Rozpoczęte w czwartek manewry strategiczne Zapad-2017 odbywają się na Białorusi, Morzu Bałtyckim, na zachodzie Rosji, a także w obwodzie kaliningradzkim. W sumie ma w nich wziąć udział 12,7 tys. żołnierzy i 700 jednostek sprzętu z obu krajów. Zaplanowane je do 20 września.

Szatkowski w telewizji internetowej "wPolsce.pl" podkreślił, że jeśli chodzi o manewry Zapad-2017 trzeba zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji, natomiast nie są one efektem nagłej decyzji.

"To trwa od wielu lat, czyli proces odbudowy potencjału militarnego Rosji, agresywna polityka, która już znalazła ujście w działaniach agresywnych na Ukrainie, w Gruzji i te scenariusze ćwiczeń cyklicznych, które mają coraz to szerszy charakter, świadczą o przygotowaniu de facto tego państwa do dużej operacji wojennej" - mówił.

Wiceszef MON ocenił, że ćwiczenia Zapad-2017 świadczą o "pewnym poziomie determinacji". "Nie ma co z drugiej strony też popadać w jakąś panikę. My to oczywiście monitorujemy od dawna" - dodał.

Reklama

Szatkowski pytany, czy Polska powinna w jakiś sposób odpowiedzieć na rosyjsko-białoruskie manewry podkreślił, że Polska zwiększa również poziom skomplikowania własnych manewrów.

Jak poinformował w najbliższym czasie odbędą się ćwiczenia kierowania obroną państwa na najwyższym poziomie politycznym, z udziałem prezydenta i Rady Ministrów. "Będzie to pierwsze tego rodzaju ćwiczenie od 13 lat, a przypomnijmy, że to ostatnie, które się odbyło, było w zupełnie innych warunkach geopolitycznych. W 2004 r. zupełnie nie widziano Rosji jako zagrożenia" - zaznaczył.

Mimo zapewnień władz w Mińsku i w Moskwie, że scenariusz ćwiczeń Zapad-2017 jest czysto obronny, wywołują one duże zaniepokojenie wśród sąsiadów, zwłaszcza na Ukrainie, która w 2014 roku padła ofiarą rosyjskiej agresji. Obawy w związku z ćwiczeniami wyrażały także m.in. Litwa i Polska. NATO zapowiedziało, że będzie się im "uważnie przyglądać". (PAP)