W grudniu 2016 r. Komisja Europejska wystąpiła z wnioskiem o rozszerzenie unii celnej z Turcją tak, by wolny handel obejmował nie tylko wymianę towarów, ale i rolnictwo, usługi oraz dostęp do przetargów publicznych. To przymiarka do gruntownej modernizacji funkcjonującego od ponad 20 lat porozumienia handlowego.

Unia celna między Turcją i Unią Europejską od początku projektowana była jako tymczasowa struktura, która ma jedynie poprzedzić pełne członkostwo tego kraju we wspólnocie europejskiej. Wynegocjowane w 1995 roku porozumienie satysfakcjonowało obie strony, jednak gdy dalsze zacieśnianie stosunków stanęło pod znakiem zapytania, zaczęto wskazywać na brak przystosowania postanowień unii do aktualnych potrzeb gospodarczych.

Stroną gorzej traktowaną czuła się Turcja, która z jednej strony jest zobowiązana do przestrzegania unijnych regulacji w dziedzinie handlu (przykładowo, musi przyjąć obowiązujące w UE taryfy dla importu z państw trzecich) przy jednoczesnym wyłączeniu z podejmowania decyzji w tym zakresie. Dość powiedzieć, że Turcja nie ma nawet statusu obserwatora w unijnym Komitecie ds. Polityki Handlowej. To wykluczanie z procesu podejmowania decyzji mogło się zresztą zakończyć zawieszeniem unii celnej przez Ankarę po tym, jak UE chciała wyłączyć Turcję z udziału w negocjacjach w sprawie TTIP. UE jest aktualnie stroną umów o wolnym handlu z 33 państwami i terytoriami, a niektóre z nich – których stroną są państwa o stosunkowo niedużym znaczeniu gospodarczym i politycznym – są bardziej rozbudowane niż unia z Turcją.

Słabość obowiązującego obecnie porozumienia handlowego polega na tym, że wolny handel dotyczy jedynie towarów; Ankara i Bruksela chciałyby rozszerzyć go także o rolnictwo, usługi i dostęp do przetargów publicznych.

„Modernizacja i poszerzenie unii celnej mogą dać większe możliwości unijnym przedsiębiorstwom sektora rolno-spożywczego, sektora usług i zamówień publicznych. Kluczowym aspektem porozumienia będzie poszanowanie demokracji i przestrzeganie praw podstawowych” – napisała Komisja Europejska w komunikacie prasowym, informującym, że poprosiła Radę o upoważnienie do rozpoczęcia rokowań z Turcją.

Reklama

Poszanowanie praw człowieka jest palącym problemem zwłaszcza po tym, jak rząd Turcji zaczął się rozprawiać ze zwolennikami (rzeczywistymi lub nie) lipcowego puczu wojskowego. Niezależnie jednak od tego, na ile poziom demokratyzacji w Turcji odpowiada europejskim standardom, wynegocjowanie lepszych warunków współpracy leży w interesie obu stron – tym bardziej, że nie wiadomo, czy Turcja kiedykolwiek stanie się członkiem Unii Europejskiej.

Istnienie unii celnej przyniosło korzyści obu stronom, niemniej większą wartość dodaną odczuła Turcja. Współpraca doprowadziła przede wszystkim do usunięcia barier celnych, ale także harmonizacji zasad i norm oraz przyczyniła się do ustanowienia pewnej kultury biznesu we wzajemnych relacjach. Istnienie unii zachęciło inwestorów z państw trzecich, np. producentów samochodów z Japonii i Korei, do otwarcia tam zakładów produkcyjnych: mogli nie tylko korzystać z taniej siły roboczej i geograficznej bliskości rynku europejskiego, ale również eksportować towary do krajów Unii Europejskiej bez dodatkowych ceł.

Współpraca coraz ważniejsza

Turcja jest dziś piątym największym partnerem handlowym Unii Europejskiej. Od wejścia w życie unii celnej wartość handlu dwustronnego zwiększyła się ponad czterokrotnie i obecnie wynosi 140 mld euro rocznie. Unia celna i stworzenie zasad wymiany dóbr okazały się korzystne dla obu stron. Zgodnie z danymi Tureckiego Instytutu Statystycznego, w 2015 roku 44,5 proc. eksportu trafiło do krajów UE, podczas gdy import z UE wyniósł 38 proc. UE jest nie tylko najważniejszym rynkiem eksportowym dla Turcji, ale też źródłem 2/3 zagranicznych inwestycji bezpośrednich (FDI).

