Idea konsolidacji Europy Środkowej w opozycji wobec rosyjskich wpływów jest utopią. W doskonałych stosunkach z Rosją są Węgry, a to oznacza, że Polska nie miałaby po swojej stronie niezbędnego, silnego regionalnego partnera.

Rosyjski prezydent po raz kolejny w ciągu ostatnich kilku lat odwiedził Budapeszt. Stosunki rosyjsko-węgierskie wydają się doskonałe, za czym przemawiają czynniki ekonomiczne oraz polityczne.

Dla Budapesztu kluczową sprawą jest kwestia rosyjskiego gazu. Rząd utrzymuje bowiem relatywnie wysokie poparcie społeczne m.in. dzięki obniżkom kosztów komunalnych. Dlatego temat dostaw gazu był najważniejszą kwestią podczas rozmów z Władimirem Putinem, który 2 lutego złożył krótką wizytę w Budapeszcie. Uzależnienie od dostaw Gazpromu nie wydaje się Węgrom problemem, toteż konsekwentnie popierają oni budowę nowych gazociągów z Rosji. Transfer gazu przez Ukrainę obydwu stronom coraz bardziej nie odpowiada. Dlatego Węgrzy wykazują zainteresowanie gazociągiem Nord Stream 2 oraz budowanym Turkish Stream. Budapeszt zabiega też o rozpoczęcie prac nad planowanym od dawna South Stream, który miałby iść przez Bałkany i Węgry.

Orbán poinformował, że obydwa kraje prowadzą rozmowy na temat transferu rosyjskiego gazu na Węgry po 2021 roku. Wówczas bowiem upłynie ważność obecnego kontraktu, który został przedłużony w 2015 r. Zadeklarował również chęć udziału Węgier w Turkish Stream, co uważa za lepsze rozwiązanie niż dostawy z kierunku północnego. Prezydent Putin zapewnił z kolei, że rosyjski gaz będzie dostarczany na Węgry, a ten kraj odgrywa ważną role w kontekście dostaw Rosji do krajów Europy Zachodniej.

Putin wyraził również zainteresowanie powrotem do projektu South Stream, choć nie padły żadne konkretne deklaracje. Z perspektywy rosyjskiej nie wydaje się on jednak szczególnie istotny, gdyż to dwie nitki Nord Stream oraz budowany gazociąg Turkish Stream mają zagwarantować nieprzerwane dostawy rosyjskiego gazu do Europy Zachodniej z obejściem Ukrainy. Szacowany koszt South Stream miałby wynieść co najmniej 23 mld euro, podczas gdy budowany już Turkish Stream ma kosztować mniej niż 14 mld euro. Budowa kolejnego gazociągu stanowić może niepotrzebne obciążenie dla Gazpromu. Słowa Putina można zatem odczytywać raczej jako kurtuazję wobec Budapesztu.

Reklama

Elektrownia w Paks

Niezwykle istotna dla Orbána jest również rozbudowa elektrowni jądrowej w mieście Paks przy udziale Rosatomu. Porozumienie w tej sprawie zostało zawarte w 2014 roku, co wobec konfliktu na Ukrainie nie spotkało się z pozytywnym odbiorem Unii. Za 12 mld euro rozbudowywane zostaną dwa bloki energetyczne. 80 proc. tej kwoty ma zostać pokryte z kredytu udzielonego przez Rosję, który ma zostać spłacony w 2047 roku.

Po finalizacji inwestycji Paks (do 2026 roku) ma zaspokoić większość zapotrzebowania kraju na energię, poza tym planowane jest stworzenie kilku tysięcy nowych miejsc pracy. Przeszkodą może być jednak ewentualne stanowisko Komisji Europejskiej, która bada zgodność umów pomiędzy Moskwą a Budapesztem z prawem unijnym. Na razie nie zostały wykazane poważne nieprawidłowości.

Budapeszt o sankcjach wobec Rosji

Węgry oczekują zniesienia sankcji unijnych wobec Rosji. Według Orbána od czasów ich nałożenia jego kraj stracił 6,5 mld dolarów. Premier Węgier kilkukrotnie już wyraził nadzieję zbliżenia Unii oraz Rosji. Zdaniem Andrzeja Sadeckiego z Ośrodka Studiów Wschodnich ta kwota jest jednak znacząco zawyżona, a poza tym ostatnie lata przyniosły znaczący wzrost węgierskiego eksportu. 80 proc. odbiorców to kraje Unii Europejskiej.

Rząd węgierski unika oceny konfliktu na Ukrainie i dyplomatycznie mówi o konieczności stabilizacji tego kraju, wprowadzenia tzw. porozumień mińskich itd. Do tej pory Węgrzy podporządkowywali się decyzjom Unii wobec Rosji, choć czynili to niechętnie. Ze względu na unijne dotacje będą musieli nadal się im podporządkowywać. Warto podkreślić, że zacieśniania stosunków z Moskwą domaga się nie tylko rządzący Fidesz, lecz również druga najpopularniejsza partia Węgier – umiarkowanie nacjonalistyczny Jobbik.

Słowa „interes narodowy” (węg. nemzeti érdek) są odmieniane przez Viktora Orbána chyba we wszystkich przypadkach, choć język węgierski ma ich kilkadziesiąt (językoznawcy wciąż nie ustalili jednej wersji co do dokładnej liczby). Orbán nie zamierza zbawiać Europy i uwalniać kogokolwiek od „rosyjskiego jarzma”, liczą się tylko węgierskie interesy (oraz interesy środowiska politycznego samego premiera). Budapeszt nie łudzi się, że Unia Europejska może zagwarantować Węgrom bezpieczeństwo, w tym energetyczne. Idea „otwarcia się na Wschód” zaczyna się więc nad Balatonem urzeczywistniać.

Zresztą nie tylko Węgry nie są zainteresowane prężeniem muskułów wobec Moskwy. Również Czesi oraz Słowacy woleliby dojść do porozumienia z Rosją i nie zamierzają rzucać jej kłód pod nogi. Dlatego idee budowy Europy Środkowej (tudzież tzw. Międzymorza), gdzie Warszawa grałaby pierwsze skrzypce, a blok państw stanowiłby barierę wobec rosyjskich wpływów w Europie, wydają się nierealne.

Autor: Michał Kowalczyk jest doktorantem w Instytucie Politologii UKSW. Specjalizuje się w tematyce węgierskiej oraz środkowoeuropejskiej.