Zapowiedzią nowej amerykańskiej taktyki wojennej była przeprowadzona tuż po jego styczniowej inauguracji operacja komandosów USA w Jemenie. Podczas ataku na kryjówkę dżihadystów w jednej z wiosek w środkowej części kraju zginął amerykański komandos z elitarnej jednostki Navy SEALs, a czterech innych zostało rannych. Amerykanie stracili też jeden ze śmigłowców. W dwugodzinnej, nocnej strzelaninie zginęło 14 dżihadystów, ale także prawie 30 cywilów, w tym kobiety i dzieci.

Na początku maja w podobnej operacji powietrzno-lądowej (w obu celem były kryjówki dżihadystów), tym razem w Somalii, niedaleko Mogadiszu, zginął kolejny komandos z jednostki Navy SEALs (dwaj komandosi i somalijski tłumacz zostali ranni). Poległy w strzelaninie 38-letni Kyle Milliken stał się pierwszym amerykańskim żołnierzem, który zginął w Somalii po fatalnej bitwie w Mogadiszu w 1993 r., kiedy po nieudanej zasadzce na najgroźniejszego z somalijskich watażków Mohammeda Faraha Aidida, w kilkunastogodzinnej bitwie ulicznej zabitych zostało 18 amerykańskich żołnierzy i prawie tysiąc Somalijczyków (krwawa bitwa spowodowała, że pół roku później prezydent Bill Clinton wycofał z Somalii wszystkie amerykańskie wojska, posłane tam w 1992 r., by przerwały wojnę domową i zażegnały klęskę głodu; fiasko ekspedycji do Somalii sprawiło, że w 1994 r. Amerykanie odmówili interwencji zbrojnej w Rwandzie).

Po terrorystycznych atakach na Nowy Jork i Waszyngton w 2001 r. amerykańscy komandosi, a przede wszystkim amerykańskie samoloty bezzałogowe uczestniczyły w wojnie z dżihadystami w Somalii, uważanej w tamtych czasach za jedną z potencjalnych kryjówek, do której może spróbować się przenieść Al-Kaida, wyparta z Afganistanu i afgańsko-pakistańskiego pogranicza. W kwietniu, na rozkaz prezydenta Donalda Trumpa, w Somalii po raz pierwszy od 1994 r. znów wylądowały regularne wojska amerykańskie. Kilkudziesięciu żołnierzy ze 101 dywizji powietrzno-desantowej w roli doradców i instruktorów wojskowych dołączyło w Somalii do prawie 300 komandosów, którzy dotąd ograniczali się do pomocy Somalijczykom, a którym Trump wiosną zezwolił na prowadzenie samodzielnych operacji zaczepnych.

Miesiąc wcześniej, w marcu, Trump oswobodził też dowódców amerykańskich komandosów i lotnictwa na Bliskim Wschodzie i Afryce z ograniczeń, nałożonych na nich przez jego poprzednika Baracka Obamę w zakresie prowadzenia przez nich operacji zbrojnych. Pod rządami Obamy (2009-2017) i George’a Busha (2001-2009) w operacjach zbrojnych przeciwko dżihadystom i piratom w Somalii uczestniczyli amerykańscy komandosi i lotnictwo, ale siłom tym nie wolno było brać udziału w walkach, jeśli same nie zostały zaatakowane, a zwłaszcza jeśli w wyniku działań zbrojnych mogła ucierpieć ludność cywilna. Ogłaszając Somalię „terenem wzmożonych działań wojennych”, Trump usunął te ograniczenia i przyznał dowódcom znaczenie większą niż dotychczas swobodę prowadzenia wojny.

Reklama

Walcząc o prezydenturę Trump krytykował Obamę (a także Busha) za nieskuteczną jego zdaniem walkę z dżihadystami i obiecywał, że podczas swoich rządów zrobi wszystko, by zabezpieczyć USA przed tym zagrożeniem. Poprzednicy Trumpa też chętnie wykorzystali podczas wojny komandosów i bezzałogowe samoloty, a w ostatnich latach swoich kadencji kładli nacisk na szkolenie lokalnych armii do walki z dżihadystami. Trump, krytykując Obamę i Busha za wysyłanie amerykańskich armii na wojny do Afganistanu i Iraku, od początku polega przede wszystkim na komandosach. Orędownikami takiego prowadzenia działań zbrojnych jest zwłaszcza jego minister obrony Jim Mattis i doradca ds. bezpieczeństwa narodowego H.R. McMaster, obaj emerytowani generałowie. Trump wydaje się też odchodzić od praktyki Obamy i Busha, by w Somalii, w walce z miejscowymi dżihadystami, wyręczać się armią Etiopii (podczas wiosennej podróży po Bliskim Wschodzie i Afryce Mattis ominął Addis Abebę, co uznano za znak, że pod rządami Trumpa USA nie będą uznawać już Etiopii za najważniejszego sojusznika w Afryce, a Addis Abeba nie będzie mogła liczyć na takie jak dotąd względy w Waszyngtonie). Zwolennikiem większego zaangażowania Amerykanów w somalijską wojnę i ograniczenia tam wpływów Etiopii jest wybrany w tym roku na prezydenta Somalii Mohammed Abdullahi Mohammed „Farmajo”, legitymujący się także paszportem USA.

Trump postanowił za to sprzedać Nigerii tuzin nowoczesnych samolotów bojowych do walki z dżihadystami z Boko Haram, czego nigeryjscy przywódcy nie mogli doprosić się u Obamy, który odmówił w końcu sprzedaży pod naciskiem obrońców praw człowieka, oskarżających nigeryjskich wojskowych o wojenne zbrodnie przeciwko ludności cywilnej.

Koncentrując się na walce z dżihadystami, Trump wycofał wiosną amerykańskich komandosów z Republiki Środkowoafrykańskiej i Konga, gdzie na rozkaz Obamy tropili ściganego za wojenne zbrodnie ugandyjskiego watażkę Josepha Kony’ego i jego Bożą Armię Oporu. Z 6 tys. stacjonujących w Afryce amerykańskich żołnierzy komandosi stanowią ponad jedną trzecią i podobnie jak cała jedyna na Czarnym Lądzie amerykańska baza wojenna w Dżibuti, zajmują się wyłącznie walką z dżihadstami (Amerykanie mają jeszcze niewielkie bazy operatorów samolotów bezzałogowych w Nigrze i Kamerunie, skąd pomagają w walce z nigeryjskim Boko Haram).

Krytycy Trumpa i obrońcy praw człowieka uważają amerykańskiego prezydenta za awanturnika i obawiają się, że większe zaangażowanie żołnierzy USA w Somalii doprowadzi tylko do eskalacji wojny, wzmocni ideologicznie dżihadystów, przyczyni się do większej liczby ofiar wśród ludności cywilnej, a także utrudni pomoc dla ofiar nowej klęski suszy i głodu, która zagraża jednej trzeciej z około 12 mln mieszkańców kraju.

Trump i jego generałowie uważają jednak Somalię i miejscowych dżihadystów za bezpośrednie zagrożenie bezpieczeństwa USA. Wielu młodych somalijskich imigrantów z USA przystało do Al-Szabab i walczyło w ich szeregach w Somalii. Główny ciężar wojny przeciwko somalijskim dżihadystom prowadził dotąd 22-tysięczny korpus ekspedycyjny Unii Afrykańskiej. Unia zamierza go jednak wycofać do 2022 r. Trump chce, by do tego czasu jego komandosi rozprawili się z Al-Szabab.

Wojciech Jagielski (PAP)

wjg/ az/ ro/