Dzień ten, ustanowiony przez brytyjski parlament w 2010 roku, ma przypominać o współczesnym niewolnictwie, które obejmuje m.in. wykorzystywanie fizyczne, wyzysk w pracy i zmuszanie do aktów seksualnych (w tym prostytucji).

Od wejścia Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku do Wielkiej Brytanii wyjechało co najmniej milion Polaków, których większość według dostępnych danych wykonuje pracę fizyczną lub pracuje w zawodach technicznych.

Z rozmów przeprowadzonych przez PAP z przedstawicielami organizacji pozarządowych (NGO), policji i służb dyplomatycznych, wynika, że setki Polaków – kilkakrotnie więcej, niż wynikałoby z oficjalnych statystyk - mogą co roku padać ofiarą niewolnictwa, a kolejne tysiące są zagrożone tym zjawiskiem. Szczególnie narażeni są migranci, którzy trafiają do Wielkiej Brytanii bez podstawowej znajomości języka angielskiego i znajomości swoich praw pracowniczych.

W 2015 roku brytyjski parlament przyjął zaostrzoną ustawę poświęconą walce z handel ludźmi, podnosząc górną granicę kary dla sprawców współczesnego niewolnictwa do dożywocia.

Reklama

W Wielkiej Brytanii funkcjonuje system zgłaszania przypadków niewolnictwa - National Referral Mechanism (NRM), a także systemy wsparcia, m.in. w ramach współfinansowanych przez rząd działań Armii Zbawienia. Walka z tym problemem traktowana jest jako priorytet przez premier Theresę May, która podnosiła ten temat m.in. na forum ONZ.

Według statystyk w 2016 roku w ramach NRM zidentyfikowano 163 polskie ofiary niewolnictwa, z czego aż 148 osób padło ofiarą wyzysku w pracy. To najwyższy wynik od 2012 roku, dla którego dostępne są najstarsze dane, i siódme miejsce wśród grup narodowościowych najczęściej doświadczających tego zjawiska.

Jak wynika z ustaleń PAP, dużej grupie osób poważnie wyzyskiwanych w miejscu pracy udaje się wydostać z takiej sytuacji - zazwyczaj bez śladu w oficjalnych statystykach - by rozpocząć nowe życie na emigracji lub wrócić do Polski. Inni tkwią w niej nawet latami.

Wiceszefowa Narodowej Agencji ds. Zwalczania Przestępczości (NCA) Caroline Young przyznała w rozmowie z PAP, że oficjalne dane "to jedynie czubek góry lodowej". "Prawdopodobnie jest bardzo dużo osób, które z różnych powodów nie chcą lub nie mogą się zgłosić (na policję)" - oceniła.

"To przestępstwo, które z zewnątrz jest niemal niewidoczne, dlatego apelujemy do ludzi, by (...) pomogli nam zbadać realną skalę tego zjawiska" - dodała Young, apelując o wsparcie polskiej społeczności w W. Brytanii.

Jak powiedziała, o tym, że ktoś jest wykorzystywany, mogą świadczyć m.in. widoczne oznaki zaniedbania (noszenie tych samych ubrań przez wiele dni z rzędu, problemy zdrowotne), mieszkanie w zatłoczonych, wieloosobowych mieszkaniach pracowniczych, zauważalne ograniczenie woli lub uległość wobec przełożonego.

Young zaznaczyła, że najczęściej sprawcami tego typu przestępstw wobec Polaków są inni Polacy. Tylko w bieżącym roku co najmniej kilku obywateli Polski skazano z tego powodu na wieloletnie kary więzienia.

Katarzyna Zagrodniczek z polskiej organizacji East European Resource Centre tłumaczyła w rozmowie z PAP, że szczególnie narażone są osoby pracujące m.in. w rolnictwie, myjniach, barach, magazynach, fabrykach, centrach dystrybucji i na budowie oraz zatrudnione jako pomoc domowa.

„To ludzie, którzy godzą się pracować za trzy funty (na godzinę), bo nie mają innego wyjścia lub tak im się wydaje (...). To, że muszą pracować przez wiele godzin, bez przerw, traktują jako szansę, żeby się +odkuć+” – powiedziała.

Jej zdaniem problem z ustaleniem realnej liczby ofiar niewolnictwa wynika m.in. z faktu, że "ludzie często nie zdają sobie sprawy z tego, że są wykorzystywani", bo nie znają swoich praw, w tym przepisów o płacy minimalnej czy maksymalnym wymiarze czasu pracy.

Jak mówiła Zagrodniczek, spotykała się też z przypadkami, gdy ofiarom zabierano dokumenty i otwierano w ich imieniu konta bankowe lub rejestrowano ich jako odbiorców świadczeń socjalnych, a te były pobierane przez ich fikcyjnych „opiekunów”.

W podobnym tonie wypowiedziała się Irena Dawid-Olczyk z fundacji La Strada, która od 1995 roku wspiera polskie ofiary niewolnictwa wracające do kraju. W rozmowie z PAP ekspertka zaznaczyła, że ofiary współczesnego niewolnictwa to "jakiś malutki procent" ogólnej liczby osób migrujących do Wielkiej Brytanii, ale "każda taka osoba to o jedną za dużo".

Dawid-Olczyk zaznaczyła, że "w pierwszej fazie ofiary są po prostu szczęśliwe, bo mają poczucie, że nareszcie spotkały kogoś, kto odmieni ich życie, i że nabrały wiatru w żagle".

