Sądząc po przedwyborczych sondażach koalicja PLD i Komeito zachowa większość w Izbie Reprezentantów a Abe pozostanie premierem na kolejne cztery lata. „W obszarze krótkoterminowych zmian w rządzie, skutki (wyborów) będą niewielkie. Ale w długiej perspektywie możemy mieć do czynienia z konsolidacją nowych sił opozycyjnych” - ocenił w rozmowie z PAP specjalista ds. Japonii z Uniwersytetu w Lejdzie Bryce Wakefield, dodając, że chodzi o reorganizację na lewej stronie sceny politycznej.

Również pojawienie się nowego ugrupowania konserwatywnego, Partii Nadziei, kierowanej przez pierwszą kobietę-gubernator Tokio i jednocześnie byłą członkinię PLD Yuriko Koike sprawia, że niedzielne wybory są najbardziej ekscytującymi od lat – ocenia „Forbes”. Choć w sondażach Partia Nadziei wypada o wiele gorzej od PLD, nowe zagrożenie określane przez gazetę jako „efekt Koike” zmusza Abego do modyfikacji swojego programu.

Gdy pod koniec września Abe rozpisywał przedterminowe wybory do niższej izby japońskiego parlamentu, jako powód podał chęć potwierdzenia poparcia społecznego dla swoich planów podwyższenia podatku konsumpcyjnego i stanowiska rządu wobec Korei Północnej. Komentatorzy nie mają jednak wątpliwości, że przedterminowe wybory są ze strony premiera wykalkulowaną polityczną zagrywką, mającą na celu utrzymanie się przy władzy.

„To posunięcie było skalkulowanym hazardem, by wykorzystać skromne zwyżki w sondażach poparcia dla Abego, które towarzyszyły podwyższeniu napięcia na Półwyspie Koreańskim” – ocenia amerykański kwartalnik „Foreign Policy”. W tym roku reżim Kim Dzong Una przeprowadził próbę atomową i wystrzelił kilka rakiet balistycznych, z których dwie przeleciały nad terytorium Japonii.

Reklama

Rozpisując wybory Abe wykorzystał niekorzystną sytuację opozycji. Jego największy rywal w tych wyborach – konserwatywna Partia Nadziei – dopiero co powstała i nie miała dość czasu, żeby się do nich przygotować. Sama Koike nie zdecydowała się kandydować, co oznacza, że nawet w przypadku hipotetycznego zwycięstwa jej partii, nie mogłaby zostać premierem.

Najnowsze sondaże wskazują tymczasem, że zagrywka Abego będzie dla niego korzystna. PLD może w niedzielnych wyborach zdobyć między 281 a 303 mandatów w 475-osobowej niższej izbie parlamentu, a jej koalicjant, buddyjska partia Komeito, może liczyć na 30-33 miejsca, mimo że sam Abe nie cieszy się popularnością wśród Japończyków. Partia Nadziei może się spodziewać około 50 mandatów – wynika z ankiety opublikowanej w poniedziałek przez dziennik „Mainichi Shimbun”.

„Abe osiągnie swoje cele i utrzyma się dłużej przy władzy. Jego celem była konsolidacja władzy i osiągnie go” - ocenił w rozmowie z PAP specjalista do spraw Japonii z Uniwersytetu w Lejdzie Bryce Wakefield.

Zdaniem eksperta przedterminowe wybory i powstanie Partii Nadziei spowodują jednak reorganizację opozycji wokół nowo powstałej Konstytucyjnej Partii Demokratycznej Japonii, która może w dłuższym okresie zagrozić partii Abego, rządzącej Japonią z krótkimi przerwami od 1955 roku. Wakefield zaznaczył, że KPDJ nie osiągnie dobrego rezultatu w niedzielnych wyborach, gdyż nie ma jeszcze odpowiednich struktur, ale w nadchodzących latach wypełni pustkę na lewej stronie japońskiej sceny politycznej i przyciągnie wielu japońskich wyborców.

