WYWIAD PiS łagodzi stanowisko w sprawie tzw. ustawy aglomeracyjnej. – Deklaruję, że będziemy organizować konsultacje z samorządowcami, mieszkańcami i ekspertami – zapowiada poseł Jacek Sasin, autor projektu zmian
PiS cofa się w sprawie ustawy o metropolii warszawskiej.
Absolutnie nie. PiS mówi to samo co od początku: projekt, który trafił do parlamentu, nie jest projektem, który ma być szybko procedowany i szybko przyjęty. Rdzeniem, od którego nie odstąpimy, jest model współpracy gmin otaczających Warszawę z miastem stołecznym. Warszawski układ metropolitalny w przeciwieństwie do śląskiego daje Warszawie centralną rolę do odegrania. Już dziś Warszawa nie jest zwykłym samorządem, ma własną ustawę i ustrój, jest podzielona na dzielnice ze swoimi radami i burmistrzami, które mają swoje kompetencje. Proponujemy zwiększenie roli dzielnic i przez to większą decentralizację. To postulat zgłaszany od lat, przypominam, że w 2006 r. oddanie władzy dzielnicom to był sztandarowy pomysł wyborczy Hanny Gronkiewicz-Waltz. My chcemy do tego modelu wrócić. A prezydent miasta pozostałby z kompetencjami starosty, choć wybieranego w wyborach bezpośrednich. To rozwiązanie ogranicza też liczbę radnych w Radzie Warszawy z 60 do 31.
Z czego utrzyma się nowa metropolia?
Rozwiązania finansowe znajdą się w drugim projekcie dotyczącym kwestii technicznego wdrożenia zmian. Choć już obecny projekt mówi, że nowa jednostka będzie się zajmować sprawami powiatu, więc będzie mogła liczyć na część dochodów PIT i CIT. W dzisiejszych realiach Warszawa w części powiatowej otrzymuje 1,1 mld zł, a dojdzie do tego 350 mln zł z obszaru nowych gmin, które utworzą z Warszawą obszar metropolitalny, czyli jednego nowego powiatu. Podatkowa część budżetu wyniesie ok. 1,5 mld zł, do tego dojdzie ekstrapremia 2 proc. za połączenie się gmin w metropolię. Razem da to 1,75 mld zł samych wpływów z podatków. Do tego doliczyć trzeba subwencje za zadania wykonywane na zlecenie państwa.
Reklama
Pierwotne założenia mówiły o 50 radnych (18 w dzielnicach i po jednym w każdej z gmin) wybieranych w systemie większościowym. Teraz ma być system proporcjonalny. Czy to oznacza, że radnych będzie więcej?
Wyjaśnijmy, że liczba 50 wzięła się z oczywistej pomyłki polegającej na nieuwzględnieniu w projekcie Podkowy Leśnej. Sprostujemy to w procesie legislacyjnym, Podkowa będzie członkiem tej wspólnoty, co oznacza, że radnych będzie 51. Przyjęliśmy pewien sposób ich wyboru i decyzyjności wzorowany na rozwiązaniach proponowanych np. we wcześniejszych projektach Platformy. Nie można zarzucać tej koncepcji braku proporcjonalności mówiąc, że wybierając po jednym radnym, gminy podwarszawskie będą miały przewagę w stosunku do gminy Warszawa. Pamiętajmy, że siła głosu każdego radnego miała być inna, zależna od liczby mieszkańców. Ale przekonują mnie argumenty, że wówczas proces decyzyjny w takiej radzie obarczony byłby ryzykiem klinczu. Nie ukrywam, że decyzja o jednomandatowych okręgach wyborczych (JOW) w przypadku radnych była dla naszego środowiska trudna, bo z zasady jesteśmy przeciwni JOW-om. Dlatego tym łatwiej te argumenty do nas trafiły i w związku z tym radni wybierani będą w systemie proporcjonalnym.
Ilu ostatecznie będzie radnych?
Będziemy proponować pozostawienie liczby 51.
To oznacza, że część gmin wspólnie wybierze radnego.
Oczywiście. Tak jak dziś okręgi wyborcze w Warszawie liczą po kilka dzielnic. Tak samo na obszarze kilku gmin wybierana będzie mniejsza liczba radnych, w zależności od liczby mieszkańców. Na tym polega system proporcjonalny, który będziemy chcieli wprowadzić.
Wiele gmin zapowiada referenda lokalne w sprawie przyłączenia ich do nowej jednostki. Warszawa już wyznaczyła termin na 26 marca. Co jeśli wyniki będą nie po myśli PiS?
Rzecz w tym, że jeśli mieszkańcy mają się na coś zgodzić lub nie, najpierw muszą mieć możliwość się do tego ustosunkować. Na razie mówimy o projekcie, nad którym można dyskutować. Jeśli mamy pytać, to już o konkretne propozycje. Deklaruję, że będziemy organizować konsultacje z samorządowcami, mieszkańcami i ekspertami. Ten czas przed nami. Potem będziemy chcieli wrócić do procedowania, być może nad projektem znacząco różnym od tego, który złożyliśmy teraz. Gdy przyjmiemy projekt, który będzie efektem konsultacji, będzie czas również na to, by być może zastanowić się, czy powinien być przyjęty już tylko sejmową ustawą – bo nie będzie już kontrowersji i zostanie zaakceptowany – czy też może trzeba będzie pomyśleć nad jakimś procesem akceptacyjnym, być może w drodze referendów. To przed nami. Robienie referendum dzisiaj nie służy niczemu poza polityczną wojną. Referendum, które ogłosiła Warszawa, przypomina mi to, które w sprawie JOW-ów ogłosił prezydent Bronisław Komorowski, gdy próbował bronić się w wyborach prezydenckich. Teraz to samo próbuje robić Hanna Gronkiewicz-Waltz w obliczu afery reprywatyzacyjnej i realnej groźby utraty władzy w wyniku prowadzonego śledztwa. W poniedziałek miały miejsce kolejne zatrzymania, tym razem dosięgnęły one urzędników ratusza. To referendum nie służy Warszawie, lecz Platformie do obrony swojej pozycji. A przy okazji będzie słono kosztowało.