W styczniu br. Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił poprzedni wyrok sądu I instancji zapadły w listopadzie 2015 r. i skazujący B. oraz G. SA uznał jednak, że Sąd Okręgowy w Warszawie wówczas źle ocenił szkodę osób pokrzywdzonych.

Według prokuratury oskarżeni w latach 2005-2007 oszukali około 170 osób, które zainwestowały łącznie ponad 33,5 mln zł. Grozi za to do 12 lat więzienia.

W pierwszym procesie SO wymierzył B. karę pięciu lat więzienia, a Maciejowi G. - roku więzienia w zawieszeniu. Skazano ich na kary, o jakie wnioskowała wtedy prokuratura. Obrońcy i oskarżeni wnosili o uniewinnienie. W wyroku sąd nałożył też wówczas na B. i G. solidarny obowiązek naprawienia wielomilionowej szkody, poprzez zapłatę określonych kwot poszczególnym, wymienionym w sentencji orzeczenia, pokrzywdzonym.

Rozpatrując apelację II instancja uznała, że doszło do wad postępowania SO właśnie w kwestii naprawienia szkody. "Był to jedyny powód uchylenia wyroku i zwrotu całej sprawy SO" - informował PAP w lutym sąd apelacyjny.

Reklama

"SO poczynił ustalenia w faktycznym zakresie wysokości szkody wyrządzonej poszczególnym pokrzywdzonym w sposób nielogiczny, niezrozumiały i w oderwaniu od prawidłowo ocenionych dowodów. Miało to oczywisty wpływ na zawarte w wyroku rozstrzygnięcie" - głosiło uzasadnienie orzeczenia SA. Według II instancji SO nie uargumentował też "solidarnego obowiązku naprawienia szkody przez obu oskarżonych, ustalając jednocześnie, że rola Macieja G. była podrzędna i nie odniósł on żadnych korzyści majątkowych z przestępstwa".

Zwracając sprawę I instancji SA wskazał, że w ponownym procesie nie trzeba będzie powtarzać całości postępowania; SO powinien się skoncentrować na "poczynieniu prawidłowych ustaleń faktycznych ws. wartości przedmiotu przestępstwa i wysokości szkody wyrządzonej poszczególnym pokrzywdzonym".

W piątek obaj oskarżeni pytani przez sąd o sytuację majątkową oświadczyli, że są obecnie utrzymywani przez osoby najbliższe. Na kolejnej rozprawie - wyznaczonej na 29 września - ma zostać ustalone, których spośród pokrzywdzonych oraz świadków należy przesłuchać podczas ponownego procesu. "Proces nie zakończy się dzisiaj, ani na kolejnych terminach" - oceniła sędzia Izabela Ledzion.

W sprawie chodzi o podejrzenie przestępstwa polegającego na prowadzeniu działalności w zakresie obrotu maklerskimi instrumentami finansowymi, bez wymaganego zezwolenia.

Dochodzenie wszczęto w 2007 r., po zawiadomieniu Komisji Nadzoru Finansowego. W śledztwie ustalono, że Bogusław B. działał w imieniu spółki z siedzibą w Wlk. Brytanii; prezesem innej ze spółek był Maciej G. Oskarżono ich o to, że wprowadzali inwestorów w błąd, zawierając z nimi poprzez siatkę pośredników umowy. Ich przedmiotem było zarządzanie wpłacanym przez klientów kapitałem; w zamian mieli otrzymywać odsetki.

"W rzeczywistości tworzyli oni pozory profesjonalnej działalności inwestycyjnej. Zamiast gwarantowanego inwestorom jednoprocentowego zysku tygodniowo, czyli 52 proc. rocznie, oraz gwarancji zwrotu kapitału, stworzyli system służący jedynie do wyłudzania środków na zasadzie tzw. piramidy finansowej" - informowali śledczy. Przez jakiś czas umowy były obsługiwane terminowo. Pieniądze pochodziły z wpłat nowych klientów lub z tych samych środków, które przekazał inwestor. Znaczna część zainwestowanych środków nigdy nie została zwrócona.

Pierwszy proces w SO zaczął się w 2012 r. Obrona B. twierdziła, że dowody nie wykazują, by uczestniczył on w działalności spółek będących przedmiotem postępowania - nie zakładał ich, nie był w ich władzach. Jak ocenił SO, takiej linii obrony przeczą ustalone fakty. "Nie ma wątpliwości, że to B. decydował, co i jak w ramach tego czynu przebiega i co się dzieje" - ocenił wtedy sąd.

W warszawskim sądzie okręgowym od września zeszłego roku trwa oddzielny proces, w którym Bogusław B. i jeszcze inna osoba są oskarżeni o "pranie brudnych pieniędzy". Chodzi o kwotę 2,7 mln euro, pochodzącą z oszustwa dokonanego na szkodę szwajcarskiej spółki. Według prokuratury, pieniądze których dotyczy sprawa wpłacono w styczniu 2014 r. na rachunek bankowy w Polsce, a - jak się okazało - pochodziły one z oszustwa dokonanego na niekorzyść jednej ze spółek w Szwajcarii. W tej sprawie termin kolejnej rozprawy wyznaczony jest na 27 września.

Z kolei sprawa spółki Art-B była najgłośniejszą aferą początków III RP. B. ze wspólnikiem Andrzejem Gąsiorowskim mieli, omijając prawo za pomocą tzw. oscylatora (czyli wielokrotnego oprocentowania tych samych pieniędzy w różnych bankach), zarobić 4,2 bln ówczesnych zł (420 mln dzisiejszych zł). W 1991 r. wspólnicy uciekli z Polski i osiedli w Izraelu. Bogusław B. został w 1994 r. zatrzymany w Szwajcarii, wydany Polsce i skazany w 2000 r. na dziewięć lat więzienia.

W 2014 r. prokuratura, prowadząca sprawę Gąsiorowskiego, umorzyła z powodu przedawnienia wątek śledztwa dotyczący oscylatora. Do sądu trafił zaś akt oskarżenia wobec Gąsiorowskiego ws. przywłaszczenia w latach 1990-91 mienia spółki Art-B. Zarzut mówił o blisko 71,8 mln zł - w przeliczeniu na obecne złotówki. W 2015 r. Sąd Okręgowy w Kaliszu umorzył ten wątek ze względu na przedawnienie. Gąsiorowski - który zgodził się na podawanie nazwiska - mówił, że żałuje, iż został pozbawiony możliwości stwierdzenia przez sąd jego niewinności.

Marcin Jabłoński (PAP)