Z Węgrami znacznie więcej nas łączy, niż dzieli, dlatego nasza współpraca powinna mieć charakter strategiczny - mówi w wywiadzie dla PAP europoseł, prezes Prawicy Rzeczypospolitej Marek Jurek. Podkreśla, że oba państwa cenią suwerenność, są też przeciwne narzucaniu polityki imigracyjnej forsowanej przez KE.

Marek Jurek mianem "bardzo twardej, jednoznacznej opozycji" określa zbieżne stanowisko obu krajów w stosunku do obecnego kierownictwa UE, ale - jak mówi - "to nie opozycja totalna, ale odpowiedzialna antycypacja przywrócenia szacunku, partnerstwa i solidarności między państwami i nurtami politycznymi w Unii Europejskiej".

PAP: Jak ocenia pan dzisiejsze państwo węgierskie w kontekście polskiej polityki zagranicznej? Czy Węgry są dziś naszym sojusznikiem w Europie? Czy pana zdaniem mamy do czynienia z partnerem strategicznym? Węgry postrzega się i ocenia w Polsce różnie.

Marek Jurek: Węgry to bardzo istotny kraj Europy, którego znaczenie dodatkowo wzmacnia wybitne przywództwo Viktora Orbána. Premier Orbán pokazał, że można skutecznie usuwać moralne i społeczne skutki komunizmu, mimo zagranicznych prób podważenia finansowej wiarygodności Węgier - wzmocnił węgierską gospodarkę, suwerennie zdefiniował węgierską politykę imigracyjną, odwołując się do poparcia społeczeństwa. Pamiętajmy, że Węgry broniły granic Unii przed falą nielegalnej migracji na jednym z najbardziej wrażliwych odcinków.

PAP: Jak definiuje pan wspólne obszary celów Polski i Węgier?

Reklama

M.J.: Z Węgrami znacznie więcej nas łączy niż dzieli i dlatego nasza współpraca powinna mieć charakter strategiczny. Wspólnie wyznajemy wartości cywilizacji chrześcijańskiej, cenimy suwerenne kompetencje naszych państw - przeciwstawiając się ich zaborowi przez władze Unii Europejskiej, wspólnie odrzucamy narzucanie państwom Europy polityki imigracyjnej forsowanej przez Komisję Europejską. Ważny jest przy tym szeroki horyzont cywilizacyjny. Viktor Orbán otwarcie mówił w Krynicy o potrzebie głębokiej europejskiej kontrrewolucji kulturowej i to samo mówi na przykład do swych partnerów z CDU. To jest autentyczna polityka, a nie lokalna retoryka wyborcza. Jako taka tworzy i dla nas koniunkturę dla polityki opartej na zasadach cywilizacji chrześcijańskiej. Właśnie dlatego Prawica Rzeczypospolitej apeluje do rządu o podjęcie prac na rzecz europejskiej Konwencji Praw Rodziny. Z tą inicjatywą powinniśmy wystąpić wspólnie z Węgrami i przedstawić ją najpierw tym krajom Unii Europejskiej, które nie ratyfikowały genderowej konwencji stambulskiej (tzw. antyprzemocowej). Zawarcie tej konwencji dałoby wyraz naszej środkowoeuropejskiej tożsamości kulturowej i stanowiłoby nasze orędzie do opinii chrześcijańskiej w całej Europie. Zbudowałoby konkretny prawny instrument obrony życia, rodziny i wychowania, i pozytywnej prezentacji naszego stanowisko na forum międzynarodowym wobec ataków na te wartości. To zaś przywróciłoby moralna równowagę we współpracy europejskiej, przypominając, że Europa środkowa (której kraje chcą zachować cywilizację chrześcijańską) musi być traktowana jako partner solidarności, a więc uzgodnień i szacunku, a nie jako obszar przyłączony. Gdy mówię o tej intencji mam na myśli nie życzenia, ale porządek konstytucyjny w Polsce, na Węgrzech czy na Słowacji, referenda w Chorwacji i na Słowenii, czy prawo antydemoralizacyjne na Litwie.

PAP: W opinii części komentatorów cieniem na współpracy polsko-węgierskiej kładzie się polityka energetyczna Węgier, oparta na kupowaniu rosyjskich surowców.

M.J.: To poważna kwestia, ale pamiętajmy, że choć z jednej strony jest to polityka utrwalona, z drugiej, paradoksalnie, w jakimś sensie akcydentalna. Zaraz po utworzeniu drugiego gabinetu Orbán prowadził przecież bardzo aktywną politykę usuwania wpływów rosyjskich z Węgier. Nacjonalizacja rosyjskich udziałów w koncernie MOL była bardzo silnym wzmocnieniem niezależności energetycznej od Moskwy. Orbán zmienił tę politykę w reakcji na próby izolacji ze strony Unii Europejskiej, a nawet, niestety, administracji Baracka Obamy. Formalni sojusznicy Węgier próbowali albo obniżyć ich wiarygodność finansową – co się nie udało, albo wręcz doprowadzić do upadku rządu Fideszu. W takich warunkach szukał partnerów zewnętrznych. Nie możemy pochwalać tej polityki, ale warto pamiętać, że Węgry wcale do jej podjęcia nie dążyły, podjęły ją pod presją okoliczności. W odpowiedzi na naciski i pewnie dlatego, że mają nieco inną sytuację geopolityczną niż Polska czy Rumunia. Jednocześnie trzeba pamiętać, że Węgry solidarnie podpisały deklarację bukaresztańską (podpisana podczas tzw. mini-szczytu NATO w Bukareszcie w 2015 r. – PAP) o potrzebie wzmocnienia współpracy krajów Europy Środkowej, bezpieczeństwa Europy Środkowej w ramach Przymierza Atlantyckiego. Swoją drogą, argument - podnoszony na ogół przez polityków liberalnej opozycji - że różnice w kwestiach energetycznych wykluczają współpracę środkowoeuropejską jest całkowicie demagogiczny. Na tej zasadzie należałoby powiedzieć, że współpraca europejska to mrzonka, skoro Niemcy uruchomili Nord Stream z Rosją. I w ramach tej logiki to byłby argument jeszcze silniejszy, bo Niemcy przez budowę Nord Stream przyczyniają się do energetycznej izolacji Polski i państw bałtyckich, a przez budowę Nord Stream 2 - dodatkowo Ukrainy. A Węgry nikogo nie izolują, prowadzą jedynie politykę swojego interesu.

