Błaszczak zapytany w Radiu ZET czy ma pewność, że kolumna premier jechała w taki sposób, aby móc korzystać z praw pojazdów uprzywilejowanych, stwierdził: "Wszystko na to wskazuje (...); są zeznania świadków złożone pod rygorem odpowiedzialności karnej". Dodał, że poza funkcjonariuszami BOR zeznania potwierdzające, że samochody jechały na sygnałach, złożyły również osoby postronne.

"Wiem, że są zeznania osób postronnych, które zeznały, ze słyszały kolumnę" - powiedział Błaszczak.

Szef MSWiA na stwierdzenie, że pojawiają się też zeznania osób, które są odmienne, odpowiedział: "W telewizji słyszałem, natomiast nie wiem, czy mają one charakter procesowy".

Dopytywany, czy będą na to twarde dowody, zaznaczył, że samochody mają systemy rejestrujące. "Jest komputer pokładowy, wszystko jest dostępne, wszystko jest zabezpieczone przez prokuraturę" - podkreślił. Dodał, że wszystkie dowody są w posiadaniu prokuratury.

Reklama

Zapytany, czy od prokuratora zależy ich ujawnienie, Błaszczak odparł: "Sprawę prowadzi prokuratur więc on jest gospodarzem. Musimy zachować porządek".

Szef MSWiA był pytany także o prędkość z jaką poruszała się kolumna premier Szydło. Stwierdził, że "wszystko wskazuje na to, że było to ok. 50 km/h". Tłumaczył też, że w samochodzie premier kabina jest opancerzona, a cały pojazd waży ponad 3 tony. W związku z tym - jak wskazał - strefy zgniotu są konieczne, m.in. przy gwałtownym hamowaniu.

Dodał, że kierowca samochodu premier Szydło podjął decyzję o odbiciu w lewą stronę, żeby nie staranować fiata. "Czy hamował, tego dokładnie nie wiem. Natomiast wiem z całą pewnością, że kierowca chciał uniknąć tragedii. Ten młody człowiek był sprawcą wypadku, on zginąłby, to nie ulega żadnej wątpliwości i wtedy mielibyśmy rzeczywiście olbrzymią aferę" - mówił minister.

"Istota jest taka: sprawcą wypadku jest ten, który doprowadził od kolizji. Niewątpliwie, zmieniając tor przejazdu, sprawcą był kierowca fiata" - ocenił Błaszczak. Powiedział, że z informacji, które uzyskał od Komendanta Głównego Policji wynika, że przyznaje się on do winy.

Błaszczak zapytany, czy poda się po tym zdarzeniu do dymisji, odpowiedział: "Ja nie jestem przypisany do tego stanowiska; nie będę rejterował". Dodał, że nie będzie się wycofywał wtedy, kiedy "następuje proces zmiany porządkowania sytuacji, która była bardzo złą".

Szef resortu spraw wewnętrznych i administracji na pytanie, czy podczas obchodów katastrofy smoleńskiej nie przyszło mu do głowy, że powinien być gdzie indziej i zajmować się bezpośrednio wypadkiem premier Szydło, zaznaczył, że był w stałym kontakcie ze służbami.

"Byłem w stałym kontakcie telefonicznym z komendantem głównym policji, z komendantem wojewódzkim policji, z komendantem głównym państwowej straży pożarnej i z szefem Biura Ochrony Rządu" - mówił Błaszczak. "Nie uczestniczyłem we mszy św., byłem w pomieszczeniach przylegających do katedry. Konsultowałem się z szefami służb" - dodał.

Podkreślił, że rozmawiał przez telefon podczas przejścia z katedry pod Pałac Prezydencki, a po skończeniu uroczystości zwołał naradę w centrum operacyjnym.

Do wypadku, w którym poszkodowana została premier, doszło w piątek ok. godz. 18.30 w Oświęcimiu. Rządowa kolumna trzech samochodów – w której pojazd premier Beaty Szydło jechał w środku - wyprzedzała fiata seicento. 21-letni kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i zderzył się z autem, w którym była szefowa rządu. Oprócz niej poszkodowani zostali dwaj funkcjonariusze BOR, w tym kierowca. Premier jest pod opieką lekarzy z Wojskowego Instytutu Medycznego.(PAP)