Angela Merkel jesienią będzie walczyła o czwartą kadencję na stanowisku kanclerza Niemiec.
Nie bez racji uchodzi za najbardziej wpływowego polityka Unii Europejskiej i najpotężniejszą kobietę na świecie. Ale choć Angela Merkel w mediach obecna jest niemal nieustannie, to paradoksalnie niewiele wiadomo o tym, co tak naprawdę myśli i planuje. Nie okazuje emocji, nie przepada za wystąpieniami publicznymi, przemyśleniami dzieli się tylko z wąskim gronem zaufanych współpracowników, decyzje podejmuje długo i po starannym rozważeniu sytuacji. Jej pragmatyzm i twarde stąpanie po ziemi idealnie się wpisują w potrzeby mieszczańskiego, uporządkowanego społeczeństwa, jakim są Niemcy. A przynajmniej do niedawna się wpisywał, bo po decyzji sprzed półtora roku o otwarciu granic kraju dla uchodźców z Bliskiego Wschodu Niemcy też już nie są takie same.
Daleko posunięta powściągliwość niemieckiej kanclerz jest w dużej mierze związana z tym, gdzie i kiedy się wychowywała. Angela Merkel – a właściwie Angela Dorothea Kasner – przyszła na świat w 1954 r. w Hamburgu, ale od pierwszych tygodni życia dorastała w Niemczech Wschodnich, gdzie jej ojciec – protestancki pastor, którego prawdziwe nazwisko brzmiało Kaźmierczak – objął parafię w małej miejscowości pod Berlinem. NRD sama w sobie była państwem, gdzie należało uważać, co się mówi, ale nieliczne osoby przenoszące się z Zachodu na Wschód były szczególnie podejrzane, więc Angela od dzieciństwa była nauczona ostrożności. Nie znaczy to, że kontestowała reżim – jak większość NRD-owskiej młodzieży zapisała się do FDJ; jak później wyjaśniała, „w 70 proc. z oportunizmu”. Bo członkostwo w komunistycznej młodzieżówce umożliwiało np. studia. Merkel (w 1977 r. wyszła za Ulricha Merkla, jej pierwsze małżeństwo trwało tylko pięć lat) studiowała, a później nawet zrobiła doktorat z chemii kwantowej. W połowie lat 80. stawała się coraz bardziej krytyczna wobec reżimu, ale nie zamieniła działalności naukowej na opozycyjną.
W politykę Merkel zaangażowała się, dopiero gdy mur berliński już mocno się chwiał. Zapisała się do nowej partii Demokratyczne Przebudzenie (która niedługo później przyłączyła się do CDU) i została rzeczniczką jedynego niekomunistycznego rządu NRD. Po zjednoczeniu, już z ramienia CDU, zdobyła mandat do Bundestagu w jednym z okręgów w Meklemburgii i niemal natychmiast trafiła do rządu Helmuta Köhla jako minister ds. kobiet i młodzieży. W 1994 r. objęła ważniejszy resort środowiska i bezpieczeństwa nuklearnego.
Jako protegowana Köhla, który nieco paternalistycznie mówił o niej „moja dziewczynka”, szybko zyskiwała na znaczeniu w szeregach chadecji. Co nie przeszkodziło jej wbić noża w plecy swojego mentora. Gdy wybuchł skandal z nielegalnym finansowaniem partii, w który uwikłany był były już wówczas kanclerz, Merkel najgłośniej wzywała go do rezygnacji. W 2000 r. została liderką CDU – wcześniej nie było żadnej kobiety na tym stanowisku.
Reklama
Pierwsze pod jej przywództwem wybory jeszcze zakończyły się porażką, a w 2002 r. to nie ona, lecz lider bawarskiej CSU Edmund Stoiber był kandydatem chadecji na kanclerza. W przedterminowych wyborach w 2005 r. chadecja roztrwoniła potężną przewagę w sondażach – także za sprawą Merkel, która w debatach telewizyjnych pomyliła podstawowe pojęcia ekonomiczne – ale ostatecznie wygrała. Merkel stanęła na czele wielkiej koalicji – pierwszej takiej w historii RFN – z socjaldemokracją.
Szybko miała okazję poduczyć się ekonomii, bo niedługo później na świecie zaczął się wielki kryzys. Merkel początkowo sprzeciwiała się ratowaniu prywatnych banków z budżetów państw oraz gwarantowaniu przez państwo wszystkich depozytów, ale szybko zmieniła zdanie i zrobiła w Niemczech to samo, co robił niemal cały świat. Na jej kraj, jako największą gospodarkę w Unii Europejskiej, spadła główna odpowiedzialność za walkę z kryzysem. Berlin uznał, że rozwiązaniem wszystkich problemów jest zrównoważenie budżetów, i zaczął forsować – a czasem wymuszać – politykę oszczędności. Jej efekty były jednak różne. Ale niemieckim wyborcom wskazywanie na południe Europy jako na źródło wszelkiego zła się spodobało – w wyborach w 2009 r. chadecja wygrała już zdecydowanie i mogła się uwolnić od niezbyt wygodnej koalicji z SPD. Cztery lata później musiała do niej wrócić, choć samo CDU uzyskało wówczas rekordowo dobry wynik – m.in. dzięki świetnej kondycji niemieckiej gospodarki.
– Wiele osób uważa, że podjęcie decyzji zajmuje mi sporo czasu. Ale myślę o tym, zanim coś zrobię, i to ma zalety – powiedziała kiedyś Merkel o sobie. Niemiecka kanclerz faktycznie zwykle działa dopiero wtedy, gdy sytuacja nabrzmiewa tak, że już naprawdę wymaga jakiejś reakcji. Ale za to te długo przemyśliwane decyzje są potem konsekwentnie realizowane. Tak było w przypadku kryzysu zadłużeniowego w strefie euro, tak też było w przypadku kryzysu migracyjnego. Niemcy przez długi czas bezczynnie przyglądały się, jak Grecja czy Włochy nie radzą sobie z napływem uchodźców. Jednak latem 2015 r. Merkel zdecydowała się na radykalny krok i otworzyła dla nich granice. – Poradzimy sobie z tym – zadeklarowała wówczas, czym zyskała miano ostatniej obrończyni liberalnych wartości w coraz bardziej zamykającym się świecie.
To, jakimi motywami się wówczas kierowała, do dziś pozostaje w sferze domysłów – czy był to przejaw chrześcijańskiego miłosierdzia, próba wykorzystania sytuacji do odwrócenia negatywnych trendów demograficznych, czy – jak przekonuje skrajna prawica – akt zdrady. Faktem jest jednak, że Niemcy sobie nie poradziły w wystarczającym stopniu. Migrantów przybyło znacznie więcej, niż zakładano, nie było możliwości ich szybkiej integracji, a takie zdarzenia, jak masowe molestowania seksualne kobiet w noc sylwestrową 2015 r. czy zamachy terrorystyczne, spowodowały, że poziom aprobaty dla Merkel wyraźnie spadł. Jej pozycja nie jest już tak niezachwiana jak dotychczas, a na popularności zaczęła zyskiwać populistyczna antyimigrancka prawica.
Jesienią Merkel ogłosiła, że będzie się ubiegać o czwartą kadencję. Wygląda na to, że wybory wygra, choć czasy, w których nie było dla niej alternatywy, się skończyły.

>>> Czytaj też: Niemiecki rząd będzie robił z Polską realpolitik. Tak jak Merkel to robi z Erdoganem czy Orbanem [WYWIAD]