Według ekonomisty z BZ WBK Piotra Bielskiego dane GUS dotyczące handlu zagranicznego nie są zaskoczeniem. "Tempo wzrostu eksportu i importu rok do roku przyspieszyło w lipcu, czego można się było spodziewać biorąc pod uwagę, że lipiec ubiegłego roku był wyjątkowo słaby. Mieliśmy efekt niskiej bazy, więc roczna dynamika się poprawiła" - powiedział Bielski.

Główny Urząd Statystyczny podał w poniedziałkowym komunikacie, że po lipcu br. Polska miała 2 mld 782,1 mln zł nadwyżki w handlu zagranicznym, wobec 13 mld 575,7 mln zł przed rokiem. GUS poinformował, że wartość eksportu wyniosła 492 mld 195,9 mln zł, a importu 489 mld 413,8 mln zł. W porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku eksport wzrósł o 7 proc. a import o 9,6 proc. Udział Niemiec w eksporcie w porównaniu z okresem styczeń–lipiec ub.r. był na tym samym poziomie i wyniósł 27,2 proc., a w imporcie obniżył się o 0,7 p. proc i stanowił 22,8 proc. Dodatnie saldo wyniosło 22 mld 635 mln zł wobec 20 mld 222,8 mln zł w analogicznym okresie ub.r.

"Te dane pokazują kontynuację trendu z poprzednich miesięcy. Z jednej strony w handlu zagranicznym mamy ożywienie, ale jednocześnie to ożywienie jest znacznie mocniejsze po stronie importu niż eksportu. Do niedawna w handlu zagranicznym mieliśmy nadwyżkę, ale ona się powoli zamienia w deficyt (w danych miesięcznych - PAP). Okazuje się, że ta nadwyżka, którą się cieszyliśmy przez ostatnie prawie dwa lata, niestety nie wytrzymuje zetknięcia z wyraźnym ożywieniem popytu krajowego" - ocenił.

Zdaniem Bielskiego wynik odzwierciedla mocny wzrost konsumpcji oraz prawdopodobne ożywienie w inwestycjach, które są importochłonne. "To powoduje, że w ostatnich miesiącach mamy ujemne saldo na rachunku handlu zagranicznego" - powiedział. "Ta tendencja szybko się nie odwróci. Eksportowi, co prawda sprzyja koniunktura za granicą, ale duży wzrost popytu krajowego będzie powodował, że import przeważy. Saldo handlu zagranicznego będzie więc lekko negatywne dla wzrostu gospodarczego w drugiej połowie tego roku" - dodał ekonomista.

Reklama

Zgodził się z tym prezes Instytutu Prognoz i Analiz Gospodarczych Bohdan Wyżnikiewicz. W jego ocenie w związku z sytuacją na rynku zakupów konsumpcyjnych i również bardzo możliwym przyspieszeniem inwestycji, tempo wzrostu importu w nadchodzących miesiącach może być w dalszym ciągu wyższe niż tempo wzrostu eksportu. "Trzeba się bardziej starać, żeby eksport się powiększał. Potencjał jest i powinniśmy go pielęgnować. To jest ważne zadanie dla polskich przedsiębiorstw, żeby eksport rozwijać" - podkreślił ekspert.

Wyżnikiewicz zwrócił uwagę na dobry wynik w handlu z Niemcami. "Niemcy są największą gospodarką europejską, są wymagającym rynkiem. Jeżeli udaje nam się lokować nasze towary na trudnym rynku niemieckim, to znaczy, że potrafimy być konkurencyjni i jakościowo, i cenowo. To rozszerza nasz potencjał eksportowy" - powiedział.

Jak zauważył, nie zwiększa nam się natomiast udział eksportu do krajów rozwijających się. "Udział eksportu do krajów rozwijających się zmniejszył się o 0,6 pkt proc. Rok temu o tej porze było to 8,3 proc. udziału, a teraz mamy 7,7 proc. Jest to o tyle niedobrze, że powinniśmy rozszerzać nasze rynki, a nie kurczyć. A kraje rozwijające się mają duży potencjał. Tam powinniśmy lokować coraz więcej naszego eksportu" - ocenił.

Odnosząc się do struktury eksportu Wyżnikiewicz podkreślił, że jest ona podobna do notowanej rok wcześniej. "Po Niemcach jest Wielka Brytania, ale po piętach już depczą jej Czechy. W krótkim czasie kraj ten może wyprzedzić Wielką Brytanię" - ocenił. Podkreślił, że eksport nam rośnie zarówno w przeliczeniu na złote, jak i euro. Z kolei import rośnie szybciej niż eksport we wszystkich tych ujęciach. "Nie przeszkadza to jednak w tym, żebyśmy utrzymywali dodatnie saldo handlu zagranicznego" - powiedział.

Ekonomista z Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego Bartłomiej Biga wskazał, że po lipcu mamy niewielką nadwyżkę eksportu nad importem. "W moim przekonaniu popularności polskich produktów za granicą sprzyja wciąż słaby złoty, oraz nadal niskie koszty pracy. Wynagrodzenia rosną bowiem wyraźnie wolniej niż teoretycznie powinno wynikać to z rekordowych niedoborów pracowników - powiedział.

Jak podkreślił Biga, nie jest jednak tak, że popularność polskich produktów zawsze wynika wyłącznie z ich konkurencyjnej ceny. "Są bowiem obszary, np. żywność, gdzie nasi producenci cieszą się dużym uznaniem" - zaznaczył.

W jego ocenie wzrost importu, większy niż wzrost eksportu, był możliwy dzięki dokonującym się powoli, ale jednak wzrostom płac. "A także dzięki poprawie kondycji finansowej polskich gospodarstw domowych, jaka dokonała się m.in. w rezultacie programu 500 plus" - wskazał.

Jak podkreślił, dane o polskim handlu zagranicznym pokazują nieustannie kluczową rolę Republiki Federalnej Niemiec i to zarówno w eksporcie, jak i w imporcie. "Te silne związki gospodarcze nie zostawiają rządom obu państw zbyt wiele miejsca dla radykalnych działań politycznych, podejmowanych przeciwko sobie. Interes gospodarczy, dobrze pojmowany, obu tych państw raczej sugeruje zaniechanie skrajnie niekorzystnych działań przeciwko sobie. Właśnie ze względu na ekonomię" - ocenił.(PAP)

autorzy: Marcin Musiał, Magdalena Jarco