Wygląda na to, że państwo stworzyło nielegalny model finansowania zadań zlecanych samorządom. Winne są obie ekipy rządzące: poprzednia system wdrożyła, obecna go kontynuuje.
Od lat na linii władze lokalne – rząd istnieje konflikt o to, ile w rzeczywistości kosztuje realizacja zadań, które administracja centralna przerzuca na samorządy. Lokalni włodarze twierdzą, że pieniędzy jest za mało i w związku z tym muszą dokładać z własnych budżetów. Kolejne rządy twierdzą jednak, że wszystko jest w porządku i jednocześnie przekazują gminom czy powiatom coraz więcej zadań do wykonania.
Poprzedni rząd PO-PSL podjął się dość karkołomnego zadania, by problem rozwiązać raz na zawsze. – Przyjęliśmy zasadę, że finansowanie zadań zleconych w całym kraju musi się odbywać według jednolitych zasad – mówiła ówczesna wiceminister finansów Hanna Majszczyk. Chodziło o to, by wypracować jednolite standardy wyceny kosztów realizacji poszczególnych zadań.

Kontrowersyjny model

Standaryzacja miała się odbywać stopniowo. Na pierwszy ogień poszły zadania zlecone z zakresu spraw obywatelskich (np. wydawanie aktów stanu cywilnego, dowodów osobistych itp.). Ministerstwo Finansów w wyniku analiz stwierdziło, że sporządzenie aktu stanu cywilnego – w zależności od województwa – trwało od jednej godziny do nawet dwóch godzin 44 minut. Ujawniły się także różnice w stawkach za roboczogodzinę – wynosiły one od 20,5 zł do 32,26 zł. Ostatecznie resort przyjął stawkę 22,92 zł, a samorządom dołożono 200 mln zł na zadania z zakresu spraw obywatelskich. W kolejnych latach „wystandaryzowana” stawka rosła: do 24,16 zł w 2016 r. i do 24,44 zł obecnie.
Reklama
Choć model ten wdrożono za czasów PO-PSL (po raz pierwszy wpisano go do ustawy budżetowej na 2015 r.), PiS postanowił go kontynuować.
– Mam nadzieję, że z czasem standaryzacja obejmie kolejne obszary – stwierdził w ubiegłym tygodniu na posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Sebastian Chwałek.
Problem w tym, że promowany przez obie ekipy rządowe model rozliczania zadań zleconych wzbudza coraz więcej kontrowersji.
– Podzielamy pogląd, że przyjęty przez MF system standaryzacji wyceny dotacji celowej jest nielegalny, ponieważ nie ma żadnej podstawy prawnej – mówi Anna Strzelczyk-Frydrych z urzędu miasta w Bydgoszczy.

Nierzetelna standaryzacja

W podobnym tonie wypowiadają się samorządowcy z Krakowa. – System standaryzacji wyceny dotacji celowych nie ma oparcia w żadnym akcie prawnym i jest oparty na dowolnych założeniach Ministerstwa Finansów – ocenia Barbara Skrabacz-Matusik z krakowskiego magistratu.
Samorządy właśnie zyskały sojusznika w postaci Najwyższej Izby Kontroli. W wystąpieniu po kontroli w Ministerstwie Finansów – na którą teraz powołują się władze lokalne – NIK stwierdziła m.in., że „proces standaryzacji obliczania dotacji celowej na obsługę spraw obywatelskich przeprowadzono nierzetelnie”. Wycena zadań nie uwzględniała np. wydatków rzeczowych, na odprawy i nagrody jubileuszowe czy wreszcie kosztów administracyjnych związanych z obsługą zadania.
Podobne wnioski płyną po kontroli NIK u wojewody mazowieckiego. W wystąpieniu pokontrolnym kontrolerzy stwierdzili, że „stosowany w latach 2015–2016, a wprowadzony w latach wcześniejszych, faktyczny sposób finansowania zadań zleconych [...] w części nie odpowiadał wymogom określonym w ustawie z dnia 27 sierpnia 2009 r. o finansach publicznych”. W efekcie samorządy otrzymywały środki nieadekwatne do ponoszonych wydatków.
Poprosiliśmy NIK o szczegóły przeprowadzonych kontroli, jednak raporty zostaną upublicznione dopiero w połowie września. – Kontrola objęła wiele podmiotów, nie tylko te jednostki, o których wspomniano w stanowisku – zapowiada NIK.
– Oczekujemy ze strony Ministerstwa Finansów deklaracji skorygowania sposobu kalkulowania środków na zadania zlecone samorządom jeszcze w tym roku – domaga się Związek Miast Polskich, zrzeszający ponad 300 jednostek w kraju.
MF do sprawy odnosi się ostrożnie. – Obecnie w ministerstwie trwają prace mające na celu przeprowadzenie m.in. weryfikacji obowiązującego katalogu i określonych czasochłonności w odniesieniu do spraw obywatelskich – odpowiada MF.
Zdaniem Aleksandra Nelickiego, eksperta od finansów komunalnych, skoro można uznać, że proces standaryzacji wyceny zadań z zakresu spraw obywatelskich jeszcze się nie zakończył, samorządy mogą teraz spierać się o jakość i wysokość wskaźników przyjętych przez rząd. – Ale dobrze, że MF w ogóle zabrało się do szacowania kosztów zadań zleconych, bo do niedawna było to robione w gruncie rzeczy wedle uznania – dodaje ekspert.

Rubryka na dopłaty

Samorządy wychodzą jednak z kolejnymi żądaniami. Ich zdaniem resort finansów i regionalne izby obrachunkowe (kontrolujące lokalne budżety) wymuszają na nich „ukrywanie w sprawozdawczości finansowej środków wydawanych na zadania zlecone powyżej kwoty otrzymanej dotacji”. Dlatego chcą, by w kwartalnych sprawozdaniach znalazła się rubryka, w której wprost będą wykazywać, ile dopłaciły do zadań zleconych.
Resort finansów przypomina, że sprawozdanie powinno w pierwszej kolejności służyć prawidłowemu rozliczeniu rządowej dotacji, a nie wykazywaniu, ile się dopłaciło. – Niemniej mając na uwadze, że sposób kalkulacji wysokości kosztów spraw obywatelskich jest nowy, poruszone kwestie będą podlegały szczegółowej analizie, w celu wprowadzenia optymalnych rozwiązań – deklaruje dość mgliście MF.
Dziś samorządy nie tylko nie mają jak wykazać faktycznie ponoszonych kosztów, ale wręcz boją się to robić. Nie chcą narazić się na zarzuty ze strony regionalnych izb obrachunkowych (formalnie nie mogą dokładać do zadań zleconych z własnych budżetów). Zmiana otworzyłaby kolejne możliwości.
– Dawałoby to podstawę do podjęcia działań, by zwiększyć dotacje na realizację tych zadań bądź ułatwiłoby dochodzenie odszkodowania na drodze sądowej – wskazuje Mirosława Puton, dyrektor wydziału budżetu i księgowości w urzędzie miasta Lublin.

>>> Czytaj też: Ministerstwo Rozwoju planuje biznesową rewolucję. Oto najważniejsze zmiany