Edukacja, zatrudnienie czy struktura rodziny - w ciągu ostatnich kilku dekad statystyki dotyczące czarnych Amerykanów uległy poprawie. Nie pomogło to jednak podnieść wyników w zakresie jednej z najważniejszych nierówności – zamożności.
ikona lupy />
Stosunek czarnych do białtych Amerykanów w poszczególnych latach pod względem: wykształcenia (błękitna linia), struktury rodziny z dwojgiem rodziców (szara linia), zatrudnienia (czarna linia), bogactwa (granatowa linia) / Bloomberg

Niedawno mój kolega Peter Coy na łamach Bloomberga przywoływał badania, w których argumentowano, że nierówności w bogactwie jeśli chodzi o poszczególne rasy wynikają z życiowych wyborów i osobistych osiągnięć. W myśl tej zasady czarni Amerykanie byliby tak samo bogaci jak biali, gdyby tylko mieli lepszą edukację, tworzyli silniejsze rodziny czy pracowali ciężej i więcej oszczędzali. Okazuje się jednak – na podstawie badań Rezerwy Federalnej z 2013 roku na temat zachowań konsumenckich - że argumenty te nie odnalazły pokrycia w rzeczywistości. Otóż bez względu na poziom edukacji, stan rodzinny, zatrudnienie czy oszczędności, poziom bogactwa czarnych rodzin był o wiele niższy niż poziom bogactwa białych – pomimo tych samych czynników.

Efekt badań Rezerwy Federalnej był tak uderzający, że postanowiłem przyjrzeć się czemuś jeszcze – jeśli z badań z 2013 roku wynika, że wszystkie te czynniki, takie jak edukacja, oszczędności, stan rodzinny, nie miały żadnego wpływu na poziom bogactwa, to czy jest to również prawda w dłuższym okresie czasu? Innymi słowy, warto zadać pytanie, w jaki sposób zmieniały się takie czynniki, jak edukacja, struktura rodziny, zatrudnienie i wzorce oszczędzania czarnych rodzin w czasie, i czy zmiany te pomogły im wyrównać poziom bogactwa względem białych rodzin?

Okazuje się, że chronologiczny obraz tych czynników jest równie smutny, jak ten z 2013 roku. Otóż w wielu obszarach – edukacji, strukturze rodziny, zatrudnieniu – czarne rodziny osiągnęły duży postęp w latach 1989-2013, a mimo to nierówności jeśli chodzi o poziom bogactwa w 2013 roku były większe niż kiedykolwiek.

Reklama

Pasuje to po części do wyjaśnień Petera Coya. Otóż biali na starcie mają pewne przewagi: otrzymują od systemu więcej i dziedziczą większą ilość kapitału. Dodatkowo czarni przez dekady musieli zmagać się z dyskryminacją (chodzi m.in. o takie praktyki, jak wydzielanie pewnych usług tylko dla określonych grup ludności, masowe więzienie czy tzw. finansowe drapieżnictwo). Wszystko to sprawiało, że czarni nie byli w stanie budować bogactwa z pokolenia na pokolenie, tak jak robili to biali.
Warto zwrócić uwagę, że różnice w bogactwie pomiędzy białymi a czarnymi powiększyły się od czasu kryzysu na rynku kredytów subprime w 2007 roku. Pokazuje to, że wiele tzw. złych kredytów było zaciąganych przez mieszkańców „czarnych dzielnic”.

>>> Czytaj też: Najbogatsze rodziny z XV-wiecznej Florencji po prawie 600 latach wciąż są najbogatsze

Co możemy zrobić w takiej sytuacji? Poza wprowadzaniem praw antydyskryminacyjnych i reform systemu sądownictwa, można zrobić wiele, szczególnie w obszarze pracy i edukacji. Ludzie powinni być w stanie mieszkać tam, gdzie pojawiają się możliwości. Oznacza to m.in. tworzenie takich planów zagospodarowania przestrzennego, które umożliwiają budowę tanich mieszkań w pożądanych lokalizacjach oraz nie zniechęcają czarnych do budowy domów w tych okolicach.

Co więcej, pracodawcy powinni zwracać większą uwagę na różnice rasowe w poziomie wynagrodzeń i dostępie do benefitów. Z badań bowiem jasno wynika, że czarni Amerykanie o tych samych kwalifikacjach zarabiają mniej na tym samym stanowisku niż biali Amerykanie.

Niestety, żaden z tych problemów nie pojawia się na liście priorytetów prezydenta Donalda Trumpa. Tymczasem utrzymywanie barier w dostępie dużej części populacji do bogactwa nie sprawi, że Ameryka stanie się znów wielka.