Wartość wymiany handlowej Turcji z naszym krajem wynosi 6 mld dolarów (Polska utrzymuje nadwyżkę). Mimo iż Turcja nie jest strategicznym partnerem Polski (zajmuje miejsce pod koniec drugiej dziesiątki), to jednak w ciągu zaledwie pięciu lat obroty się podwoiły i nic nie wskazuje na to, by tendencja miała się zmienić. Zdaniem Marka Nowakowskiego, prezesa Polsko-Tureckiej Izby Gospodarczej, wzajemna wymiana w najbliższych latach powinna zbliżyć się do 10 mld dol. Struktura eksportu i importu jest podobna: urządzenia mechaniczne, pojazdy, papier, artykuły spożywcze. Po stronie importu z Turcji wysokie miejsce zajmują tekstylia, niemniej towary sprowadzane i sprzedawane są zasadniczo komplementarne. Najważniejszą inwestycją, w której uczestniczyła turecka firma, była budowa centralnego odcinka II linii metra. Obecnie ta sama firma, Gulermak, buduje stacje w kierunku Woli.

Kiedy nowa unia

Ustalanie nowych ram unii celnej będzie procesem złożonym i długim, a jego efektów możemy się spodziewać, w pozytywnym wariancie, najwcześniej za dwa lata.

„W grudniu 2016 r. Komisja Europejska poprosiła Radę o udzielenie upoważnienia do rozpoczęcia negocjacji z Turcją. Zakładając że mandat ten zostanie udzielony w ciągu kilku najbliższych miesięcy, należy założyć, że negocjacje rozpoczną się najwcześniej w połowie tego roku. Nie spodziewałbym się wobec tego rozszerzenia porozumienia handlowego wcześniej niż w 2019 roku” – wyjaśnia doktor Atlay Atli, analityk instytutu Istanbul Policy Center. Dodaje, że porozumienia handlowe nigdy nie dotyczą tylko i wyłącznie gospodarki, lecz zawsze są związane – bądź są pochodną – jakichś procesów politycznych i to dodatkowo wpływa na wydłużenie procesu negocjacji.

Zapytany o najważniejsze trudności, z którymi strony będą się musiały zmierzyć w trakcie ustalania nowego porozumienia, wskazał na przeszkody o charakterze technicznym i politycznym. Problemy natury technicznej będą dotyczyły przede wszystkim handlu artykułami rolnymi. „Unia celna w obecnym kształcie nie obejmuje handlu płodami rolnymi. Obu stronom zależy na zapewnieniu lepszego dostępu do wspólnego rynku, obejmującego żywność, ale jednocześnie chcą chronić swój własny rynek. Przykładowo, Turcja chciałaby sprzedawać na rynku europejskim więcej świeżych warzyw i owoców, zwiększając jednak protekcjonizm wobec czerwonego mięsa”.

Po stronie problemów politycznych ekspert wskazuje na ogólne napięcia w relacjach Brukseli z Ankarą. Atmosfera pewnej niechęci może regularnie torpedować negocjacje, podobnie jak uzależnienie przyjęcia nowych postanowień od przestrzegania przez Turcję zasad demokratyzacji, o czym mowa we wspomnianym wcześniej komunikacie Komisji. „Po stronie pozytywów warto odnotować, że postępy w pracach nad unią celną będą miały pozytywny wpływ na ogół relacji Turcji i Unii Europejskiej. Najbliższe dwa lata pokażą nam, w którym kierunku wszystko to pójdzie”.

Atli dodaje, że tureccy politycy opracowują alternatywne scenariusze na wypadek, gdyby pełna rewizja unii celnej nie była możliwa do przeprowadzenia.

Minister Gospodarki Nihat Zeybekci powiedział z kolei, że jego resort przedłożył gabinetowi komisarza ds. handlu cztery propozycje zmiany obowiązującego postanowienia. Najbardziej rozbudowane jest pełne rozszerzenie unii celnej o nowe elementy, ale gdyby okazało się ono niemożliwe lub zbyt trudne do wprowadzenia, rozważane jest ograniczenie wolnego rynku dla produktów rolnych (a zatem tylko połowiczne otwarcie) lub wyłączenie rolnictwa w ogóle. Kolejne dwa warianty zakładają przekształcenie unii w traktat o wolnym handlu (FDA).

W pierwszym strony miałyby możliwość ustalania ceł dla poszczególnych grup towarów, zaś drugi mówi o FDA, ale tylko w odniesieniu do przemysłu. Ten ostatni sposób stanowiłby jednak krok w tył wobec obecnego porozumienia. W ocenie ministra, scenariusz drugi, czyli poszerzenie obecnego porozumienia o nowe działy, przyniesie najwięcej korzyści wszystkim zainteresowanym.

