Do złożenia zeznań wezwano 20 katalońskich polityków.

Odsunięty od władzy były szef katalońskiego rządu Carles Puigdemont, który od kilku dni przebywa w Belgii wraz z czterema byłymi ministrami w regionalnym rządzie, zapowiedział w środę, że zignoruje nakaz sądowy, podobnie jak towarzyszący mu współpracownicy. Mówił, że jest gotów zeznawać w Belgii. Jeśli faktycznie nie stawi się w sądzie, może zostać wydany nakaz aresztowania, który praktycznie uniemożliwiłby mu start w przedterminowych wyborach do parlamentu Katalonii. Są one zaplanowane na 21 grudnia.

W poniedziałek hiszpański prokurator generalny Jose Manuel Maza zapowiedział, że w związku z ogłoszeniem 27 października przez kataloński parlament niepodległości chce postawienia przywódcom tego regionu zarzutów rebelii, działalności wywrotowej i malwersacji. Za te przestępstwa grożą w Hiszpanii kary odpowiednio 30, 15 i 6 lat więzienia.

Sędziowie postanowią w najbliższych dniach, czy rozpocząć śledztwo w tej sprawie, które może potrwać nawet kilka lat i doprowadzić do procesu. Ustalą też, czy wezwani powinni trafić do aresztu śledczego. Mogą podjąć decyzję o warunkowej kaucji lub nakazać im oddanie paszportów.

Reklama

Sądy już zwróciły się do secesjonistycznych przywódców, by w piątek wpłacili 6,2 mln euro, aby pokryć potencjalne zobowiązania.

Według dziennika "El Pais" Puigdemont i 13 byłych członków jego gabinetu zostało wezwanych do złożenia zeznań przed madryckim sądem Audiencia Nacional, zajmującym się najpoważniejszymi sprawami polityczno-finansowymi i terroryzmem, a sześcioro członków prezydium katalońskiego parlamentu, w była szefowa parlamentu Carme Forcadell, przed Sądem Najwyższym. Prokurator generalny uważa, że członkowie prezydium dawali "fałszywe wrażenie legalności" procesu niepodległościowego w Katalonii.

Przed sądami stawiło się w czwartek 15 byłych katalońskich polityków, bez Puigdemonta i jego czterech współpracowników. Jako pierwszy do Audiencia Nacional przybył zastępca Puigdemonta, Oriol Junqueras.

W piątek po południu hiszpański Senat zaaprobował przejęcie przez rząd w Madrycie władzy w Katalonii, by zahamować proces odrywania się tego regionu od reszty kraju. Nastąpiło to krótko po przyjęciu przez kataloński parlament w tajnym głosowaniu rezolucji o ustanowieniu niezależnej od Hiszpanii Republiki Katalonii.

Jak relacjonuje agencja Reutera, pojawiają się pęknięcia w koalicji partii centroprawicowych i skrajnie lewicowych, które opowiadają się za secesją Katalonii, a także wewnątrz Demokratycznej Europejskiej Partii Katalonii (PDeCAT), czyli ugrupowania Puigdemonta. Niektórzy z jego sojuszników teraz popierają wynegocjowanie porozumienia z rządem centralnym w Madrycie.

Dążenia niepodległościowe pogłębiły podziały w Katalonii, a dwa ostatnie sondaże pokazały, że poparcie dla niepodległości mogło zacząć słabnąć. Z kolei opublikowany we wtorek oficjalny sondaż katalońskiego ośrodka badawczego Centre d'Estudis d'Opinio (CEO) wykazał, że 48,7 proc. Katalończyków uważa, iż ich region powinien być niezależny. To najwyższy odsetek od grudnia 2014 roku i wzrost poparcia od czerwca, gdy takiego zdania było 41,1 proc. mieszkańców regionu. Ogłoszeniu niepodległości obecnie sprzeciwia się 43,6 proc. Katalończyków. (PAP)