Jak dotąd kandydatowi na kanclerza Niemiec z ramienia socjaldemokratów – Martinowi Schulzowi – nie udało się zdobyć sondażowej przewagi nad Angelą Merkel. Jedna z jego ostatnich prób to jednak coś więcej niż tylko polityka, dotyczy bowiem największego w Niemczech „problemu”, który w istocie nie istnieje – niszczejącej infrastruktury.

Kilka angielskojęzycznych mediów (The Economist, Financial Times, CNBC, The Guardian) podchwyciło temat. W materiałach dziennikarskich przeważnie wykorzystuje się kilka anegdot – a to pęknięty most, szkoła z przeciekającym dachem, opóźnienia pociągów, korki spowodowane remontami dróg. W tym przypadku tezę można dodatkowo poprzeć naukowym dowodem: Stowarzyszenie Niemieckiego Przemysłu Budowlanego opublikowało wyniki badania, z którego wynika, że jakość niemieckich dróg, sieci kolejowych, portów i lotnisk pogarsza się w stosunku do europejskich sąsiadów. Jakość infrastruktury – według autorów raportu – była tak zła, jak w USA w 2016 roku.

Pomimo podniesienia wydatków na infrastrukturę, ogłoszonych przez ministra transportu Alexandra Dobrindta w ubiegłym roku, wydatki pozostały na mniej więcej tym samym poziomie co w 2015 roku. W maju Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) zarekomendował Niemcom, aby wykorzystały „dostępną przestrzeń fiskalną”, czyli nadwyżkę budżetową, na „inicjatywy które zwiększą potencjał wzrostu, takie jak inwestycje w fizyczną i cyfrową infrastrukturę, opiekę nad dziećmi, integrację uchodźców oraz zmniejszenie obciążeń podatkowych”.

Wykorzystał to Martin Schulz i w niedawno opublikowanym planie dla przyszłości Niemiec na pierwszym miejscu pojawia się postulat ustalenia obowiązkowej kwoty minimalnej, jaka będzie przeznaczana na inwestycje w infrastrukturę. Rywal Merkel zaproponował także, aby nadwyżki budżetowe (w sumie 56 mld euro) przeznaczyć na poprawę jakości dróg, systemu kolejowego oraz państwowych budynków oraz rozwój sieci światłowodowej.
Niewielu politycznych rywali mogłoby się nie zgodzić z planem podniesienia wydatków na szkoły czy drogi. W 2016 roku w czasie amerykańskich wyborów prezydenckich zarówno Donald Trump jak i Hillary Clinton obiecali zwiększenie inwestycji w infrastrukturę. Mimo to Angela Merkel ma odmienne zdanie. W wywiadzie dla telewizji ARD stwierdziła, że problemem nie był brak pieniędzy. „Nie jesteśmy w stanie wydać tego, co dziś posiadamy” – wyjaśniła. Dodała przy tym, że większym problemem jest przyspieszenie planowania w zakresie projektów infrastrukturalnych.

Reklama

Merkel ma po swojej stronie opinię OECD i Hertie School of Governenace z Berlina. Instytucje te opublikowały raport, z którego wynika, że pod względem zarządzania infrastrukturą, finansowania i efektów konkretnych projektów, Niemcy plasują się powyżej średniej wśród innych rozwiniętych państw.

I rzeczywiście, niemiecka infrastruktura jest daleka od stanu zniszczenia. I to pomimo, że przemysł budowlany chciałby widzieć tę sprawę inaczej w nadziei otrzymanie nowych zamówień. W rankingu logistyki handlu Banku Światowego w 2016 roku Niemcy zajęły pierwsze miejsce. Były także na czele zestawienia jeśli chodzi o jakość infrastruktury – jednej z sześciu części składowych rankingu. Tuż za Niemcami uplasowała się Holandia, która – według Stowarzyszenia Niemieckiego Przemysłu Budowlanego – ostatnio wyprzedziła Niemcy.