PAP: Obraz, który pan kreśli, jest obrazem swoistej konfrontacji cywilizacyjnej wewnątrz Starego Kontynentu. Jaką zatem taktykę polityczną wobec oponentów z UE pan by przyjął?

M.J.: Wobec obecnego kierownictwa UE musimy być w bardzo twardej, jednoznacznej opozycji, być może również wobec następnego, wyłonionego za dwa lata, bo dopiero głębokie zmiany w państwach zachodnioeuropejskich mogą doprowadzić do zmiany polityki całej Unii. A opozycja, o której mówię, to nie opozycja totalna, ale odpowiedzialna antycypacja przywrócenia szacunku, partnerstwa i solidarności między państwami i nurtami politycznymi w Unii Europejskiej.

PAP: Czy zapewnienia Orbana, że nie poprze ataku na Polskę poprzez mechanizm z art. 7 można traktować jako całkowicie pewne?

M.J.: Podczas piątkowej wizyty w naszym kraju premier Orbán tę deklarację ponowił, a jej powagę potwierdza cała jego polityka. W tej chwili w Parlamencie Europejskim przygotowywana jest kolejna rezolucja na temat (w tych pracach reprezentuję nasz klub konserwatystów). Europejscy liberałowie (w Polsce do ich bloku należy Nowoczesna) otwarcie prą do uruchomienia przeciw Węgrom art. 7. My naprawdę jedziemy na tym samym wózku.

PAP: Uprawniona konfrontacja cywilizacyjna – tak pozwolę sobie ją nazwać – o której pan mówi, powinna być chyba oparta o jakieś proste i zrozumiałe przesłanie moralne. Czy da się je sformułować?

M.J.: Europa dziś nie jest wspólnotą wartości, ale możemy ciągle być wspólnotą losu. Nasze wartości to wiara i cywilizacja chrześcijańska, niepodległość i tradycja narodowa, cywilizacja życia, praw rodziny i godność natury ludzkiej. Konwencja Praw Rodziny, o której zaproponowanie apelujemy do władz - byłaby ich bardzo dobrą, konkretną materializacją. Gdy Parlament Europejski oskarża państwa chroniące życie o łamanie praw człowieka - nie możemy stać w narożniku i tłumaczyć się ze spuszczoną głową. Musimy jasno mówić czego bronimy i konkretyzować to w realnych stanowiskach politycznych i propozycjach prawnych. A jeśli Europa ma pozostać wspólnotą losu - władze Unii Europejskiej muszą szanować państwa Europy Środkowej i opinię chrześcijańską w Europie. Te dwa wymiary solidarności trzeba odbudować. I Polska powinna odegrać kluczową rolę w tej politycznej i ideowej rekonstrukcji. To również konieczny warunek funkcjonowania Europy. Dziś najbardziej radykalne środowiska federalistyczne uważają, że państwa, które nie chcą się do nich dostosować - można po prostu wykluczyć. Takie głosy było już słychać przed Brexitem, Guy Verhofstadt niedawno mówił, że woli przeciwników Unii Europejskiej od tych, którzy sprzeciwiają się jej władzom. Taka arogancka polityka to prosta droga do wpędzenia Europy w chroniczny kryzys. I tylko wzmocnienie sił, które domagają się szacunku we współpracy może zapobiec temu, że zmienią Unię w sposób, w którym w żadnym wypadku nie można jej będzie traktować jako związku państw, unii politycznej, której jesteśmy współgospodarzem.

PAP: A zatem projekt wspólnoty europejskiej nie jest według pana stracony?

M.J.: Współpraca europejska jest obiektywną wartością, bo pokój i stabilność są elementami polskiej racji stanu. Ale pewne jest, że za dziesięć lat Unia Europejska będzie wyglądać zupełnie inaczej, niż dzisiaj. Jeżeli nie ma przekreślić samej zasady współpracy państw i elementarnego szacunku dla najważniejszych wartości społecznych - zmianą należy przygotowywać już dziś. Ta zmiana wymaga przede wszystkim zmian w samych państwach, bo to one najpierw kreują władze i kształt Unii. I głęboka, wielowymiarowa, ale zaczynająca się od wspólnego rozumienia praw podstawowych, współpraca środkowoeuropejska może się do tych zmian zasadniczo przyczynić. A współpraca polsko-węgierska może być jej motorem.