I ci różni ludzie z różnych bajek odmiennie odnajdują się w nowym dla siebie środowisku.
Irenka, 28 lat, wstaje o świcie i biegnie na sprzątanie. Na szczęście w klubie fitness nie ma dużo roboty, tyle że podłogi trzeba pomyć, łazienki wypucować. Zanim zaczną się tam schodzić ludzie, sama może wziąć prysznic, żeby świeża i pachnąca stanąć w gotowości do roboty w McDonald’s. Haruje po 16 godzin dziennie. W tym czasie jej chłopak Wowa, 29 lat, inżynier, który ze świetnym wynikiem skończył Politechnikę Lwowską, idzie tyrać na budowę. Nie pracuje dłużej niż 10 godzin, więc to do jego obowiązków należą zakupy i gotowanie. Jak Irenka wróci z pracy, coś na szybko przełknie i wali się jak kłoda do łóżka. Kiedy ma wolny weekend, też najchętniej by z tego łóżka nie wychodziła, taka jest zmęczona. Na wyjścia, spotkania ze znajomymi, rozrywki nie ma ochoty ani siły. Oboje są jak dwa konie robocze u pługa: wiedzą, że muszą iść przed siebie, dopóki nie padną.
Jak długo? Jeszcze nie zdecydowali. Kiedy przyjeżdżali do Polski, mieli postanowienie, że zarobią, kupią auto, bo tu tańsze i lepsze niż na Ukrainie, odłożą trochę pieniędzy na przyszłość. Ale dzisiaj już coraz częściej rozmawiają o tym, żeby zostać tutaj na stałe. Bo jak człowiek pracuje, to zarobi. Nie trzeba dawać łapówek na prawo i lewo. Czyste ulice, przyjaźni ludzie. Nawet politycy, choć Polacy narzekają, wydają się mądrzejsi i bardziej cywilizowani. Po prostu: zachodnia Europa i cywilizacja.
Wowa z Irenką zamieszkali w hostelu w Bielsku-Białej: dwuosobowy pokój, 450 zł miesięcznie za głowę, czysto, spokojnie. Obok mieszka para z Połtawy: ona też robi w McDonald’s, a on spawa. Jako spawacz dobrze zarabia, ma też – podobnie jak Wowa – sporo wolnego czasu, więc tej jesieni łaził po lasach za grzybami. A jak brzydka pogoda – chodził do teatru. W kolejnym pokoju żyją kumple Waldek i Sasza. Najpierw robili na budowie, ale dostali pracę magazynierów w dużym sklepie budowlanym – lżej, no i na łeb nie pada. W wolnych chwilach lubią łowić ryby. W Bielsku-Białej pracuje i żyje ponad 2 tys. Ukraińców, kolejne tysiące rozlały się po innych miastach Podbeskidzia. Budowlanka, gastronomia, hotelarstwo, ale nie brakuje także kosmetyczek i opiekunek osób starszych.
Reklama