzji i Armenii. Wydaje mi się, że on uważa, że Hitler był wspaniały... On chce władać Aleppo, Rakką, a najlepiej całą Syrią. Wie, co robi, wie, gdzie są pieniądze, gdzie jest ropa.

Syryjczycy chcą uciekać do Europy.

Dlaczego prezydent Erdogan narzucił wam, Europie, uchodźców? Dlaczego wymógł na Angeli Merkel ich przyjmowanie? Przecież Arabia Saudyjska ma miejsce dla uchodźców, Katar też, inne kraje też. Dlaczego uchodźcy nie trafili do tych krajów? Odpowiem pani: bo powstał nacisk polityczny, że muszą trafić do Europy. I Syryjczycy to tylko część uchodźców w Europie i to zdecydowana mniejszość. Żeby sprawdzić, zidentyfikować, kim są uchodźcy w Europie, trzeba by prześledzić ich podróż. Turcja jest silnym państwem podejmującym inteligentne, a nie spontanicznie działania. Wszystko jest obliczone na wywołanie politycznej presji na sąsiadów i Unię Europejską. I nie jest tajemnicą, że Erdogan nie pała miłością do waszych krajów. Pamięta pani, jak w europejskich mediach zaczęły się pojawiać informacje, że wśród uchodźców są bojownicy An-Nusry, ISIS, którzy przedostają się do Europy i czekają na właściwy moment. To było ignorowane, bagatelizowane, wyśmiewane. Po czym się okazało, że to jednak prawda, że do Europy weszli ludzie, którzy powinni siedzieć w więzieniach, a mają status uchodźcy. Wielu bojowników ISIS i innych ugrupowań islamskich działa w sieci, są grupy na Facebooku, do których stosunkowo nietrudno się dostać. Najlepiej oczywiście mówić po arabsku.

Pan mówi.

Mówię. I jeśli się spojrzy na ich strony, to okazuje się, że wielu nawołuje do prawa szariatu, odwołuje się do ideologii islamskiej, obraża miejsca i kraje, które ich przyjęły. W miarę moich skromnych możliwości zgłaszam to różnym rządom. Część z tych osób rozpoznałem jako te, które nas zaatakowały w Maluli. Jeden z liderów ruchu, który poderżnął gardło syryjskiemu żołnierzowi, a potem tę głowę kopał jak piłkę, przebywa w tej chwili w Szwecji, ma status uchodźcy.

Jak się nazywa?

Mohamad Hasan Diab, a jego pseudonim, którego używał w An-Nusra – i mówię to po raz pierwszy w mediach – to Abol Kasem al-Kalamouni, co oznacza tnący miecz. Członkowie jego rodziny byli przemytnikami narkotyków, zanim stali się rebeliantami. Inny facet, który był w najbardziej radykalnym odłamie An-Nusry, należał do Zielonych Brygad, czyli był komandosem, teraz jest w Niemczech. Też uzyskał status uchodźcy. I trzeci, który podaje się za dziennikarza. Ma na nazwisko Al-Shoom. Jego pseudonim to Saria al-Qalamoni. Był uczestnikiem ataku na Malulę, również jest w Niemczech. I on ma wiedzę, co się stało z naszym materialnym dziedzictwem, bo podczas ataku na moje miasto fotografował zabytki z naszego kościoła. Niektóre z nich miały 1500 lat. Zniknęły, zostały przez nich ukradzione. Mam nadzieję, że nie są zniszczone. Tacy ludzie jak ci trzej znajdują się wśród prawdziwych uchodźców, którzy przybyli do Europy, uciekając przed wojną bądź poszukując po prostu lepszego życia. Mówiłem już, że Syryjczycy to wśród uchodźców mniejszość. Reszta to ludzie, którzy się podają za Syryjczyków, najczęściej z Damaszku albo Aleppo, bo to jedyne miasta, których nazwę znają. Jestem w stanie wszystkich rozpoznać, przede wszystkim po akcencie, choć nie tylko. I zapewniam wszystkich, że jeśli są prawdziwymi uchodźcami, to będą najszczęśliwsi, kiedy będą mogli wrócić do Syrii. Zresztą, Syryjczycy, muzułmanie trudno się adaptują w waszym europejskim społeczeństwie. Mówię to trochę żartem, ale my w Maluli znamy muzułmanów od grubo ponad tysiąca lat... Opowiem coś pani na koniec. Dwa lata temu uchodźcy, którzy żyli w Libanie, w obozie kontrolowanym napisali petycję, że chcą Asada za prezydenta, chcą wrócić do swoich domów. Wrócili. 1600 osób. Poprosili o przebaczenie i włos im z głowy nie spadł. Sam się zaangażowałem w to, żeby ich ściągnąć do Syrii. Wszyscy oni są muzułmanami, część z nich była zaangażowana w atak na Malulę, na nasz kościół. Proszę sobie wyobrazić, co by zrobili tzw. rebelianci z Aleppo. Graliby moją głową w piłkę. Tylko dlatego, że nie podzielam ich poglądów, tylko dlatego, że jestem chrześcijaninem. ⒸⓅ