W sierpniu 2016 r. media opisywały, w jak skandalicznych warunkach trenuje Anita Włodarczyk, mistrzyni olimpijska z Rio de Janeiro i rekordzistka świata w rzucie młotem. W ciągu roku, który upłynął od tego czasu, Włodarczyk zdążyła po raz kolejny pobić rekord świata, wygrać plebiscyt na najlepszą lekkoatletkę świata oraz najlepszego sportowca Polski i przed kilkoma tygodniami zdobyć w Londynie mistrzostwo świata, zresztą trzecie w karierze.
Cały czas trenując na rozpadającym się, zbudowanym w latach 50. stadionie warszawskiej Skry. I nic nie wskazuje, by – mimo obietnic polityków różnych opcji próbujących ogrzać się w blasku sukcesu – miało się to szybko zmienić.
Historia Włodarczyk jest świetnym przyczynkiem do dyskusji o roli państwa w sporcie, zwłaszcza tym wyczynowym. Dyskusji, która w sferze ideologicznej nie zostanie rozstrzygnięta, bo trwa od momentu powstania nowożytnego sportu, a liczba argumentów na rzecz tego, by państwo miało go wspierać, także finansowo, bądź też nie, jest zbliżona.
– W Polsce tak naprawdę nie odpowiedzieliśmy sobie na pytanie, co jest strategicznym celem sportu. Czy nam zależy, tak jak było to w czasach komunistycznych, na budowaniu wizerunku kraju poprzez pokazywanie się na arenie międzynarodowej, czy też kluczowa jest dla nas aktywność fizyczna społeczeństwa – mówi dr hab. Jolanta Żyśko, rektor Szkoły Głównej Turystyki i Rekreacji w Grupie Uczelni Vistula, ekspertka w dziedzinie zarządzania sportem. – Współczesny sport opiera się na takich podstawach, jak media, korporacje międzynarodowe, sprzedaż gadżetów (merchandising). I jest globalny. Model sportu w Polsce nie jest jeszcze ani globalny, ani do końca wolnorynkowy. Są pozytywne wyjątki jak żużel czy siatkówka, gdzie kluby działają jak przedsiębiorstwa sportowe, ale jest dużo przykładów klubów, w których udziałowcami są władze lokalne, co pokazuje, że sport jeszcze nie przyciągnął w wystarczającym stopniu prywatnych firm, bez czego nie da się zrobić skoku modernizacyjnego – dodaje dr Artur Grabowski, ekspert ds. ekonomii sportu z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.
Reklama

Lepszy nastrój, większe wydatki

– Bitwa pod Waterloo została wygrana na boiskach Eton – miał powiedzieć Arthur Wellesley, 1. książę Wellington, mając na myśli to, że edukacja w angielskich szkołach prywatnych, w której istotną rolę odgrywały sport, kondycja fizyczna i dyscyplina, przyczyniła się w istotnym stopniu do późniejszych sukcesów militarnych Wielkiej Brytanii. Rozumiał to Friedrich Ludwig Jahn, pruski założyciel towarzystw gimnastycznych, których celem była poprawa kondycji fizycznej i moralnej narodu po upokarzającej klęsce armii w starciu z Napoleonem. Podobny cel przyświecał utworzonym kilkadziesiąt lat później pod zaborami Towarzystwom Gimnastycznym „Sokół”. Ich celem było podnoszenie sprawności fizycznej polskiej młodzieży poprzez sport, ale też podtrzymywanie świadomości narodowej i kształtowanie postaw obywatelskich.
Oczywiście z biegiem czasu, gdy broń stawała się coraz bardziej zaawansowana i śmiercionośna, związek między sportem a polem bitwy malał, ale państwo ma wciąż interes w promowaniu zdrowego stylu życia obywateli. Zwłaszcza teraz, gdy wraz z postępem technologicznym coraz więcej osób prowadzi siedzący tryb życia i nie podejmuje żadnej aktywności fizycznej, a dzieci od najmłodszych lat bawią się grami komputerowymi zamiast piłką. – Tylko 40 proc. Polaków jest aktywnych fizycznie, co jest jednym z gorszych wskaźników w Europie, więc konieczne są zachęty, żeby odciągać ludzi od telewizorów, komputerów, żeby czasu wolnego nie spędzali w galeriach handlowych. To przyniesie oszczędności państwu, bo jeśli ktoś nie jest aktywny fizycznie, to jest duże prawdopodobieństwo, że zapadnie na choroby cywilizacyjne. Sama infrastruktura, która powstaje, to jedno, ale trzeba by zmienić zachowania ludzi – przekonuje Artur Grabowski. W tym momencie może pojawić się argument, że współczesny sport wyczynowy ma niewiele wspólnego z powszechną aktywnością fizyczną, więc państwo powinno wspierać co najwyżej tę drugą, ale kontrargumentem jest to, że nic tak nie zachęca dzieci do sportu jak przykład gwiazd. Każdy chłopiec chce być jak piłkarz Robert Lewandowski czy koszykarz Marcin Gortat, więc z punktu widzenia interesu państwa sukcesy w sporcie zawodowym są potrzebne.
Cały artykuł przeczytasz w weekendowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP