Szefowa rządu była proszona o komentarz do słów prezydenta Francji Francoisa Hollande'a, który - według relacji dyplomatów - miał w czwartek powiedzieć do polskiej premier: "Wy macie zasady, my mamy fundusze strukturalne".

"Wieczorem była wymiana zdań, taka dosyć na wysokim poziomie, między niektórymi szefami państw europejskich, a mną. Ale ona wynikała z tego o czym ja mówiłam oficjalnie od początku i uczciwie, kiedy powiedziałam, że nie przyjmę konkluzji ze szczytu" - podkreśliła premier. Dodała, że wówczas pojawiły się próby przekonywania jej, że te konkluzje powinny być przyjęte.

"Nie chcę w tej chwili komentować (słów prezydenta Francji), bo uważam, że to nie jest elegancko i tym się różnimy od szefów państw europejskich, i ja to wczoraj wcześniej powiedziałam. Powiedziałam to również w czasie tej wieczornej wymiany zdań, że Polska ma zasady, z których nigdy nie zrezygnuje" - podkreśliła premier.

"Widocznie niektórzy politycy w Europie uważają, że za pieniądze można kupić wszystko, więc ja mówię, że nie można kupić wszystkiego" - dodała Szydło.

Reklama

W czwartek na unijnym szczycie przywódcy, przy sprzeciwie Polski, ponownie wybrali Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. W wyniku sporu o wybór szefa Rady Europejskiej polska premier nie poparła dokumentu końcowego szczytu UE, który dotyczył też m.in. migracji, sytuacji w krajach Bałkanów Zachodnich czy bezpieczeństwa.

Wobec odmowy poparcia wniosków przez Polskę przyjęto "konkluzje przewodniczącego Rady Europejskiej" poparte przez 27 państw. Szydło jeszcze przed zakończeniem szczytu mówiła dziennikarzom, że według niej nieprzyjęcie wniosków przez wszystkie państwa UE będzie oznaczać, że szczyt UE będzie nieważny.

Unijni dyplomaci podkreślali, że taki krok nie ma znaczenia z punktu widzenia legalności wyboru Tuska, ponieważ decyzja w tej sprawie jest podejmowana przez przywódców większością kwalifikowaną. Wnioski - przekonywali - są jedynie wytyczną polityczną, a nie aktem prawnym samym w sobie. (PAP)