Na „przejedzenie” tej firmy polskie państwo, z rocznym budżetem wynoszącym równowartość ok. 100 mld dol., potrzebowałoby 20 lat. 2 bln dol. – taką wycenę Saudi Aramco chcieliby uzyskać menedżerowie koncernu podczas zaplanowanego na drugą połowę przyszłego roku IPO. To nie lada wyzwanie, gdyż w olbrzymim uproszczeniu Saudyjczycy musieliby przedstawić w przyszłym roku udokumentowany zysk operacyjny (EBIDTA) na poziomie 130 mld dol. A jeszcze nie było w historii takiej firmy, której udałoby się przebić pułap choćby 100 mld dol. (rekord należy do Apple: 82 mld dol.).
Teoretycznie wszystko jest możliwe: firma siedzi na potężnych, szacowanych na 261 mld baryłek złożach ropy naftowej. Abstrahując już od ceny samego surowca, gdyby ktoś chciał kupić te złoża po rynkowej cenie, musiałby wysupłać zbliżoną do pożądanej wyceny kwotę. Dorzućmy do tego majątek należący do spółki (będący jedną z największych tajemnic Królestwa Saudów) oraz jej gigantyczny wpływ na świat.
Nic dziwnego, że inwestorzy wstrzymują oddech. Zwłaszcza że Saudyjczycy umiejętnie budują napięcie. – Wiadomo, że to jest nasz narodowy skarb i nie możemy się go pozbyć, ale ten skarb powinien też służyć wspieraniu kraju – dowodził na początku tego tygodnia na antenie CNBC książę Alwalid Bin Talal, najsłynniejszy biznesmen Domu Saudów, jedyny z familii, który majątku dorobił się przede wszystkim dzięki swoim talentom biznesowym. – Może jeśli wystawimy na sprzedaż 5 proc. udziałów, to nic nie będzie stało na przeszkodzie, by w kolejnym znów wystawić 5 proc. i po 5 proc. w kolejnym i kolejnym roku, w zależności od sytuacji – spekulował.
Reklama