60 lat temu niewielka srebrzysta kula rozpoczęła erę kosmiczną, a wraz z nią kosmiczny wyścig.
Kiedy pierwszy sztuczny satelita Ziemi trafił na orbitę, Nikita Chruszczow znajdował się w Kijowie. Gensek postanowił podzielić się radosną nowiną z aktywem partyjnym. Działacze podobno nie okazali entuzjazmu. Nikt z nich nie docenił wagi tego, co się stało.
Zresztą w Związku Radzieckim było może wówczas kilka osób, które to rozumiały. Dowodem niech będzie chociażby to, że wydarzenie zostało odnotowane w „Prawdzie” – oficjalnym dzienniku KPZR – kilkuzdaniową wzmianką. 4 października 1957 r., przemawiając do towarzyszy w Kijowie, nie miał tej świadomości również Nikita Chruszczow. Znaczenie Sputnika dotarło do niego dopiero następnego dnia rano, kiedy podczas śniadania otrzymał jak zwykle poranny briefing: trzy teczki w różnych kolorach. W czerwonej – przechwycone depesze dyplomatyczne. W niebieskiej – raporty agencji wywiadowczych. Najważniejsza tego dnia okazała się jednak zawartość zielonej teczki, w której pierwszy sekretarz otrzymywał wycinki z prasy światowej.

Jak wybuch bomby

W 1957 r. Amerykanie z ufnością patrzyli w przyszłość. Lato upłynęło im w rytmie hitu Elvisa Presleya „Hound Dog”, ale w prawdziwie optymistyczny nastrój wprawiała ich nauka. Parę lat wcześniej na rynek wprowadzono szczepionkę na chorobę Heinego-Medina. W kraju rozwijała się energetyka atomowa. W księgarniach leżały książki opisujące pierwszego sztucznego satelitę Ziemi, który miał poszybować w przestrzeń kosmiczną na budowanej przez marynarkę wojenną rakiecie Vanguard. Na entuzjastów techniki czekały nawet modele satelity do sklejania.
Reklama
„Wszyscy w 1957 r. wiedzieli, że eksploracja kosmosu była następnym krokiem rozwoju naukowego i technicznego, i zakładali, że Stany Zjednoczone odegrają w tym – jak zwykle – wiodącą rolę” – pisał dziennikarz John Brooks. Kiedy więc okazało się, że to jednak Sowieci jako pierwsi umieścili dzieło ludzkich rąk na orbicie okołoziemskiej, nastąpił szok.