"Dziś jest kolejny dzień manifestacji przeciwko reformie emerytalnej, zmianom w prawie pracy i wszystkim atakom rządu (prezydenta) Temera i jego sojuszników na ludzi pracy" - powiedziała Marcella Azevedo, przywódczyni Ruchu Kobiet Walczących podczas demonstracji w Sao Paulo. Wzięli w niej udział m. in. studenci, wykładowcy uniwersyteccy, związkowcy i organizacje lewicowe.

Podobne demonstracje odbyły się w stolicy kraju Brasilii, Rio de Janeiro, Belo Horizonte i w wielu innych miastach.

Fala protestów przetoczyła się już przez Brazylię 15 marca. Szczególne wzburzenie wywołuje projekt reformy emerytalnej przewidujący podniesienie dolnej granicy wieku przechodzenia na emeryturę do 65 lat. Dotychczasowe przepisy dopuszczają taką możliwość już w wieku 54 lat. Projekt reformy wywołuje kontrowersje nawet wśród sojuszników rządu.

Związki zawodowe traktują piątkowe demonstracje jako "rozgrzewkę" przed strajkiem generalnym zapowiedzianym na 28 kwietnia.

Reklama

Konserwatywny rząd prezydenta Michela Temera, który objął władzę w 2016 r. po usunięciu z urzędu lewicowej prezydent Dilmy Rousseff, podjął serię niepopularnych posunięć oszczędnościowych próbując poprawić sytuację gospodarki znajdującej się w głębokim kryzysie.

Poza reformą emerytalną rząd przeforsował już w parlamencie (Kongresie) zamrożenie wydatków publicznych na okres 20 lat.

Na rezultaty tych posunięć trzeba jednak poczekać a tymczasem wskaźnik bezrobocia osiągnął, według opublikowanych w piątek danych, rekordowo wysoki poziom 13,2 proc. osób w wieku produkcyjnym. Bez pracy pozostaje 13,5 mln Brazylijczyków.

Według najnowszego sondażu opinii publicznej rząd Temera jest rekordowo niepopularny. Pozytywnie ocenia go zaledwie 10 proc. Brazylijczyków a 55 proc. ocenia go jako "zły lub katastrofalny". (PAP)