Jak oceniła, "szanse na samodzielne wyrwanie się (...) (z takiej sytuacji) maleją w ciągu trzech tygodni i faktycznie kończą się, zanim minie miesiąc", a sprawcy "cały czas pracują nad tym, aby przekonać ofiarę, że sama nie da sobie rady", zastępując przemoc fizyczną przemocą psychiczną.

Pytana przez PAP o radę dla polskich imigrantów, Caroline Young z NCA powiedziała, że należy się kierować prostą zasadą: "jeśli oferta pracy brzmi zbyt dobrze, to prawdopodobnie tak jest".

„Warto przyjrzeć się wcześniejszej historii zatrudnienia w danej firmie lub porozmawiać z kimś, kto tam pracował. Jeśli oferowane jest nam mieszkanie, warto sprawdzić, czy naprawdę istnieje; jeśli opłacane są koszty podróży, należy upewnić się, że nie wiąże się z tym powstanie zobowiązania wobec pracodawcy" - wyliczała.

Także Zagrodniczek zwróciła uwagę, że część ofiar korzysta z pomocy finansowej przy wyjeździe do Wielkiej Brytanii, a później spłaca fikcyjny dług, który staje się dla sprawców kolejnym pretekstem do pozbawiania ofiar pieniędzy.

Jednocześnie ostrzegła przed korzystaniem z usług niesprawdzonych agencji pośrednictwa pracy, które domagają się opłaty za znalezienie pracy (co jest niezgodne z brytyjskim prawem), oraz przed ofertami „z polecenia”; jak wskazują statystyki, sprawcy często znają wcześniej swoje ofiary, np. pochodzą z tego samego miasta w Polsce.

Konsul generalny RP w Londynie Krzysztof Grzelczyk przyznał w rozmowie z PAP, że polskie służby konsularne "są świadome problemu" niewolnictwa i "znają przypadki polskich obywateli dotkniętych tego rodzaju przestępstwem i wielokrotnie interweniowały we współdziałaniu z oficerem łącznikowym polskiej policji w ambasadzie RP".

Jak zaznaczył, "to jedna ze sporych działek naszej działalności konsularnej" i w tym roku zorganizowano m.in. międzynarodową konferencję poświęconą temu zagadnieniu z udziałem konsulów z innych państw Europy Środkowo-Wschodniej, a także przedstawicieli brytyjskich władz i trzeciego sektora. "Dalsze monitorowanie tego zjawiska i przeciwdziałanie jest wśród naszych priorytetów" - zapewnił.

Christopher Thompson z brytyjskiej ambasady w Warszawie powiedział PAP, że Wielka Brytania i Polska „od lat współpracują na poziomie rządów, służb i organizacji pozarządowych", by wzmacniać procedury w walce ze zjawiskiem niewolnictwa.

Na początku br. brytyjska wiceminister spraw wewnętrznych Sarah Newton spotkała się w siedzibie fundacji La Strada z trójką byłych ofiar niewolnictwa i handlu ludźmi, które opowiedziały jej o swoich doświadczeniach.

Thompson powiedział, że regularnie odbywają się konsultacje w tej sprawie; ostatnie miały miejsce podczas wrześniowej sesji OBWE w Warszawie. Na przyszły rok zaplanowano także spotkanie, w którym wezmą udział przedstawiciele prokuratury i wymiaru sprawiedliwości tzw. państw priorytetowych, w tym Polski.

Temat został poruszony również w lipcu podczas wizyty księcia Williama i księżnej Kate w Polsce oraz będzie jednym z kluczowych zagadnień na Polsko-Brytyjskim Forum Belwederskim w Londynie w przyszłym roku.

Od marca br. przy polskim oddziale Armii Zbawienia funkcjonuje wspierany przez brytyjski rząd Punkt Weryfikacji Ofert Pracy, który pomaga w ustaleniu wiarygodności pracodawców i pomaga osobom, które wyjeżdżają do Wielkiej Brytanii w celach zarobkowych.

W 2016 roku podpisano również porozumienie o współpracy między Armią Zbawienia a La Stradą. W ramach tej współpracy wymieniają się informacjami o osobach, które zdołały uwolnić się z sytuacji niewolniczej i postanowiły wrócić do Polski.

Rozmówcy PAP ocenili, że organizacje potrzebują większych środków finansowych, dzięki którym mogłyby oferować długotrwałe programy wsparcia, w tym psychologicznego i socjalnego, w procesie reintegracji w kraju.

Jako potrzebne wskazali też m.in. kampanie informacyjne wśród grup osób zagrożonych jeszcze przed podjęciem przez nie decyzji o migracji oraz dalsze szkolenie brytyjskiej policji pod kątem identyfikowania osób, które mogą być ofiarami handlu ludźmi, a nie posługują się językiem angielskim.

Jak dodali, konieczne jest także rozszerzenie polskojęzycznej sieci wsparcia, w tym m.in. wzmocnienie polskich organizacji pozarządowych oraz zwiększenie liczby polskich konsulów w Wielkiej Brytanii, którzy mogliby pracować z lokalnymi siłami policyjnymi.

Osoby, które same padły ofiarą handlu ludźmi lub podejrzewają, że problem ten dotyczy znanych im ludzi, mogą zadzwonić w Wielkiej Brytanii na specjalną infolinię pod numer 0 8000 121 700, która oferuje wsparcie także w języku polskim.

Zgodnie z brytyjskim prawem po ustaleniu, że dana osoba mogła paść ofiarą handlu ludźmi, może ona liczyć na tymczasowe zakwaterowanie, wsparcie psychologiczne i pomoc w znalezieniu pracy.

>>> Czytaj też: Boris Johnson do Polaków: Jesteście mile widziani w Wielkiej Brytanii