Po latach skupiania się na rosyjskim zagrożeniu militarnym wobec wschodnich granic, Europa w końcu się obudziła i chce działać. To pożądana reakcja, ale bardzo spóźniona.

Rosyjskie zagrożenie było jednym z głównych tematów ostatniego spotkania ministrów obrony państw NATO w Brukseli. W czasie spotkania pojawiły się trzy propozycje. Dwie z nich – odmłodzenie dowództwa marynarki wojennej na Atlantyku oraz stworzenie nowego dowództwa logistycznego – mają sens. Trzecia propozycja – budowa nowego, niezwiązanego z NATO organu „stałej współpracy” wśród państw UE - mogłaby po prostu duplikować (lub co gorsza konkurować) z istniejącymi organami dowódczymi Sojuszu.

Wzmożone obawy o północny Atlantyk wynikają z ostatnich prowokacji rosyjskich sił morskich na obszarze tzw. GIUK Gap (obszar pomiędzy Grenlandią, Islandią i Wielką Brytanią). Obszar ten stanowi bramę, przez którą okręty wojenne z Ameryki Północnej musiałby się przedostawać na wypadek wojny w Europie. To również punkt węzłowy, przez który musiałaby przepłynąć wielka Flota Północna Rosji, gdyby chciała się dostać na Atlantyk lub skierować się na Morze Śródziemne.

Reklama

Liczba patroli tego obszaru przez coraz szybciej rosnącą flotę rosyjskich okrętów podwodnych jest tak wysoka, jak w szczytowym okresie zimnej wojny, włączając w to niewidoczny dla radarów przepływ dwóch rosyjskich atomowych łodzi podwodnych w październiku 2016 roku. Jednostki te miały wesprzeć siły Rosji w Syrii. Nawet jeśli pełnowymiarowa wojna z Rosją wydaje się dziś mało prawdopodobna, to obszar ten jest wrażliwy na różne rodzaje sabotażu charakterystycznego dla „hybrydowej” formy walki ze strony Moskwy. Na obszarze tym krzyżują się bowiem rurociągi, kable komunikacyjne, platformy wiertnicze oraz floty rybackie.

Proponowane przez NATO dowództwo mogłoby mieć pełne uprawienia operacyjne oraz większą niezależność niż obecne dowództwo marynarki wojennej Sojuszu w Wielkiej Brytanii. Nowe dowództwo dysponowałoby także swoją własną siłą morską. Możliwe lokalizacje dla tego obiektu inne niż na terenie Wielkiej Brytanii, to Holandia, Norwegia czy Portugalia.

Potrzeba realizacji drugiego z pomysłów, czyli budowy nowego dowództwa logistycznego, stała się ewidentna po letnich ćwiczeniach „Saber Guardian”, w czasie których wojska NATO wraz z wyposażeniem były przemieszczane z Zachodu na Wschód Europy. Można je nazwać komedią pomyłek, w czasie której wojskowe konwoje musiały zmagać się z ograniczeniami transportu przez mosty, lokalnymi rozporządzeniami oraz graniczną biurokracją.

Pierwszym zadaniem nowego dowództwa logistycznego byłoby stworzenie „militarnej strefy Schengen”, wzorowanej na porozumieniu Unii Europejskiej umożliwiającemu niezakłócone przemieszczanie się przez granice państw UE. Biorąc pod uwagę fakt, że najwięcej problemów pojawiło się tam, gdzie wcześniej przebiegała żelazna kurtyna, Polska może być najbardziej sensowną lokalizacją dla nowego dowództwa.

Powyższe dwie propozycje mocno kontrastują z trzecią, czyli pomysłem utworzenia europejskiej współpracy wojskowej, zwanej PESCO. Oczywiście, że USA nalegały na europejskich sojuszników, aby ci robili więcej na rzecz wspólnej obronności w ramach NATO, np. przeznaczali na wojsko 2 proc. PKB. Ale ciężko sobie wyobrazić, aby PESCO było czymkolwiek więcej, niż duplikatem istniejącej struktury dowództw NATO. Jeśli inicjatywa ta będzie się dalej rozwijać, to będzie wywierać niepotrzebną presję na Sojusz Północnoatlantycki. Kto mógłby ucieszyć się z takiego rozwoju wydarzeń? Władimir Putin.

>>> Czytaj też: "Historyczny dzień" dla Europy. Polska i 22 kraje UE przystąpiły do współpracy wojskowej