Parlament Europejski przyjął w środę rezolucję wzywającą polski rząd do przestrzegania postanowień dotyczących praworządności. PE wyraził m.in. zaniepokojenie proponowanymi zmianami w przepisach dotyczących polskiego sądownictwa, które "mogą strukturalnie zagrozić niezawisłości sądów i osłabić praworządność w Polsce". W dokumencie znalazł się też apel PE do polskiego rządu, by potępił "ksenofobiczny i faszystowski" Marsz Niepodległości.

Przeciwko rezolucji głosowali europosłowie PiS; PO podzieliła się w tej sprawie, a eurodeputowani PSL nie wzięli udziału w głosowaniu - wynika z informacji zebranych przez PAP. Sześciu europosłów PO, którzy głosowali "za", to: Michał Boni, Danuta Huebner, Danuta Jazłowiecka, Barbara Kudrycka, Julia Pitera i Różna Thun.

Wiceszef PO Tomasz Siemoniak zapowiedział, że zapewne w przyszłym tygodniu na posiedzeniu zarządu partii odbędzie się rozmowa o konsekwencjach wobec europosłów, którzy zagłosowali w środę za sankcjami dla Polski. W czwartek europosłanka Róża Thun (PO) oświadczyła, że jest gotowa poddać się karze.

W piątek w rozmowie z Radiem Zet, Thun powtórzyła, że "dostosuje się do tego, co zdecyduje zarząd Platformy". "Ale ja myślę, że to się tak nie skończy" - podkreśliła. Dodała jednocześnie, że "PO nie jest partią dyktatorską".

Reklama

Dopytywana, czy głosowanie "za" rezolucją przez europosłów PO jest faktycznym stanowiskiem Platformy, do którego partia "nie ma odwagi się przyznać", Thun odparła: "Bogactwem PO i tym, co mi się w niej zawsze podobało i dalej podoba, jest to, że tam jest z kim pogadać, że jeżeli mamy różne zdania to na ten temat rozmawiamy"- zaznaczyła. "To nie wojsko, to jest partia" - dodała europosłanka.

Przyznała, że przed głosowaniem była o tym rozmowa na temat w partii. "Ja argumentowałam za rezolucją, a inni argumentowali również. Był ten jeden punkt sporny, który dotyczy słynnego art. 7., tzn. przekazania całej sprawy do Rady (Europejskiej)" – tłumaczyła.

"Główna różnica między mną, a moimi kolegami polega na tym, i mieliśmy na ten temat bardzo ciekawa dyskusję, że ja uważam, że my w ogóle nie powinniśmy grać tymi sankcjami" - przyznała Thun.

Dopytywana, dlaczego PO nie głosowała solidarnie "za" rezolucją, Thun odparł: "Bo jest takie niebezpieczeństwo, że potem wszyscy zaczynają mówić o sankcjach, czegoś się przestraszają". "Wydaje mi się, że jest podstawowy problem z komunikacją" - oceniła. "Nie mamy jeszcze tak wykształconej debaty u UE, żeby większość obywateli wiedziała o co chodzi" - podkreśliła.

Zauważyła jednocześnie, że w tekście rezolucji, która została przegłosowana "nie tylko nie pojawia się słowo sankcja", ale nawet "nie pojawia się żadna wyraźna sugestia o sankcjach". Przyznała, że konsekwencją rezolucji może być odcięcie Polsce prawa głosu w Radzie Europejskiej. Jednak "nie ma mowy o przycięciu funduszy unijnych dla naszego kraju" - mówiła. "Przycięcie funduszy jest czymś realnym, ale to nie ma nic do czynienia z tą rezolucją" – zapewniła.

Dopytywana, o czym w takim razie mówią jej koledzy, np. Janusz Lewandowski, który przyznał, że po rezolucji można mówić o "miękkiej perspektywie sankcyjnej", i czy w związku z tym, Lewandowski nie wie, co mówi, Thun odparła: "Wie co mówi, bo to jest bardzo mądry człowiek". "On mówi (o ryzyku sankcji), ale mnie się wydaje, że jesteśmy niewystarczająco precyzyjni ze słowami" – oceniła. Na pytanie, czy PO zachowuje się kunktatorsko, odparła: "Proszę mi nie kazać mi oceniać własnej partii".

Jak podkreśliła art. 7., mówi o tym, że "jeśli polski rząd nie potrafi się dogadać z KE, to należy przenieść tę dyskusje do Rady". "I z tego wszystkiego co może wyniknąć? Długa analiza tego, co się dzieje w Polsce" - tłumaczyła. "To, co parlament przegłosował, to - dajmy polskiemu rządowi jeszcze raz dostosować się do prawa i naprawić swoje błędy" - powiedziała europosłanka.

>>> Czytaj też: Szydło odniesie się do rezolucji w PE. "Debata była nieprawdziwa i szkalująca Polskę"