Kompleksowa umowa gospodarczo – handlowa pomiędzy UE a Kanadą (CETA) została przyjęta przez Parlament Europejski. Po niemal sześciu latach negocjacji, strony wypracowały konsensus. Jednak ten niepokoi znaczącą część europejskiego społeczeństwa.

To kolejne potwierdzenie rosnącego na sile ruchu antyglobalizacyjnego, który w kontekście nadchodzących wyborów w Niemczech, czy też we Francji, może intensyfikować obawy zwolenników UE. Mimo wszystko wiele wskazuje na to, że CETA nie stanowi gospodarczego zagrożenia dla Europy. Co więcej, ta może okazać się źródłem wielu nowych szans dla europejskich przedsiębiorstw oraz pozytywnych efektów dla konsumentów.

Oczywiście zielone światło od Parlamentu Europejskiego nie oznacza końca procesu legislacyjnego – umowa musi zostać ratyfikowana przez wszystkie kraje członkowskie UE. Tym niemniej nie wydaje się, aby któryś z członków postanowił się sprzeciwić. Ponadto należy podkreślić, że większość zapisów będzie stosowana tymczasowo jeszcze przed zakończeniem całego procesu. W efekcie 1600 – stronnicowy dokument zniesie 99% ceł we wzajemnym handlu, lwią część barier pozataryfowych oraz zliberalizuje europejsko – kanadyjski rynek usług.

Nowa umowa gospodarczo – handlowa ma jednak wielu przeciwników, którzy wskazują na szereg niebezpieczeństw. Najbardziej akcentowaną wadą wydają się być negatywne skutki dla rolnictwa. Zarzuca się, że kanadyjska modyfikowana genetycznie żywność zaleje europejski rynek, tym samym prowadząc do pogorszenia standardów żywieniowych i sytuacji ekonomicznej rodzimych gospodarstw. Wiele wskazuje na to, że niniejsze zarzuty są bezpodstawne. Zgodnie z zapisami CETA, importowane przez UE produkty muszą spełniać europejskie wymogi, w tym bardzo restrykcyjne prawo dotyczące GMO. Co więcej, Kanada to zaledwie 35 – milionowy kraj, dlatego też w celu istotnego wzrostu penetracji europejskiego rynku (ponad 500 milionów ludzi) musiałaby istotnie zmienić fundamenty gospodarki, czego zapewne nie zrobi.

Przeciwnicy CETA wskazują również na ryzyko wzmożonej ekspansji korporacji międzynarodowych, zwłaszcza tych amerykańskich, które mają swoje spółki – córki w Kanadzie. Problem polega na tym, że te koncerny już od dawna są w Europie. Ponadto, dzięki stosowaniu technik optymalizacyjnych, te potrafiły zneutralizować negatywny wpływ dotychczasowych barier. To oznacza, że CETA przyniesie znacznie więcej korzyści małym podmiotom aniżeli tym największym.

Reklama

W ramach umowy zostanie także uruchomiony mechanizm ochrony inwestycji, który będzie chronić inwestorów przed niekorzystnymi zmianami prawa. Według krytyków system stanowi zagrożenie dla finansów publicznych. Każdego roku rządy krajów objętych tym systemem muszą wypłacać gigantyczne odszkodowania na rzecz korporacji. Tymczasem należy podkreślić, że w rzeczywistości z tegoż narzędzia korzystają znacznie częściej firmy europejskie. Co więcej, 45% wyroków zapada na korzyść państw, podczas gdy 22% na korzyść firm. Nade wszystko należy pamiętać, że celem tego systemu jest dobro rynku, toteż nie należy go utożsamiać z rozwiązaniem szkodliwym.

Z drugiej strony, warto skupić się na pozytywach nowej umowy między UE a Kanadą. Do nich przede wszystkim należy likwidacja barier, która przyniesie eksporterom i importerom znaczące oszczędności, toteż ożywi wzajemny handel zagraniczny. CETA ma także poprawić sytuację na rynku pracy. Jak wynika z europejskich danych, wzrost eksportu o 1 mld euro utrzymuje 14 tys. miejsc pracy. Jednak największym beneficjentem nowej umowy ma być europejski przemysł przetwórstwa spożywczego. Co więcej, dla firm ze Starego Kontynentu bardzo ważnym aspektem będzie większa dostępność do kanadyjskiego rynku zamówień publicznych. Zyskają również konsumenci – zwiększony import z Kanady, to większy wybór produktów i spadek cen.

Tymczasem należy jasno powiedzieć, że dla Polski Kanada nie jest wiodącym partnerem handlowym. Niemniej, nasz kraj jest eksporterem netto – eksport wynosi ok. 1,8 mld dolarów rocznie, podczas gdy import to zaledwie 400 mln dolarów. Rodzima produkcja sprzedaje Kanadyjczykom przede wszystkim meble, maszyny, urządzenia elektryczne, czy też produkty przemysłu lotniczego, toteż te branże będą prawdopodobnie głównymi beneficjentami nowej umowy. Według Komisji Europejskiej na zniesieniu barier handlowych skorzystają także firmy telekomunikacyjne, energetyczne, oraz podmioty z sektora finansów. Paradoksalnie, beneficjentami mogą okazać się rolnicy, zwłaszcza producenci nabiału oraz hodowcy drobiu i wieprzowiny.

Podsumowując, CETA nie wydaje się stanowić zagrożenia ani dla UE ani dla Polski. Jak uczy historia, wolny handel okazał się kluczem do dynamicznego rozwoju globalnej gospodarki. Umowa między UE a Kanadą to kolejny krok w kierunku rozpowszechniania tej inicjatywy. CETA nie jest porozumieniem pomiędzy dwoma równymi podmiotami – mała gospodarka kanadyjska może okazać się mniejszym beneficjentem. Z drugiej strony, korzyści UE prawdopodobnie nie będą zasługiwać na miano kluczowych katalizatorów gospodarczych. Być może to, co ważniejsze, to wymiar geopolityczny, czyli pewnego rodzaju odpowiedź na Brexit, protekcjonistyczne zapędy Donalda Trumpa oraz narastające nastroje antyglobalizacyjne w Europie. Jednak pytaniem pozostaje, czy takowe działania wzmocnią wartości europejskie, czy też wzmogą rosnący eurosceptycyzm.

Autor: Łukasz Rozbicki, MM Prime TFI