Zatem słynne niemieckie autostrady wciąż są dobre i sprawne. Publiczna szkoła w moim sąsiedztwie w Berlinie jest pięknie odrestaurowanym miejscem, i kiedy Martin Schulz narzeka na przeciekające szkolne dachy, to chciałbym, aby odwiedził kilka biednych miast, które są zarządzane przez jego partyjnych kolegów. Pociągi mogą się od czasu do czasu spóźniać, ale to nie jest uciążliwe w porównaniu do niestabilnych połączeń internetowych w Wielkiej Brytanii nawet w starych, rozwiniętych dzielnicach, a te z kolei i tak są o niebo lepsze od większości połączeń w USA.

Niemcy mają jednak pewien problem – z projektami infrastrukturalnymi. Wynika to niemieckiego perfekcjonizmu oraz – jak wszędzie na świecie – częściowo ze zbyt dużej skali regulacji i korupcji. Berlin jest zatłoczony, lokalne lotniska nie wytrzymują naporu pasażerów, a nowe lotnisko Berlin-Brandenburg czeka już piąty rok na otwarcie (bo tyle lat upłynęło od pierwotnie planowanej daty otwarcia tego portu). Największym problemem w przypadku tego portu jest niewłaściwie zaprojektowany system odprowadzania dymu. Aby go dostosować do niemieckich standardów, wykonawca potrzebuje kilku lat. W wielu rozwiniętych krajach problem zostałby zamieciony pod dywan, a lotnisko otwarte. Tymczasem w Berlinie sprawa ciągnie się wiele lat, kolejne strony rezygnują, nakładane są milionowe kary, a budżet projektu przekroczył już o 100 proc. pierwotne plany.

Z innego rodzaju problemem mamy do czynienia w przypadku Kanału Kilońskiego – drogi wodnej łączącej morza Bałtyckie z Północnym. Śluzy Kanału zostały zbudowane jeszcze za czasów cesarza Wilhelma, a ich nieustanne zamknięcia zmuszały statki do pokonywania trasy drogą okrężną. Nikt nie chciał przeprowadzać renowacji tego obiektu w latach 90. XX wieku, gdy ruch w Kanale był całkiem niewielki. Dekadę później ruch znacząco się zwiększył, a remont obiektu negatywnie wpłynie na port w Hamburgu – ważnym politycznie niemieckim mieście i stolicy landu.

Wielkie projekty infrastrukturalne w Niemczech stale przekraczają budżet i kalendarz. Nowa siedziba Europejskiego Banku Centralnego w Hamburgu (pierwotnie planowany koszt przekroczony o ponad 150 proc., data otwarcia przesunięta o 4 lata), filharmonia w Hamburgu (koszt przekroczony o 200 proc., otwarcie po 7 latach opóźnienia), przekształcenie centralnego dworca kolejowego w Stuttgarcie w dworzec podziemny (koszt przekroczony o 50 proc., termin otwarcia o 2 lata) to tylko jedne z wielu przykładów. Wszystkie te problemy nie wynikają z braku pieniędzy, ale ze sprzeczności między niemieckimi oczekiwaniami, wyrażonymi po części restrykcyjnymi przepisami, a rzeczywistą jakością planowania i zarządzania projektami infrastrukturalnymi.

W wywiadzie dla telewizji N-TV Hans-Peter Kloes, dyrektor Instytutu Badań Gospodarczych z Kolonii oraz sympatyk Angeli Merkel wyjaśniał sprzeciw CDU wobec pomysłu Martina Schulza, aby podnieść wydatki: „Sztywne zwiększenie finansowania inwestycji wyraźnie faworyzowałoby inwestycje fałszywe. We władzach landów oraz władzach lokalnych istnieją oczywiste problemy jeśli chodzi o określenie i planowanie projektów. Aby temu zaradzić, potrzeba wielu lat” – wyjaśnił Kloes.

Jednym z powodów, dla których Angela Merkel wygrywała poprzednie wybory, był jej zdroworozsądkowy pragmatyzm oraz niechęć do sypania pieniędzmi tam, gdzie problemy ze swojej natury mają polityczny, kulturowy i behawioralny charakter. Niemcy posiadają infrastrukturę, którą niemiecki system zarządzania jest w stanie opanować. Tak jest na całym świecie, ale istnieją też politycy, także w USA – którzy nie rozumieją tego tak dobrze, jak Angela Merkel.

>>> Czytaj też: Słowacja: Wstrzymamy import żywności, jeśli jej jakość będzie gorsza niż na Zachodzie