- Więźniowie są oddawani za grosze w „dzierżawę” sektorowi prywatnemu, obniżając pensje wszystkim innym pracownikom. To powinno się skończyć - pisze w felietonie dla Bloomberga Noah Smith.
ikona lupy />
Liczba więźniów w USA / Bloomberg

To znany filmowy motyw – grupa mężczyzn w pasiastych, biało-czarnych uniformach, z łańcuchami wokół kostek, kruszy skały w kamieniołomach pod kontrolą straży. Media nauczyły nas, że praca więźniów to w pełni naturalny stan – nieprzyjemny dla skazanych sposób na ukaranie zła, który ma wypocić z nich złowieszcze impulsy, które doprowadziły do dokonania zbrodni.

Jednak w rzeczywistości praca więźniów jest sposobem na ograniczenie przez rządy kosztów zatrudnienia przez kierowanie ich do niewolniczej pracy. Może to w niewielkim stopniu pomóc finansom publicznym, jednak tworzy wyniszczającą konkurencję dla najsłabiej wynagradzanych Amerykanów.

Stany Zjednoczone więzią rekordową liczbę ludzi. Wskaźnik prizonizacji jest tam najwyższy na świecie i co najmniej dwukrotnie wyższy, niż w innych rozwiniętych gospodarkach oraz znacznie powyżej standardów dla autorytarnej Rosji. W amerykańskich więzieniach przebywa 1,5 mln osób. Liczba ta wzrosła w latach 80. ubiegłego wieku i nie spadła wiele w stosunku do rekordowego poziomu z połowy poprzedniej dekady. Raport Sentencing Project z 2016 roku pokazuje dramatyczną zmianę:

Reklama

Olbrzymia liczba więźniów stanowi znaczną część puli wszystkich ultratanich pracowników. Niedawno opublikowany raport Prison Policy Initiative wykazał, że średnie wynagrodzenie więźnia wynosi 93 centy na godzinę, a najniższa zgłoszona stawka to 16 centów.

Porównajmy te wartości do federalnej płacy minimalnej, która wynosi 7,25 dol. za godzinę. Jak wolni Amerykanie mogą konkurować z więźniami, którzy pracują za mniej niż jedna dziesiąta tej kwoty? Nawet jeśli więźniowie są mniej produktywni od wolnych pracowników, różnica w poziomie wynagrodzeń jest przytłaczająca.

Pracujący więźniowie nie zajmują się kruszeniem skał jak w filmach. Współcześnie rząd przekazuje ich prywatnym firmom, gdzie są wykorzystywani do poprawy wyników. Przez ostatnie lata zajmowali się między innymi pakowaniem kawy dla Starbucksa oraz oprogramowania dla Microsoftu. Produkują meble, artykuły szkolne oraz wytwarzają produkty spożywcze. Tworzą akcesoria dentystyczne, tresują zwierzęta, pracują w call center ,a nawet zbierają bawełnę.

Wykonujący wszystkie te zajęcia więźniowie stanowią bezpośrednią konkurencję dla amerykańskich fizycznych pracowników, którzy zasadniczo nie mają w niej szans. W ostatnich latach dochodziło do politycznych utarczek z powodu pracowników-obcokrajowców, nieupoważnionych do pobytu w kraju imigrantów oraz przenoszenia miejsc pracy do krajów dysponujących tanią siłą roboczą takich jak Bangladesz. Jednak nisko opłacani imigranci w niewielkim stopniu wpływają na obniżenie płac rodowitych obywateli, a robotnicy z Bangladeszu nie mają odpowiednich narzędzi oraz znajdują się zbyt daleko, by stanowić bezpośrednią konkurencję dla pracowników z USA.

Sposobem na złagodzenie presji ciążącej na uciskanej amerykańskiej klasie pracującej jest podniesienie wynagrodzeń więźniów. Przyznanie im prawa do pobierania płacy minimalnej otworzyłoby osobom żyjącym na wolności wiele miejsc pracy.

Byłoby też to moralne rozwiązanie. Krytycy nazywają często system pracy więźniów niewolnictwem. Pomimo różnic pomiędzy nowoczesną pracą skazanych a niewolnictwem z historycznego Południa, podobieństwa są zbyt duże, by można było je swobodnie pominąć. USA zawsze przedkładały wolną nad przymusową pracę – jak udokumentowali historycy, był to jeden z powodów dla których niewolnictwo wzbudzało tak duży gniew na Północy sprzed wojny secesyjnej.

Praca więźniów jest zatem sprzeczna z tradycyjnymi amerykańskimi, jak również humanitarnymi wartościami. Pisarze, którzy mieli okazję oglądać system pracy więźniów z bliska byli zaskoczeni, jak rozprzestrzeniony i akceptowany stał się, szczególnie w stanach z wysokim wskaźnikiem prizonizacji takich ja Luizjana.

Moralność wymaga także, by więźniowie otrzymywali więcej pieniędzy z puli, którą konsumenci płacą za świadczone przez nich usługi. Obecnie skazani otrzymują jedynie około jednej czwartej niej, włączając w to odszkodowania dla ofiar.

Zmniejszenie popytu na pracę więźniów spowodowane podniesieniem pensji, zwłaszcza przy założeniu, że zatrzymywaliby w swoich kieszeniach większą część zarabianej kwoty, oznaczałoby, że finanse publiczne znacznie ucierpią. Więziennictwo jest kosztowne, a utrzymanie jednego skazanego kosztuje podatników około 30 tys. dol. rocznie. Być może jednak podniesienie kosztów przebywania Amerykanów w więzieniu okazałoby się dobrym rozwiązaniem.

Niewiarygodnie wysoki wskaźnik prizonizacji w USA jest dowodem na to, że kraj zamyka ludzi za przestępstwa, które tego nie wymagają, takie jak branie narkotyków czy drobne kradzieże. Jednak ostatnio wysokie koszty zmuszają stany do zmniejszania liczby więźniów. To przypuszczalnie ograniczy częstotliwość skazywania do rzeczywiście wymaganego poziomu. Koniec masowego więziennictwa pomoże również gospodarce i ograniczy nierówności – według niektórych szacunków praktyka więzienia milionów Amerykanów zwiększyła skalę ubóstwa o 20 proc., nawet bez uwzględnienia konkurencji płacowej.

Wypłacanie więźniom płacy minimalnej nie powinno być więc postrzegane jako akt dobroczynności. Zdejmie bowiem presję z klasy robotniczej, zachęcając rząd do ograniczenia masowego więziennictwa i zwróci kraj w kierunku dowartościowania „wolnej” pracy.

>>> Czytaj też: Dlaczego psychopaci są tak dobrymi szefami? Oto przekonująca odpowiedź