W orędziu wygłoszonym w środę w Parlamencie Europejskim Juncker oświadczył, że Rumunia i Bułgaria powinny niezwłocznie zostać przyjęte do strefy Schengen. Wyraził również poparcie dla rozszerzenia Wspólnoty o kraje Bałkanów Zachodnich.

Jak przypomina "Sega", pierwsza negatywna reakcja nadeszła natychmiast z Niemiec. Niemiecki minister spraw wewnętrznych Thomas de Maiziere ocenił, że do przyjęcia tych dwóch państw „jest jeszcze długa droga”.

Znacznie ostrzejsza była reakcja Holandii, najbardziej zdecydowanego przeciwnika przyjęcia Bułgarii i Rumunii do Schengen. Holenderski premier Mark Rutte powiedział, że szef KE powinien „skonsultować się z lekarzem”, i dodał, że do przyjęcia Bułgarii i Rumunii nie może dojść obecnie, gdyż „istnieje zbyt wiele obaw o kontrolę ich granic oraz korupcję”.

Z kolei według austriackiego kanclerza Christiana Kerna koncepcja Junckera nie została należycie rozważona, ponieważ istnieje zbyt wiele wątpliwości co do tego, czy Bułgaria i Rumunia będą w stanie spełniać wymagania członkostwa w strefie Schengen.

Reklama

Jak podkreśla bułgarski dziennik, sceptycznie o apelu Junckera wypowiedziała się także bułgarska wiceprezydent, była europosłanka Ilijana Jotowa, która powiedziała, że „zbyt łatwo jest wygłaszać apele w sprawach, w których KE nie ma żadnych upoważnień i w których praktycznie nic nie może zrobić”.

Bułgaria i Rumunia należą do UE od 2007 r., lecz wraz z przyznaniem im członkostwa wprowadzono u nich monitoring systemów sądowniczych pod względem walki z korupcją i przestępczością zorganizowaną. Wyniki tego monitoringu, zwłaszcza w Bułgarii, są uważane za niedostateczne, co wywołuje sprzeciw części pozostałych krajów unijnych wobec przyjęcia Sofii i Bukaresztu do strefy Schengen.

W pierwszej połowie 2018 r. Bułgaria będzie przewodniczyć UE.

Z Sofii Ewgenia Manołowa

>>> Polecamy: "The Times" dotarł do poufnego dokumentu. Niemcy i Francja chcą prawa do zawieszania Schengen