Turcja potrzebuje bodźców

Turecka gospodarka potrzebuje ożywienia i stymulacji – a rozszerzenie unii celnej może być dobrym do tego narzędziem. Po latach dobrej koniunktury nadeszło poważne osłabienie (dość powiedzieć, że w trzecim kwartale 2016 roku gospodarka skurczyła się po raz pierwszy od siedmiu lat).

„W 2016 roku Turcja znalazła się w oku cyklonu” – powiedział Lubomir Mitor, główny ekonomista Unicredit na rynki wschodniej i centralnej Europy. Na ten cyklon złożyło się wiele elementów: pogorszenie relacji politycznych i handlowych z Rosją po tym, jak rosyjski samolot wojskowy został zestrzelony nad Turcją, próba obalenia władzy w lipcu zeszłego roku i nasilenie ataków terrorystycznych.

Turecka gospodarka silnie opiera się na turystyce (wg danych Światowej Rady Turystyki i Podróży, w 2015 roku całkowity udział turystyki w PKB wyniósł 12 proc. i odpowiadał za 8,3 proc. zatrudnienia), więc wycofanie się turoperatorów z Rosji, skąd tradycyjnie przyjeżdżało wielu turystów, było uderzeniem, które trudno zrekompensować (tylko w pierwszym półroczu 2016 roku Turcja straciła z tego tytułu potencjalne wpływy w wysokości 840 milionów dolarów, kiedy to odwiedziło ją zaledwie 184 tys. Rosjan – o 87 proc. mniej niż w analogicznym okresie rok wcześniej). Wprawdzie po kilku miesiącach napięć Moskwa i Ankara ociepliły relacje i rosyjscy turyści wrócili na plaże Antalyi, ale takie wydarzenia jak atak na klub w noc sylwestrową może zniechęcić ich – jak i wielu innych – do przyjazdu.

Liczby nie kłamią. 28 grudnia Turecki Urząd Statystyczny przedstawił dane za trzeci kwartał. Gospodarka skurczyła się o 2,7 proc. w stosunku do drugiego kwartału. Dane za czwarty kwartał nie zostały jeszcze opublikowane, niemniej najbardziej prawdopodobny jest dalszy spadek. Przemysł wytwórczy, który jest podstawą gospodarki, kurczy się od początku 2016 roku, osiągając prawie 5-procentowy spadek w trzecim kwartale. Podobny spadek dotknął sektor budowlany. Z kolei sektor rolny i usług skurczyły się od początku ubiegłego roku odpowiednio o 1 i 2 proc.

Dzwonek ostrzegawczy nieustannie dzwoni, bo 2017 rok nie wróży przełomu. Problemy, które naznaczył poprzedni rok, będą trwały co najmniej przez sześć kolejnych miesięcy. Do tego należy spodziewać się spadku inwestycji, wycofywania się kapitału zagranicznego, a co za tym idzie – wzrostu bezrobocia i spadku dochodów ludności.

Takie czarne scenariusze mają wiele podstaw: zarówno gospodarczych (na przykład zbyt duże oparcie gospodarki na środkach pochodzących z zagranicy, które, wobec umacniania się dolara, uciekają z Turcji), jak i politycznych, takich jak uchwalenie w styczniu tego roku przez parlament zmian w konstytucji, które wprowadzają system prezydencki w miejsce parlamentarnego – do zatwierdzenia ich potrzebne jest referendum, które odbędzie się wiosną.

Rezultat jest taki, że Turcja przestaje być odbierana jako państwo wiarygodne – a stąd już tylko krok do śmieciowych ratingów i jeszcze szybszego odpływu kapitału.

Biorąc pod uwagę wszystkie trudności, a także pewne wątpliwości co do tego, w którym kierunku rozwijały się będą i Turcja, i Unia Europejska, finalny rezultat negocjacji wcale nie jest łatwy do przewidzenia. Przy ocenie ich postępów trzeba pamiętać, że ostateczny wynik nie musi być podyktowany wyłącznie względami gospodarczymi, ale i ambicjami politycznymi stron. Z drugiej strony rachunek ekonomiczny dowodzi, że rozszerzenie porozumienia jest w interesie wszystkich partnerów, więc można się spodziewać, że będą się oni starali przezwyciężyć ewentualne animozje i, mimo trudności, osiągnąć porozumienie.

Autor: Martyna Kośka