W sobotę wicepremier, minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki przebywający z wizytą w Stanach Zjednoczonych poinformował, że Polska zrezygnuje z 9,2 mld dolarów elastycznej linii kredytowej (z ang. Flexible Credit Line - FCL) Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Wicepremier podjął tę decyzję "po analizie danych podatkowych, parametrów makroekonomicznych, ocenie naszej stabilności budżetowej i rezerw walutowych NBP". "Polska gospodarka jest w tak dobrej sytuacji, że możemy to zrobić" - wyjaśnił.

Zdaniem prezydenta Centrum im. Adama Smitha Andrzeja Sadowskiego decyzja o rezygnacji z Elastycznej Linii Kredytowej to "decyzja, która racjonalizuje wydatki polskiego rządu, bo linia kredytowa kosztowała ciężkie miliony dolarów w skali roku już od wielu lat, a od co najmniej kilku lat nie było żadnej potrzeby jej utrzymywania".

Jak zauważył Sadowski, rezygnację z elastycznej linii kredytowej należy traktować w kategoriach "racjonalizacji wydatków", ale "jest to tylko pierwszy krok, bo takich pozycji, które można zlikwidować i tym samym zaoszczędzić pieniądze, jest znacznie więcej".

"Jeżeli to byłby początek racjonalizacji wydatków publicznych, to jest to bardzo dobry krok, tylko trzeba pokazać, jakie następne wydatki publiczne zostaną też w ten sposób zracjonalizowane" – zauważył ekspert z Centrum im. Adama Smitha.

Reklama

W ocenie Sadowskiego rząd już zdecydował się na "dosyć daleko idące działania, chociażby w obszarze VAT-u, i stąd radykalne działanie nie jest obecnemu rządowi obce i nie ma tutaj bariery psychologicznej".

"Jest to najlepszy moment na uwolnienie części administracji publicznej od pracowników, których brakuje w firmach. W Polsce nie będzie problemu z bezrobociem wśród osób, które pracowały w administracji, bo bez problemu mogłyby one znaleźć pracę w sektorach, które dzisiaj dramatycznie poszukują pracowników" - dodał ekspert.

Sadowski przypomniał, że "z przeprowadzonych przez Centrum im. Adama Smitha badań wynika, że jeśli agencja rządowa wydawała 80 proc. swojego budżetu na wynagrodzenia, utrzymanie budynku i delegacje pracownika, to znaczy, że jej funkcja już dawno uległa wyczerpaniu, i należy ją zlikwidować". Jak zaznaczył, "chodzi o przejrzenie całej struktury administracyjnej polskiego państwa - czy mają jeszcze jakikolwiek sens te instytucje, które powstały lata temu i niekiedy mają historię rodem z PRL, a które ciągle jeszcze funkcjonują w dzisiejszej nowoczesnej gospodarce i nowoczesnym zarządzaniu państwem".

Sadowski dodał, że "podobną analizę zrobiono 10 lat po zjednoczeniu Niemiec, kiedy przejrzano struktury państwa i okazało się, że część tych instytucji, która była potrzebna na okres integracji i scalania wschodu z zachodem, wyczerpała swoje misje i zaczęto je likwidować".

Jak zauważył rozmówca PAP, "obecny rząd w Polsce podjął podobne działania - przynajmniej analitycznie w pewnych obszarach, i dlatego należy tylko konsekwentnie pójść dalej".

"Jeśli zostanie stwierdzone, że funkcje danej instytucji zostały wyczerpane, to należy ją zlikwidować" - zaznaczył Sadowski.

Polska korzystała z dostępu do FCL od 2009 r. W czasie globalnego kryzysu finansowego oraz w okresie pokryzysowym dostęp do FCL przyczyniał się do obniżenia premii za ryzyko na rynkach finansowych, co pozwoliło zmniejszać koszty obsługi zagranicznego zadłużenia. Obecnie dostęp do FCL, oprócz Polski, mają Kolumbia i Meksyk.

Polska nigdy nie skorzystała z elastycznej linii kredytowej.(PAP)

Autor: Sandra Bober

edytor: Anna Dudzik, Jakub Pilarek