Z różnych stolic płyną głosy poparcia dla Madrytu, który jest zdecydowany nie dopuścić do secesji Katalonii. Podkreśla się znaczenie rządów prawa oraz zachowania integralności terytorialnej Hiszpanii.

W piątek kataloński parlament przyjął rezolucję ws. ustanowienia niezależnej od Hiszpanii Republiki Katalonii. Wkrótce potem hiszpański Senat zaaprobował przejęcie przez rząd Hiszpanii władzy w Katalonii.

Szef Rady Europejskiej Donald Tusk oświadczył, że decyzja katalońskiego parlamentu niczego nie zmienia dla UE - Hiszpania pozostaje jedynym rozmówcą. Tusk wezwał jednocześnie Madryt do dialogu. "Mam nadzieję, że hiszpański rząd woli siłę argumentu, a nie argument siły" - podkreślił na Twitterze.

Rzeczniczka Departamentu Stanu USA Heather Nauert napisała w oświadczeniu, że "Katalonia jest integralną częścią Hiszpanii i Stany Zjednoczone popierają konstytucyjne środki podejmowane przez hiszpański rząd, by zachować Hiszpanię silną i zjednoczoną".

Pełne poparcie dla hiszpańskiego premiera Mariano Rajoya w związku z separatystycznymi dążeniami w Katalonii wyraził prezydent Francji Emmanuel Macron. "Zawsze mówiłem, że mam jednego interlokutora w Hiszpanii i jest to premier Rajoy" - powiedział Macron dziennikarzom podczas wizyty w Gujanie Francuskiej. "W Hiszpanii są rządy prawa, z regułami konstytucyjnymi. Mariano Rajoy chce, by szanowano te reguły, i ma moje pełne poparcie"" - oświadczył.

Reklama

Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, który towarzyszy Macronowi, podkreślił, że ważne jest, by uniknąć wszelkich podziałów w Unii Europejskiej. "Nie chcę sytuacji, w której jutro Unia Europejska będzie się składała z 95 różnych państw" - powiedział.

Poparcie dla Madrytu wyraziły Niemcy. Rzecznik niemieckiego rządu Steffen Seibert podkreślił, że Berlin nie uznaje rezolucji przyjętej przez parlament kataloński, i dodał, że "jednostronna deklaracja niepodległości narusza zasady suwerenności i integralności terytorialnej Hiszpanii". Wyraził nadzieję, że "wszyscy zaangażowani wykorzystają wszelkie możliwości dialogu i deeskalacji".

Kancelaria brytyjskiej premier Theresy May poinformowała, że rząd w Londynie "nie uznaje i nie uzna" jednostronnej deklaracji niepodległości katalońskiego parlamentu. Jak podkreślono, "decyzja jest oparta na referendum uznanym przez hiszpańskie sądy za nielegalne".

Rzecznik May dodał, że brytyjskie władze chcą "utrzymania państwa prawa, szacunku dla hiszpańskiej konstytucji i zachowania jedności Hiszpanii".

Rząd Szkocji wydał oświadczenie, w którym wyrażono "zrozumienie i uszanowanie" decyzji katalońskiego parlamentu. Szkocka minister spraw zagranicznych Fiona Hyslop nie uznała jednak Katalonii jako nowego państwa, apelując o "proces dialogu", który miałby pomóc rozwiązać kryzys.

Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Antonio Tajani oświadczył w piątek we Włoszech, że "nikt w Europie nie uzna niepodległości Katalonii". Tak skomentował głosowanie w katalońskim parlamencie za ogłoszeniem niepodległości.

"Nie uznajemy tego głosowania" - powiedział Tajani w czasie wizyty w mieście Isernia we włoskim regionie Molise.

Dodał następnie: "Zawsze musi być szanowane państwo prawa".

"Uważam, że należy i można poszukiwać, w ramach hiszpańskiego prawa konstytucyjnego, rozwiązania będącego owocem dialogu. Państwo prawa nie jest opcją; to wybór, którego dokonała Europa, by nie uznać ani ważności referendum, ani jego wyniku" - stwierdził szef PE.

Następnie w rozpowszechnionej oficjalnej nocie Tajani napisał: "Deklaracja niepodległości przegłosowana dzisiaj przez parlament Katalonii to pogwałcenie państwa prawa, konstytucji Hiszpanii i autonomicznego statutu Katalonii, które stanowią część całości normatywnej Unii Europejskiej". "Teraz bardziej niż kiedykolwiek trzeba przywrócić praworządność jako podstawę dla dialogu i gwarancję wolności i praw wszystkich obywateli Katalonii" - wezwał Tajani.

"Zawsze jest czas, aby powrócić do dialogu" - wzywa Ada Colau, burmistrz Barcelony przeciwna zarówno jednostronnemu ogłaszaniu niepodległości Katalonii, jak i zastosowaniu przez rząd hiszpański artykułu 155 konstytucji, który cofa jej autonomię.

"Pracowałam w ostatnich tygodniach zarówno na gruncie publicznym, jak i prywatnym, aby nie dopuścić do tego zderzenia; my, którzy pragniemy w Katalonii i Hiszpanii zatrzymać uruchomioną machinę konfliktu, stanowimy większość zarówno tu, jak i tam" - deklaruje Ada Colau.

Na swym blogu formułuje ona zawartą w kilku słowach diagnozę dramatycznego zderzenia między Barceloną a Madrytem: doszło do niego "wskutek szybkości działania narzuconej przez partyjne interesy" zarówno po stronie zwolenników niepodległości Katalonii, jak po stronie partii rządzącej w Madrycie.

Wybrana w 2015 roku na urząd burmistrza m.in. głosami radnych lokalnego lewicowego ruchu obywatelskiego "Wspólna Barcelona" (Barcelona en Comun) przez cały czas narastania konfliktu Barcelona-Madryt ostrzegała zarówno premiera Hiszpanii Mariano Rajoya, jak i premiera rządu regionalnego Katalonii Carlesa Puigdemonta, aby nie podejmowali żadnych decyzji, które mogą "wysądzić w powietrze platformę dialogu".

Jednak wobec wdrożenia artykułu 155 hiszpańskiej konstytucji, który przewiduje m.in. rozwiązanie rządu regionalnego Katalonii, Ada Colau deklaruje, że stanie po stronie samorządności Katalonii: "Obecnie naszym obowiązkiem jest bronić katalońskich instytucji, walczyć o zachowanie solidarności społecznej oraz pomyślności Barcelony i Katalonii".

"Jestem zarówno przeciwko zastosowaniu artykułu 155 konstytucji, jak i przeciwko Jednostronnej Deklaracji Niepodległości Katalonii" - podsumowuje swą wypowiedź Ada Colau.

Pierwszy zastępca burmistrza Barcelony i barceloński lider Partii Socjalistów Katalonii, Jaume Collboni, krytykując Deklarację Niepodległości stwierdził, że podzieliła ona Katalonię na dwa obozy i stała się "katastrofą polityczną".

>>> Czytaj też: Niezależna Republika Katalonii coraz bardziej realna. Kataloński parlament zagłosował za niepodległością