Najważniejszym politycznym wydarzeniem tego roku było aresztowanie pierwszego dnia lutego 40-letniego pastora Evana Mawarire. Wiosną zeszłego roku pastor stał się bohaterem ludowym zimbabweńskiej ulicy, gdy opublikował w internecie film, na którym owinięty narodową flagą oskarżał władze kraju o zdradę ideałów i obywateli. Wyjaśniając, co oznaczają narodowe barwy, Mawarire zarzucał Robertowi Mugabe, panującemu w Zimbabwe od pierwszego dnia niepodległości w 1980 r. i tytułowanego „towarzyszem Bobem”, że zrujnował kwitnący niegdyś kraj, doprowadził rodaków do nędzy, a sam rządzi jak tyran, otoczony skorumpowanymi i chciwymi urzędnikami.

Film pastora zrobił furorę i stał się początkiem ruchu społecznego „Ten, oto, sztandar”. Ośmieleni przez kaznodzieję Zimbabweńczycy wyszli na ulice w najliczniejszych od lat antyrządowych protestach. Podobnego, spontanicznego ruchu protestu nie widziano tu od końca lat 90., kiedy przeciwko Mugabemu wystąpił działacz związkowy Morgan Tsvangirai, późniejszy przywódca zimbabweńskiej opozycji. Na uruchomionej przez Mawarirego fali sprzeciwu przeciwko Mugabemu zwrócili się nawet ślepo mu dotąd wierni weterani wojny partyzanckiej z lat 70., która doprowadziła do niepodległości Zimbabwe, dawnej Rodezji. Za pastorem stanęli też sędziowie, którzy w lipcu, gdy został aresztowany za działalność wywrotową, oddalili zarzuty prokuratorów i kazali wypuścić Mawarire na wolność.

Wkrótce potem, ku zaskoczeniu i rozpaczy rodaków, pastor wyjechał z kraju do Południowej Afryki, a stamtąd do USA. Zabrał ze sobą rodzinę – żonę w ciąży i dwie córki. Rozczarowani Zimbabweńczycy zarzucali Mawarire, że zachęcił i ośmielił ich do buntu, a kiedy wyszli na ulice, porzucił ich i uciekł z kraju, troszcząc się już wyłącznie o swoje i swojej rodziny bezpieczeństwo. Niedługo przed wyjazdem pastora Mugabe oświadczył, że jeśli Mawarire i jemu podobnym tak bardzo nie podoba się w Zimbabwe, to lepiej niech wyjadą z kraju.

Po wyjeździe Mawarirego w Zimbabwe nie dochodziło już więcej do antyrządowych demonstracji, a Zimbabweńczycy powoli zaczynali zapominać o pastorze. Mało kto w Zimbabwe wiedział o pikietach, jakie zorganizował przeciwko Mugabemu w Nowym Jorku, podczas wrześniowej sesji Zgromadzenia Ogólnego NZ. Jeszcze mniej Zimbabweńczyków wiedziało, że Mawarire wraca do kraju.

Reklama

Sam nie nagłaśniał swego powrotu, ale pierwszego lutego, gdy samolotem z Johannesburga przyleciał do Harare, na lotnisku czekała już na niego zimbabweńska policja. Został aresztowany i osadzony w surowym więzieniu Chikurubi. Po tygodniu aresztu, w czwartek sędzia zwolnił go za kaucją w wysokości 300 dolarów, kazał mu oddać paszport i dwa razy w tygodniu meldować się na policji aż do dnia procesu. Pastor został oskarżony o działalność wywrotową i obrazę narodowego sztandaru, za co grozi mu 20 lat więzienia.

Tym razem przed więzieniem, z którego wypuszczono pastora, nie czekały na niego tłumy zwolenników. Władze starały się ukryć informacje o jego powrocie i aresztowaniu. Wielu Zimbabweńczyków wciąż nie może też darować pastorowi, że ich zdradził i okazał się ich zdaniem takim samym tchórzem i koniunkturalistą jak wszyscy politycy. Wielu innych uważa jednak, że wracając z USA do kraju, pastor wykazał się niemal straceńczą odwagą, poświęceniem i empatią.

Znawcy zimbabweńskiej polityki uważają, że jeśli Zimbabweńczycy nie opuszczą pastora, jego aresztowanie może okazać się wielkim błędem Mugabego. Proces pastora może przywrócić mu popularność i pomóc odzyskać zwolenników. A Mawarire, który dotąd dystansował się od polityki, tym razem nie ukrywa, że myśli o wyborach w 2018 r. i gotów byłby ubiegać się w nich nawet o stanowisko prezydenta. Gdyby zimbabweńska opozycja, beznadziejnie skłócona i słaba, wybrała sobie pastora jako wspólnego kandydata na prezydenta, w przyszłorocznych wyborach mógłby on nawet pokonać Mugabego.

Mugabe, który w wyborczym roku liczyć będzie już sobie 94 lata, w grudniu zeszłego roku został wyznaczony do elekcji jako kandydat rządzącej partii ZANU-PF. Obecnej opozycji Mugabe nie musi się raczej obawiać. Morgan Tsvangirai jest cieniem dawnego bohatera ludowego, a jego partia skłócona i podzielona na frakcje. Schizmy osłabiają też najmłodszą z opozycyjnych partii „Zimbabweńczycy Są Najważniejsi”, jaką przed rokiem utworzyła usunięta z ZANU-PF b. wiceprezydent kraju Joyce Mujuru. Obie partie w czerwcu chcą zawiązać sojusz przeciwko Mugabemu, ale na razie przegrywają z kretesem wybory uzupełniające do parlamentu. Wybory przeprowadza się ponieważ po przegranych wyborach w 2013 r. posłowie z partii Morgana Tsvangiraia postanowili bojkotować posiedzenia parlamentu. W rezultacie, wygrywając wybory uzupełniające partia, ZANU-PF powiększa liczbę swoich posłów.

Zagrożenie dla swojej władzy Mugabe i ZANU-PF widzą nie w opozycji, lecz we frakcyjnych walkach o schedę po starym, schorowanym i zniedołężniałym prezydencie (rywalizują o nią frakcje kierowane przez żonę Mugabego, Grace oraz wiceprezydenta Emmersona Mnangagwę), a także w działaczach społecznych, takich jak pastor Mawarire, którzy potrafią wzbudzić obywatelską aktywność zniechęconych do polityki i utrudzonych krachem gospodarczym (wg Banku Światowego 72 proc. mieszkańców 16-milionowego Zimbabwe cierpi biedę).

Poza pastorem Mawarire aresztowany i osadzony w areszcie został w styczniu inny pastor, Patrick Mugadza z kurortu Victoria Falls, który na początku roku obwieścił, że miał objawienie i przemówił przez niego sam Bóg, powiadamiając go, iż Robert Mugabe umrze 17 października. Sąd oddalił zarzuty prokuratury o obrazę czci prezydenta, ale będzie sądził pastora za zakłócenie porządku publicznego.

Wojciech Jagielski (PAP)