Jak Amerykanie świętują 4 lipca, prócz oglądania fajerwerków na haju? Przy grillu, razem z sąsiadami, bez wielkiej ekscytacji. To nie jest wielkie święto rodzinne. Tym świętem jest Dzień Dziękczynienia. Ze Zbigniewem Lewickim rozmawia Robert Mazurek

Chce pan powiedzieć, że to nie my?

Niestety, to Amerykanie wymyślili długi weekend.

Tak po prostu?

Wszystkie święta poprzenosili sobie na poniedziałki, żeby było dzień wolnego więcej. Od 1971 r. wszystko co się da, przenieśli ustawowo na poniedziałki.

Reklama

Jakim cudem?

Normalnie. Urodziny Martina Luthera Kinga są 15 stycznia? To święto mają w trzeci poniedziałek stycznia. W lutym są urodziny Waszyngtona? No to zamiast 22 lutego świętuje się je w trzeci poniedziałek tego miesiąca. I tak dalej ze wszystkim.

Chyba nie ze wszystkim?

Próbowali przenieść 11 listopada (Dzień Weteranów – red.), ale było tyle protestów, że odpuścili, no i 4 lipca jednak przypada 4 lipca.

Co oni właściwie świętują 4 lipca?

Nieporozumienie.

Myślałem, że jednak niepodległość.

Skądże, niepodległość ogłoszono 2 lipca.

A, czyli moja córka urodziła się w faktyczną rocznicę Deklaracji Niepodległości?

Nie było mnie przy tym, ale pewnie tak.

To co się wydarzyło 4 lipca?

Tego dnia przyjęto tekst Deklaracji Niepodległości, ale niepodległości już wcześniej ogłoszonej. I w dokumentach uczestników tych wydarzeń jest jasno napisane, że „odtąd Amerykanie będą zawsze świętować ten dzień”, czyli 2 lipca.

To co się stało?

Nawalili już przy pierwszej rocznicy.

Poważnie?

Tak, kompletnie zapomniano, że właśnie przypada rocznica niepodległości. Ktoś przypomniał sobie w środku dnia i w popłochu szybko zorganizowano obchody 4 lipca. A potem już tak zostało.

Cały wywiad w piątkowym Magazynie DGP