To właśnie brak dobrze zorganizowanej opozycji, obok sprzyjającej ordynacji wyborczej, apatii społeczeństwa oraz przedkładania przez PLD pragmatyzmu nad ideologię zapewniły tej partii tak długą dominację na japońskiej scenie polityczniej, niespotykaną w demokracjach Ameryki i Europy – pisze brytyjski „The Economist”. Brytyjski tygodnik zauważa, że choć PLD określana jest jako konserwatywna, w niektórych sprawach, takich jak emerytury czy publiczne projekty infrastrukturalne, zachowuje się bardziej jak ugrupowanie socjaldemokratyczne.

Innym przykładem jest plan podwyższenia w 2019 roku podatku konsumpcyjnego z 8 do 10 proc., z którego wpływy mają być przeznaczone na szereg wydatków socjalnych, w tym darmowe szkoły. Koike proponuje natomiast, by podwyższenie podatku odłożyć do czasu, gdy umocni się gospodarka, a w międzyczasie skupić się eliminacji niepotrzebnych wydatków i zrewidować system świadczeń społecznych.

PLD i Partia Nadziei nie zgadzają się również co do energii atomowej, która od czasu katastrofy w elektrowni Fukushima z 2011 roku jest jednym z tematów najbardziej poruszających japońską opinię publiczną. Abe chce utrzymania elektrowni jądrowych jako źródła energii dla Japonii, tymczasem Koike wzywa do całkowitego odejścia od energii atomowej do 2030 roku.

Jednym z istotnych punktów programu Abego jest zmiana pacyfistycznej japońskiej konstytucji, uchwalonej po porażce tego kraju w drugiej wojnie światowej i zakazującej mu posiadania sił zbrojnych. Według niektórych komentatorów takie posunięcie rozgniewałoby Chiny i inne kraje regionu, które mogłyby uznać to za zagrożenie.

„Z powodów historycznych społeczność międzynarodowa, szczególnie azjatyccy sąsiedzi, zawsze uważnie obserwowali i zachowywali czujność na japońskie tendencje militarne” - powiedziała rzeczniczka chińskiego MSZ, komentując majową wypowiedź Abego dotyczącą zmiany konstytucji.

„Wszystko zależy od tego, jak daleko Abe zechce pójść w rewizji konstytucji” - powiedział Wakefield. Zaznaczył, że „łagodna zmiana” proponowana obecnie przez premiera ma na celu jedynie formalne uznanie legalności Sił Samoobrony Japonii, które istnieją już od 1954 roku i liczą teraz prawie 250 tys. żołnierzy - ponad dwa razy więcej niż siły zbrojne Polski. „Jeśli Chiny zareagują (na taką zmianę konstytucji) negatywnie, będzie to prawdopodobnie reakcja przesadzona” - ocenił Wakefield.

Część komentatorów podkreśla jednak, że nawet drobna rewizja japońskiej konstytucji, obowiązującej bez żadnych zmian od 70 lat, miałaby olbrzymie znaczenie symboliczne.

Zdaniem Wakefielda w interesie Abego nie leży pogorszenie relacji z Chinami, szczególnie wobec roli tego kraju dla japońskiej gospodarki. W przeszłości Abe przedstawiał Chiny jako zagrożenie i wykorzystywał je do konsolidacji własnego poparcia, ale „ma od tego Koreę Północną, więc powinno mu zależeć na budowaniu dobrych relacji z Chinami” - ocenił w rozmowie z PAP wykładowca z Uniwersytetu w Lejdzie.

Choć nie ma raczej wątpliwości, że to Abe będzie w przyszłym tygodniu świętował zwycięstwo, przedterminowe wybory zawsze wiążą się z ryzykiem. Jak przypomina BBC, w Wielkiej Brytanii podobne zagranie premier Theresy May niespodziewanie pozbawiło ją większości i zmusiło do utworzenia koalicji.

Andrzej Borowiak (PAP)